RECENZJA

Beyonce - Beyonce

beyonce

Tej Artystki nie trzeba nikomu przedstawiać. Jej najnowszy album "Beyonce" wzbudził ogromne zainteresowanie. Ryzykowne posunięcie - publikacja utworów w Internecie, bez wcześniejszej reklamy lub zapowiedzi - okazało się marketingowym strzałem w dziesiątkę. Album obecnie bije rekordy popularności na świecie jest dojrzały i zaskakujący artystycznie. Mowa oczywiście o najnowszym wydawnictwie Beyonce Knowles.

Na płycie oprócz 14 niesamowitych kompozycji umieszczono 17 wideoklipów zrealizowanych na całym świecie. Dla mnie album jest życiorysem Beyonce. Mnóstwo tu odniesień do dzieciństwa, dorastania, działalności w Destiny’s Child i późniejszej już solowej kariery Beyonce. Znajdziemy też odwołanie do prywatnego życia artystki – miłości i macierzyństwa. Cały koncept oparty jest na emocjach. Płyta bardzo kobieca. Pokazuje Beyonce niedoskonałą, czasem zmęczoną sławą, obrazami przeszłości, a czasem niszczoną przez nieposkromione pożądanie.

W kompozycjach takich jak "Drunk in love”, „Partition” czy "Haunted" wokalistka charakterystycznie moduluje głos na pograniczu mowy. „Hautend” i „Partition” to również połącznie świetnych dubstep'owych akcentów. Muzycznie płyta dość minimalistyczna. Różnorodne beaty i wokal Beyonce są głównym nośnikiem napięcia, to one zwracają uwagę. Piosenka „Blow”, przy której produkcji pracował Farrel Williams, to lekko funkowy, poruszający kawałek. Na płycie znajdziemy trochę egzotyki jak np. w "Jealous" oraz genialne wokalizy i krzyk Beyonce gdzieś w tle. Takie chwyty są obecne we wszystkich niemal kompozycjach – zdecydowany nacisk położony jest na wyraz emocjonalny, zobrazowanie nastroju dźwiękiem w bardzo przemślany sposób. Lekkie smaczki jazzowe także są obecne np. w "Rocket” i "Mine", choć obie piosenki diametralnie się różnią. Rocket – to soul z lekko rockowym zacięciem, a „Mine” to niemal ambient. Piękne falsety w "No Angel" i "Blue" budują nastrój intymności - całą płytę zdecydowanie można nazwać intymną i sexy. Przebojowa i genialnie wyprodukowana „XO” ma szanse porwać tłumy.

Czy płyta wyznacza nowe trendy? Moim zdaniem jest po prostu nowoczesna. Beyonce przemyciła do mainstreamu trochę nowości ze świata alternatywy. Pomieszanie funky, dubstep'u, pop'u, r&b, soul'u i hip-hop'owych wpływów to zwariowana mieszanka, przy tym nastrojowa i klimatyczna. Wokalistka do współpracy zaprosiła gościnnie takich artystów jak Drake, Frank Ocean czy wspomniany już Jay Z. Za produkcję odpowiedzialni są tacy giganci jak Timberlake, Timbaland, Pharrell Williams i Ryan Tedder. Niektórym płyta wyda się nudna. Niektórzy na pewno powiedzą, że kompozycje pozbawione są spójności. Inni będą mówić o politycznych kontekstach. Ja mówię – płyta fajna, jak na Beyonce zaskakująca odwagą, ale zgodna z najnowszymi trendami. Skojarzenie – Rihanna. Styl z pewnością obu artystek zbliżył się, Czy niebezpiecznie? Czas pokaże.

Beyonce po raz kolejny pokazuje różne twarze miłości i muzyki, oraz swój niewątpliwy talent wokalny. Artystka z pewnością ma jeszcze wiele do zaoferowania swoim fanom i wciąż utrzymuje się na szczycie.

author

Olena Szczepaniak

 01.03.2014  
Trwa ładowanie zdjęć