RECENZJA

Justin Currie - Lower Reaches

lower_reaches

"Lower Reaches" to już trzecia solowa płyta Justina Currie, głosu znanego z Del Amitri. Tym razem mamy do czynienia z nieco inną odsłoną solowej twórczości wokalisty. Album powstał nie w rodzinnej Szkocji czy Londynie a w Nashville, z udziałem tamtejszych producentów i muzyków, to też piosenki znów nabrały nieco bardziej amerykańskiego odcienia. Ponadto tym razem artysta w jedno zespolił dwa tak typowe dla siebie odcienie we własnej twórczości: ciągoty bardziej przebojowo-rockowe, pamiętane właśnie z dawniejszych płyt Del Amitri, z zamiłowaniem do autorskiej ballady, której najpiękniejsze przykłady mieliśmy na jego pierwszym dziele poza zespołem "What Is Love For?" kilka lat temu. "Lower Reaches" to też bardzo krótka, zaledwie nieco ponad półgodzinna płyta, więc tym bardziej cieszy że żadna nuta nie została tu zmarnowana i na krążek składa się z 10 udanych piosenek do których chce się ciągle wracać...
Aranżacje są tu bogatsze niż na wcześniejszych solowych dokonaniach, oprócz typowo rockowego składu śmiało wybrzmiewają organowe tła (zgrabne i ironiczne "Every Song's The Same"), dla urozmaicenia całości Currie dodał też proste programowane beaty, które nie odbierają nic z pełnych uroku melodii w świetnym "Little Stars" czy najpiękniejszym w zestawie "Into A Pearl". Kto poszukuje przebojów w duchu dawnych hitów Delsów za sprawą tego samego głosu mogą kojarzyć się w ten sposób np. "Bend To My Will" albo "I Hate Myself For Loving You".
W poruszających poetycką aurą songach w rodzaju "Falsetto", który otwiera całość, słychać też jak dojrzale wokalista dziś śpiewa. Z płyty na płytę coraz lepiej, z większą inwencją i różnorodnością używanej barwy. A jak dodamy do zwyczajowych występów wokalnych jeszcze falsetem zaśpiewany refren "Little Stars" to możemy docenić w pełni talent jakim dysponuje ten jeden z najbardziej niedocenianych twórców swojego pokolenia. Tym razem Justin Currie napisał kilka utworów, których tytuły powinny kiedyś ozdobić jego tablicę nagrobną, a ironizując w typowym dla twórcy stylu: melodie te mogłyby rozbrzmiewać na jego własnej pożegnalnej stypie. Wiadomo że Szkot ma swoje specyficzne poczucie humoru, wystarczy poczytać komentarze dotyczące nowego materiału na oficjalnej stronie solisty.
Dużo tu pięknych dźwięków akustycznych gitar, akompaniamentu fortepianu i dużo spokoju. Choć z pewnością "Lower Reaches" nie jest albumem tak cudownie eterycznym jak "What Is Love For?", to przynosi równie cudowne utwory. Kompozycje bronią się same, a ich wartość podkreślają jeszcze udane historie zawarte w tekstach, z cynicznym spojrzeniem na rock'n'roll, miłość, życie i śmierć, gwiazdorstwo i satyrę na współczesne konsumpcyjne goniące za pieniądzem społeczeństwo. Jak mówił sam autor chodziło mu o dodanie trochę poezji do rocka. I to z pewnością po raz kolejny się udało. 8/10

author

Mariusz Osyra

 31.08.2013  
Trwa ładowanie zdjęć