RECENZJA

Robbie Williams - Swing Both Ways

swing_both_ways


Szukacie czegoś trochę oldschoolowego na imprezkę taneczną? Płyta ma bujać, być lekka i taneczna? Polecam Robbiego Williamsa. Co prawda płytka ma już kilka miesięcy, ale w końcu to takie retro, że czas mu specjalnie nie szkodzi.
Mówcie co chcecie - że to kiczowate, że odtwórcze, że nic trudnego zagrać i zaśpiewać takie standardy... Ale do cholery, buja i kręci tak, jak mało co z rzeczy współczesnych. Na imprezę, do autka, do słuchania w biurze (o ile możesz pracować gdy nogi ci chodzą), po prostu na każdą okazję. Energia niesamowita!
I jacy goście! M.in. Lily Allen, Michael Buble, Kelly Clarkson. Czuje się, że wszyscy chyba mieli przy nagrywaniu niezłą frajdę. Takie klimaty mają naprawdę w sobie masę uroku, jakiś klasyczny sznyt, piękno i elegancję (np. ballady), a gdy bigband się rozkręci to tak jakbyśmy wchodzili do wehikułu czasu i przenosimy się na jakąś imprezę, wiele, wiele lat w tył.

I jazz i swing. I cudowne trąbki. I fortepian. I piękne partie na smyczkach. Ach co za klimat! Trochę może zgrzytają kawałki zahaczające o operetkę (np. „No one like a fat pop star”), ale takich słabszych chwil jest tu naprawdę niewiele.
Sporo coverów, ale w odróżnieniu od poprzedniego swingującego albumu Williamsa („Swing When You’re Winning" z 2001 roku), tym razem jest też kilka nowych utworów skomponowanych wraz z Guyem Chambersem (on też jest producentem płyty). Polecam choćby skoczne „I Wan'na Be Like You" albo tytułowy i żartobliwy numer tytułowy.
Lekkość, wdzięk, melodie... Dobrze, że są artyści, którzy przypominają taką muzykę i robią to z taką klasą.
Ocena 8/10

author

Robert Frączek

 27.02.2014  
Trwa ładowanie zdjęć