Jan Gałach: "Staram się patrzeć w przyszłość, wyciągając wnioski z przeszłości..."

Ten tekst przeczytasz w ok. 8 minut
Jan Gałach: Staram się patrzeć w przyszłość, wyciągając wnioski z przeszłości...
 fot. mat. prasowe

Rozmowa z Janem Gałachem skrzypkiem, kompozytorem, liderem zespołu Jan Gałach Band

Rok temu ukazała się debiutancka płyta Twojego zespołu "Jan Gałach Band". Jak to się stało, że na debiut fonograficzny tak długo fani Twojego zespołu musieli czekać?
Tak naprawdę to wszystko konsekwencje tego, że zespół nie mieszka w jednym miejscu tylko jest rozbity po całej Polsce. Na wszystko potrzeba więcej czasu i pieniędzy. Nie możemy sobie pozwolić na robienie prób każdego dnia, a nawet dwa dni w tygodniu. Więc także nagrania trwały dłużej. Ale cieszę się, że udało nam się to wszystko zrealizować.

Jesteś bardzo zapracowanym muzykiem, który na swoim koncie ma współpracę z wieloma Artystami. Jak podchodzisz do różnych kolaboracji? Długo się zastanawiasz nad podjęciem współpracy, czy przychodzi to spontanicznie?
To czy z kimś gram lub nie, jest zależne od wielu czynników… Ludzie, muzyka, klimat i pieniądze. Przy czym te ostatnie w niektórych przypadkach najmniej się liczą.

REKLAMA
Judas Priest News

Obecnie zakończyłeś pracę w studio z Maciejem Balcarem, nagrywając materiał na nowy album, który ukaże się w lutym. Mogliśmy Cię już usłyszeć na jego poprzedniej płycie „Znaki”. Jak przebiegały prace nad albumem, czy możesz zdradzić w ilu utworach będziemy mogli Cię usłyszeć?
Maciek stawia już wisienkę na torcie przy produkcji płyty. Niestety nie zdradzę w ilu utworach zagram (śmiech przyp. red) Zachęcam do kupna krążka i przekonania się osobiście.

Muzyka Maćka, to trochę inna bajka od tego co robisz ze swoim zespołem. Jak się w tym odnajdujesz?
Czy taka inna to bym tego nie powiedział. Ja się bardzo dobrze czuję w takich formach. Jest różnorodność. Podobnie miałem grając z Martyną Jakubowicz. Lubię grać na różnych instrumentach, a u Maćka mogę się w tym spełniać tylko więcej noszenia jest (śmiech przyp.red)

Debiutancka płyta „Jan Gałach Band” zawiera dziewięć utworów. Jak w rok po premierze oceniasz ten album? Zastanawiasz się nad tym co można było zrobić inaczej, czy raczej starasz się spoglądać wyłącznie w przyszłość ?
Zawsze można coś poprawić. Jeśli po roku od wydania stwierdzam, że coś nie działa to po prostu na koncertach gramy to inaczej, a jeśli coś jest dobre i działa to po co to zmieniać? Staram się patrzeć w przyszłość, wyciągając wnioski z przeszłości. Pewnie następna płyta będzie znowu trochę inna od poprzednich.

Lubisz tworzyć długie utwory? Jedna z Twoich kompozycji „Woman” trwa ponad 12 minut. Przyznasz, że to dużo więcej niż standardowy numer radiowy.
Lubię sobie czasem pograć. W dzisiejszych czasach liczy się tylko czy utwór ma czas radiowy. Mało kto zastanawia się teraz na istotą muzyki. Częstokroć same teksty są o niczym. „Woman” to tak naprawdę dwa utwory. Pierwsza część została troszeczkę przearanżowana po poprzednim zespole Karoliny, zaś druga część to mój pomysł, aby uchwycić ten jam-bandowy klimat.

