RECENZJA

Deep Purple - Now What?!

now_what

Potężne brzmienie wykreowane przez mistrza przepychu Boba Ezrina robi wrażenie i sprawia, że Deep Purple zyskało także należytą potęgę wyrazu. Po raz pierwszy od dawna, co podkreślają zadowoleni z efektu sami muzycy. Tym samym kierownik Roger Glover cofnął się krok do tyłu, a powstała bardzo zespołowa rzecz. Fachowcowi miary Ezrina przecież mogli zaufać w pełni. A to już wystarczy jako dobry prognostyk przed zapoznaniem się z zawartością pierwszej od 8 lat płyty legendy rocka. Legendy która prochu tu oczywiście nie wymyśla, gra swoje staroświeckie rockowe czady, przetyka je czasem czymś spokojnym (jak średnio udany singlowy "All The Time In The World"), ale wprowadza też na tyle dużo frapujących rozwiązań aranżacyjno-stylistycznych, że obcowanie z "Now What?!" z pewnością dla fanów będzie miłą przejażdżką.
Trzeba od razu dodać na znany teren. Riffowe podejście do tematu głównego w "Out Of Hand" przywołuje wielkość hitów na miarę "Perfect Strangers", psychodeliczne odjazdy w rozpędzającym się i tytułowo "dziwnym" "Weirdistan" wprowadzają odpowiednią dozę nieznanego, a przecież jest jeszcze trawestacja mrocznych soundtracków rodem ze starego horroru "Vincent Price", która może i przypadkowo ale brzmi jak hołd dla szacownego aktora ze starego kina. Pełne ornamentów solówki Steve'a Morse'a mieszają się z równie wypieszczonymi na pierwszym planie organowymi szaleństwami Dona Aireya, w kilku miejscach płyty kradnie nawet show gitarzyście, a nad wszystkim unosi się duch starego Purple za sprawą wciąż mocnego głosu Iana Gillana.
Gra to wszystko spójnie, pojawiają się nieoczekiwane zwroty, instrumentalne ilustracje, a odpowiednia porcja hardrockowego impetu i melodyczna sprawność autorów pozwala upewnić się i pozostać spokojnym o inwencję kapeli bez zaglądania im do metryki. Wciąż przecież im się chce i potrafią, nawet jeśli to granie dla wiernych fanów stojących na straży tradycji, którzy nie oczekują więcej niespodzianek. Nie drgnie im nawet powieka przy "Hell To Pay" niby purplowym, a jednak dla mnie zbyt wyraźnie wyciągniętym z podwórka AC/DC. Lepiej więc chyba gdy Gillan & Co. się nie silą i grają zwyczajnie swoje - proste rockowe nuty, jak sugeruje już sam początek albumu w dość zróżnicowanym (wbrew pozorom) "A Simple Song". Ot tyle i aż tyle. 7/10

author

Mariusz Osyra

 15.05.2013  
Trwa ładowanie zdjęć