RECENZJA

Suede - Bloodsports

bloodsports

Jeśli są tacy, którzy wątpili w potencjał odrodzonego po blisko dekadzie brytyjskiego Suede, ich nowa płyta "Bloodsports" niweluje wszelkie znaki zapytania. Suede wrócił w świetnej formie z rozpoznawalnie śpiewającym Brettem Andersonem, który pogodzony z kolegami w oryginalnym składzie zaproponował album jaki mogliby nagrać już w latach 90. Ich nowe piosenki uciekają od taniej, banalnej przebojowości, ale są na tyle chwytliwe, że dawne sympatie wobec Brytyjczyków powinny pobudzić bez przeszkód.
"Barriers" to energetyczny wstęp do całości, wypracowany jako singel wbrew pozorom nie oddaje w pełni uroku całej płyty. Bo już tak cudownie britpopowe ale zagrane z zębem utwory jak "It Starts And Ends With You" czy absolutnie najlepsze pośród tych 40 minut "Sabotage" już tak. Są esencją albumu, ich wizytówką i najmocniejszymi punktami. Każą wierzyć, że grupie potrzebna była po prostu przerwa, a teraz zyskali kolejną młodość i wiatr w żagle. Jest w tym graniu świeżość i słychać, że całej piątce ogromnie zależy, choć z dzisiejszej perspektywy to pewnie bardziej sentyment do wspólnego muzykowania niż potrzeba wyścigów z młodszą konkurencją. Choć niech znajdzie się ktoś kto wygra z ogromną dynamiką i wielkością utworów pokroju "Sometimes I Feel I'll Float Away". Za takie nuty czapki z głów.
Nie będzie przesadą jeśli zaznaczymy, że nie ma tu słabych momentów utworów mniej udanych czy mniej cieszących ucho. Od rzeczy stricte rockowych ("Snowblind"), przywołujących w pamięci patenty brzmieniowe z epoki świetności tej grupy i całego kierunku brytyjskiego podwórka, po rzeczy łagodniejsze, cieplejsze wykonane z ogromną pasją i przyozdobione smyczkami, ale jednak broniące się szlachetną melodyką, jak niemal dramatyczne "For The Strangers" czy balladowe "What Are You Not Telling Me?" o cechach smutnego hymnu.
Zespół reaktywował się już jakiś czas temu na koncerty, potem pojawiło się kolejne solowe dzieło Bretta Andersona, co pozwalało martwić się o nowy materiał grupy, nad którym jak się okazuje muzycy usilnie pracowali. Efekt przeszedł oczekiwania, bo jeśli dawni fani rozkochani kiedyś w hitach "Electricity" i "She's In Fashion" zaczepią ucho na "Bloodsports", z pewnością się nie rozczarują. Na listy przebojów można by dziś wycinać z krążka utwory jeden za drugim. Radiowe "Hit Me" w stylu Bowiego czy nośne acz pięknie nastrojowe "Always" to tylko przykłady. Dla tęskniących za tamtymi brzmieniami i minionymi czasami Suede zmyślnie pobudza nasze sentymenty. Ale i zaostrza apetyt na więcej. W dodatku zanotowało świetny powrót. Klasa. 9/10

author

Mariusz Osyra

 02.06.2013  
Trwa ładowanie zdjęć