Czy wśród utworów które stworzyłeś jest jakiś jeden, który jest w jakiś sposób dla Ciebie szczególnie ważny? Przełomowy?
Nie wiem czy przełomowy, ale na pewno „Aurora” i „Moja historia” ( pierwotnie był to jeden utwór, podzielony na dwie części, aby również spiąć krążek w jedną całość) to są utwory dla mnie bardzo ważne ze względów osobistych.

Tuż przed premierą płyty rozstaliście się ze swoim długoletnim gitarzystą (Marek Kobus), teraz są zmiany wśród perkusistów (byli Michał Bocek i Krzysiek Kot, są Jakub Jantos oraz Max Ziobro - Max grał w zespole JGB również na początku ich powstawania), trudno jest utrzymać tak liczny zespół w ryzach? Jaki wydźwięk mają rotacje personalne na Wasze działania?
Trudność stanowi to, aby taki zespół potrafił się utrzymywać z grania. W naszym kraju jest tendencja, że na koncerty rodzimych wykonawców się nie chodzi. Według zasady „cudze chwalicie, a swojego nie znacie”. Organizatorzy również działają według takich reguł, zapraszając za duże pieniądze nawet trzecioligowych artystów zagranicznych, bo ludzie i tak na nich przyjdą. Natomiast wymagając od polskich muzyków aby zagrali praktycznie za nic. Jeśli ktoś z zespołu odchodzi to tak naprawdę zaczyna się wszystko od nowa. Zamiast myśleć nad kolejną płytą, to zespół od nowa wałkuje stare utwory w nowym składzie. Także mówiąc krótko: Nie będzie rotacji w zespole jeśli każdy będzie miał pieniądze z koncertów, a nie z wesel.

Dzisiaj płyty złożone są raczej z pojedynczych utworów – singli. Rzadko stanowią spójną całość. Pojęcie albumu na przestrzeni ostatnich lat bardzo się zmieniło. Jakie jest Twoje podejście do tworzenia materiału na krążek?
Płyta musi mieć coś co łączy wszystkie utwory. U mnie jest to np. brzmienie całego zespołu i skrzypce. Ja uwielbiam płyty, gdzie utwory nie są takie same. Różnorodność…to uwielbiam. Brak nudy i chęć zaskakiwania.

Skrzypce to mimo wszystko mało mainstreamowy instrument. Gitarzyści mają zdecydowanie łatwiej (śmiech przyp red). Dlaczego zdecydowałeś się na ten trudny instrument? Ktoś kiedyś powiedział, że skrzypek solo musi być wirtuozem by mieć szansę zostać zauważonym. Zgadzasz się z tą opinią?
Może gitarzyści mają łatwiej, ale jest ich wielu i nie każdy ma pracę. Jeżeli chodzi o wybór instrumentu to został mi narzucony przy egzaminach do szkoły. Gdy byłem starszy sam wybrałem w jakim kierunku chcę iść. Nie wiem czy zostałem zauważony i czy jestem wirtuozem, ale to zdanie tyczy się każdej dziedziny, nie tylko skrzypków czy nawet wszystkich instrumentalistów. Każdego zawodu.

W wywiadach wspominasz, że w Polsce nie tworząc tak zwanej muzyki popularnej jest bardzo ciężko o sukces. Nie mówiąc już o graniu piosenek w radio czy w telewizji. Nie myślałeś o tym by zmienić styl i tworzyć rzeczy na miarę Vanessy Mae czy Davida Garetta?
Odpowiem krótko na to pytanie…Nie. Lubię grać muzykę, a nie robić z siebie małpkę. Nie obrażając Vanessy ani Davida. Super, że zarabiają takie pieniądze ze swojej gry, ale pewnych utworów się nie dotyka, jak się nie umie ich grać, a już tym bardziej, jak się ich ducha nie czuje.

Od kilku lat pracuję przy festiwalu Rawa Blues. Kiedyś, impreza potrafiła wypełnić Spodek po brzegi. Dzisiaj ciężko o dobrą frekwencję, mimo, że występują na niej uznani Artyści, laureaci Grammy. Nie masz wrażenia, że Polacy uwsteczniają się muzycznie? Że brak dobrej edukacji muzycznej spowodował, że przeciętny pan Kowalski nie jest w stanie odróżnić dobrego muzyka od „muzycznego celebryty”?
To, że się uwstecznia to jedno ale to, że Rawa Blues paroma ruchami zapracowała sobie na złą opinię wśród muzyków i ludzi, to druga strona. Ale na ten temat się nie będę wypowiadał. Razem z Wojtkiem Mirkiem, który jest pomysłodawcą Szlaku Śląskiego Bluesa, w ramach, którego jestem dyrektorem artystycznym, idziemy w zupełnie drugą stronę. Ten koncert był zorganizowany dopiero trzeci raz, a już mamy za małą salę. Napomknę tylko, że w tym roku mieliśmy prawie tysiąc osób, a kilkadziesiąt się odbiło od wejścia z powodu braku biletów.

Masz na swoim koncie współpracę z muzykami silnie związanymi ze Śląskiem i z graniem prosto z lat ’70 i ’80: Leszek Winder, Dżem, Jan Skrzek, Jerzy Piotrowski, Krzysztof Ścierański - nie wolałbyś pograć ze swoimi rówieśnikami?
Jestem wychowany w chorzowskiej Leśniczówce, gdzie Ci wszyscy muzycy grali i grają nadal. To oni byli i są moją inspiracją muzyczną. Gram dużo z moimi rówieśnikami ale uwierz mi, ludzi z podejściem do muzyki jak ta stara gwardia jest znacznie mniej. Właśnie dlatego mam tak rozbity skład.

Skąd się wzięła w Twoim życia ta stara gwardia?
Na starej gwardii jestem wychowany. Ku wielkiemu niepocieszeniu mojej mamy, Wojtek (mój starszy brat) zabierał mnie na koncerty do Lasu, gdzie jako dzieciak zachłystywałem się dźwiękami ze sceny. Z nimi grałem jako młody chłopaczek i do dzisiaj jakoś szybciej umiem się muzycznie porozumieć.

Jakie jest Twoje muzyczne marzenie? Z jakim muzykiem chciałbyś zagrać na jednej scenie?
Jak miałem dwadzieścia parę lat to marzyłem żeby koncertować po całym świecie, a teraz tak naprawdę marzę, żeby normalnie żyć z muzyki i nie zastanawiać się czy na wszystko wystarczy. Z kim marzę wystąpić? Z moimi idolami…Derekiem Truckiem, Claptonem, Plantem, Jimmi Page’m czy Warrenem Haynes’em. Takie małe marzenie.

Co najczęściej Cię inspiruje?
Wszystko co mnie otacza. To zależy od pory dnia lub nocy, klimatu czy humoru.

Wyobrażasz sobie swoje życie bez muzyki?
Bez muzyki czy bez grania? Bez muzyki nie, a bez grania….trudne pytanie.

Jakie masz plany na najbliższą przyszłość? Myślisz już o kolejnej płycie swojego zespołu?
Teraz skupiam się nad różnymi rzeczami. Płyta teraz jest dla mnie daleką przyszłością. Najważniejsze są próby i nadchodzące koncerty w nowym roku, nawiązałem współpracę z Łukaszem Wiśniewskim w ramach jego projektu Hard Times, no i oczywiście w lutym Maciek Balcar.

Dziękuję za rozmowę
Rozmawiał Sebastian Płatek

author

Sebastian Płatek

Redaktor naczelny
 redakcja@netfan.pl

 29.12.2018   fot. mat. prasowe

Slade - legenda brytyjskiego rocka na Gitarowym Rekordzie Guinnessa we Wrocławiu!

Wybierz Artystę Roku 2018 NetFan.pl!

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć