Mad Lung: "Z końcem dnia uśmiech obecny jest na mojej twarzy..."

Ten tekst przeczytasz w ok. 18 minut
Mad Lung: Z końcem dnia uśmiech obecny jest na mojej twarzy...
 fot. mat. prasowe

David „Mad Lung” Langston - amerykański raper, producent muzyczny i właściciel niezależnej wytwórni płytowej Yesyal Records. W swoim dorobku artystycznym ma już trzy solowe projekty. Jego ostatni album „Word On Tha Street” ukazał się w 2012 roku.

Zdaniem senatora Stanu Mississippi Chrisa McDaniela muzyka rap promuje przemoc. Jest aż tak źle?
Temat rzeka. Nie mogę jednoznacznie stwierdzić, że rap to wyłącznie przemoc. W każdym gatunku muzycznym znajdą się zagadnienia, które nawiązywać będą do wspomnianej kwestii. Nie należy zatem winić jedynie hip hopu. Problem jest znacznie bardziej złożony. A czy naprawdę jest aż tak źle? Niech ludzie wybiorą, czego chcą słuchać i pozostaną wierni temu, co wybrali. Cóż, ja słucham rapu, podobnie jak moje dzieci.

Według niego winna jest kultura, której moralność dawno upadła. Mówił o hip hopie. Co powiedziałbyś wszystkim tym, którzy krytykują wspomniany gatunek muzyczny?
Ponownie, wszystko zależy od tego, jakich artystów słuchamy. On stara się wszystkich zaszufladkować, a tak się nie da. Jeśli chcesz atakować hip hop, musisz uderzyć w programy telewizyjne, sieci i korporacje, które promują ten gatunek muzyczny. Oczywiście, nie brakuje artystów, których wartości moralne różnią się od siebie. Tylko, co z tym zrobisz? Jeśli ludzie nie chcą tego rodzaju muzyki, powinni zakazać jej dystrybucji. Nie można winić całej kultury. Rap to przede wszystkim samoświadomość, rozwój intelektualny, bycie lepszym sobą. Niestety, nikomu nie zależy na promocji artystów, którzy głoszą takie przesłanie. Łatwiej jest wskazać na jedną, czy dwie jednostki z danego stanu i krytykować muzykę.

REKLAMA
30 Seconds To Mars News

Rap jest sztuką?
Zdecydowanie. Piękną formą sztuki. Rapujemy nawet w tym momencie. Brakuje jedynie muzyki. (Śmiech) To forma sztuki tożsama z innymi. Najlepsza z możliwych. Takie jest moje zdanie.

A co z poświęceniem życia. Czemu pośród raperów jest tak wiele ofiar? Niewyjaśnione morderstwa Tupaka i Biggiego nie pomagają w ociepleniu wizerunku muzyki rap. Czy jest jeszcze miejsce na dialog w tym specyficznym świecie?
Jest wiele miejsca na dialog i wielu artystów, którzy nieustanie poruszają ten temat. Wszystko zależy od tego, czy otrzymają możliwość wyrażenia swej opinii. Oni wiedzą, co robią. Jest tak jak wspominałem wcześniej – chodzi o coś więcej niż hip hop. Istnieje zatem miejsce na dialog, ale niezbędna jest chęć rozmowy. Po pierwsze, musisz zaprzestać wskazywania palcem, musisz zdać sobie sprawę, że nie ogarniesz całej kultury. Większość z nas nie mówi o przemocy, o tym, co dzieje się wewnątrz miast, o tym, co oddziałuje na nasze rodziny, o niewyjaśnionych morderstwach. Zamiast tego Ci ludzie opowiadają o brutalności policji. Zacznijmy więc od niej, zanim przejdziemy do obwiniania muzyki. Możliwość dialogu istnieje zawsze, ale nie mam pojęcia, kogo mógłbyś zaprosić do rozmowy. Kto byłby osobą właściwą do wypowiadania się w tak ważnej kwestii? Jest wielu artystów i raperów, którzy powinni zabrać głos już teraz, ale pytanie, czy ich posłuchamy? Nie są już tak popularni, jak dawniej. Przykład - ludzie lekceważą słowa Chucka D, a ja go słucham. Czytam między wierszami. Mówimy o dwóch różnych światach, które próbuje się traktować, jak jeden. To nie ma sensu.

Chodzi więc o kulturę, czy o osobowość artystów? Pamiętam rapera o pseudonimie Big Lurch, który rymował o zabijaniu ludzi, a potem zabił swoją znajomą i zjadł jej wnętrzności. Brotha Lynch Hung, który tworzy podobne rzeczy, stwierdził z przerażeniem „Ja o tym tylko rymuję, a on to naprawdę zrobił!”.
Mówisz o gatunku artystów, którzy nie udźwignęliby tej kultury na swoich barkach. To szaleni ludzie. Pochodzą z Sacramento, miasta bliskiego memu sercu, ale tego, co robią nie można pochwalać. W tym konkretnym przypadku mamy do czynienia z jednostką będącą częścią pewnej całości. Dotykamy więc innego poziomu hip hopu, który również jest tu obecny. Wspomniałeś Brotha Lyncha, mówisz o Big Lurch…To dobrzy artyści, którzy wybrali taką właśnie drogę. Część z tego, co robią może się podobać, pozostała część nie. Powstrzymam się od ich oceny, ale powtarzam - nie można atakować hip hopu z powodu kilku takich artystów.

Zapytałem o to, ponieważ wielu raperów pochodzi z nizin społecznych. Myślisz, że to główna przyczyna tej sytuacji?
Sądzę, że dużo zależy od faktu pochodzenia, ale niemniej istotną rolę odgrywają tutaj pieniądze. Mówienie o nich. Stają się wówczas niezbędnym elementem życia. Jeśli wywodzisz się z biedy i nie masz kasy, opowiadasz o tym, co widzisz. Wielu artystów pochodzących z nizin społecznych nie umie się z nich wydostać. Dlatego też masz rzeszę młodych raperów, którzy rymują o walce, przetrwaniu oraz sytuacji, w jakiej się znaleźli. Po przeciwnej stronie stoją z kolei ci, którzy wychwalają zachód słońca i uroki życia. To wszystko czyni rap niezwykle piękną formą sztuki. I nie brak tu utalentowanych ludzi. Tyle, że z końcem dnia i tak znajdą się tacy, którzy wybiorą sobie konkretne osoby, by mówić wyłącznie o nich.

Kiedy rozmawialiśmy rok temu przyznałeś, że Twoje muzyczne inspiracje od zawsze związane były z nabytym doświadczeniem życiowym. Jakiego rodzaju doświadczenie miałeś wówczas na myśli?
To dotyczy wszystkiego. Mojego dzieciństwa, rodziny, środowiska, ludzi, którymi się otaczałem. Nie wszystko w mojej przeszłości było złe. Nie lubię zbyt wiele mówić na ten temat…Znam doskonale ulicę, przeróżne osoby. Robiłem rzeczy, z których nie jestem dumny, które były wynikiem mojej złości, nadmiernego skupienia. To już minęło. Naturalnie pewne sprawy nadal mi towarzyszą, ale umiem dziś radzić sobie z nimi. Sytuacje, przez które przeszedłem, to, o czym mówię w utworach bliskie są moich korzeni. Jest jak jest. Teraz chodzi wyłącznie o muzykę.

Żałujesz tego, co było?
Nie, nie żałuję niczego. Każdy mówi, że mając taką możliwość zmieniłby coś w swoim dawnym życiu. Ja jestem innego zdania. Widzisz, życie to dar. Daj mu szansę. Pewne rzeczy z mojej przeszłości nadal spędzają mi sen z powiek. I nie będę tu kłamał. Nie żałuję jednak niczego. Jestem raczej wdzięczny ludziom, których postawa pomogła mi wrócić na właściwe tory. Czuję, że uczyniło mnie to lepszą osobą. Są tacy, którzy nie afiszują się ze wszystkim, czego doświadczyli. W moim przypadku nie ma powodu do płaczu. Z końcem dnia uśmiech obecny jest na mojej twarzy.

Rap opowiada często o życiu na ulicy. Co wiesz na jego temat? Sam przyznałeś, że Twoje dzieciństwo nie należało do najłatwiejszych.
Pochodzę z północnej Kalifornii. Większość dzieciaków z mojej okolicy dorastało wraz ze mną. Moje środowisko było więc ich środowiskiem. Co wiem na temat ulicy? Nie mówię zbyt wiele o tym, co robiłem, ponieważ to nie jestem ja. Czuję obrzydzenie do rzeczy, które widziałem. Kilku moich znajomych nadal tu tkwi. Miejsca, w których bywałem, rzeczy, których byłem świadkiem, nie są czymś, czym warto się chwalić. Byłem tam, gdzie większość ludzi wolałaby nigdy nie być. W żadnym razie nie nazwałbym siebie gangsterem, ale dorastałem pośród tego wszystkiego. Kiedy więc mówię o ulicy, myślę bardziej o wyciągnięciu pewnych istotnych lekcji. Były czasy, w których dochodziło do konfliktów między mną, a innymi osobami. Dziś rzadko się w to bawię.

Miewałeś problemy z policją?
Tak, gdy byłem młodszy, ale…Nie ma mnie w kartotekach. (Śmiech) Jestem czysty, nie dopadną mnie z byle powodu.

Pytam, gdyż raperzy raczej nie lubią policji.
A kto ich lubi?! Przepadamy za nimi tylko w podbramkowych sytuacjach, gdy są nam niezbędnie potrzebni. (Śmiech) Bądźmy szczerzy, jest tu pewnie wielu dobrych gliniarzy, ale znowu – jest tak, jak w przypadku hip hopu i zwalania całej winy na ten gatunek muzyczny. Jeśli mamy rozmawiać o sprawiedliwości i przemocy, musimy zdać sobie sprawę z faktu, że pełno jest funkcjonariuszy, którzy dopuszczają się wyjątkowo ohydnych rzeczy. Dookoła nas nieustannie giną młodzi ludzie. I tak, jestem białym gościem, a wszędzie pokazują czarnych kolesi. Tyle, że moje dzieciaki są mieszane, moja rodzina jest czarna. Dlatego nie chciałem o tym mówić na początku naszej rozmowy, ponieważ w każdej chwili mogą mnie na czymś przyłapać. Ludzie patrzą. Nie dbam o zdanie tego senatora – to jego opinia, ale policja powinna być pod szczególnym nadzorem. Chcesz wypowiadać się na temat hip hopu, spójrz na postępowanie policji. Co z Ferguson i tamtym rejonem? Zacznij od tego, zanim przejdziesz do konkretnej kultury. Większość spraw to morderstwa, których dopuszczają się młodzi. Nie powstrzymasz gangów, ale przyjrzyj się temu dokładniej. Kiedy oglądam wiadomości widzę dużo rzeczy, które dotyczą policji. Nie zadzieram z nimi. (Śmiech)

Muzyczną karierę rozpocząłeś w 1993 roku, czyli ponad 20 lat temu. Jak opisałbyś różnice pomiędzy obecnym przemysłem muzycznym, a tym, który zapamiętałeś z przeszłości?
Rok ’93 był właściwie pierwszym, w którym wszystko drgnęło. Jeśli chodzi o zmiany, mamy obecnie wielu młodszych braci, którzy robią to, co my. Nigdy jednak nie zapytali nas o drogę, o wskazanie kierunku. Dysponują bowiem masą nowych gadżetów, technologicznych nowinek, z których korzystają. Wszystko to pozwala im szybciej dochodzić do celu. Myślę nawet, że dzieje się to zbyt szybko, dlatego tak wiele chłamu wychodzi na światło dzienne. Nie ma już potrzeby opuszczenia mieszkania, ściskania ludziom dłoni, kontaktu w cztery oczy, zachęcania do kupna płyty. Obecnie wszystko odnajdziemy w Internecie. Młodzież skupia się na powielaniu istniejących schematów. Nie potrafi walczyć o swoje. Mówi „jesteś mi coś winny”. Nikt nie jest ci nic winien. Jedyną osobą, która powinna coś zrobić jesteś ty sam. To nie inni są twymi dłużnikami, to ty masz u nich dług. Odnoszę również wrażenie, że brakuje dziś szacunku do wykonywanej pracy. Coraz więcej jest artystów, którzy pojawiają się znikąd. Kwestia korzeni nie odgrywa już istotnej roli. Są, jak napakowane sterydami kurczaki. Jeśli nie nabiją statystyk, przepadają bez wieści. Wykonawcy pozbawieni kreatywności, którzy nie mają nic do powiedzenia, zarabiają jednak krocie. Talent nie liczy się tak, jak dawniej.

Czy zmyśliłeś kiedykolwiek tematykę swoich tekstów?
Masz na myśli to, czy ściemniam?

Raczej, czy zdarzało Ci się kłamać w utworach?
Czyli mówisz o praktyce, którą wielu artystów uskutecznia w dzisiejszych czasach. Opowiadają o doświadczeniach osób trzecich. Ja tak nie postępuję. Kiedy zadajesz mi pytania tego typu, mój umysł głupieje. Zastanawiam się, jaki utwór masz na myśli? To, o czym rymuję jest prawdziwe w każdym aspekcie. Moja twórczość dotyka każdego poziomu mego życia. Nigdy nie kłamię. Nie usłyszysz więc, jak opowiadam o piciu szampana, lataniu drogimi samolotami. Choć nie przeszkadza mi znajomość z kimś, kto tak robi. W swojej twórczości stawiam na świeżość, na element zabawy. Zresztą, wspominaliśmy o tym – rap był kiedyś źródłem radości. Mogę odnieść się do przeżyć kogoś innego, ale nigdy nie opowiem jego historii.

A co powiesz o raperach, którzy nie piszą własnych rymów? Czy przesłanie, jakie głoszą, ich publiczny wizerunek są naprawdę szczere?
Nie, absolutnie. Ich celem jest sprzedaż produktu. Nie poruszają istotnych tematów. Zamiast tego uprawiają karaoke. Chcą jedynie naszych pieniędzy.

Zatem to zwykły biznes, tak? Ludzie pokroju Puff Daddy’ego kłamią? On ma własnego ghostwritera…
I dużo kasy. To doskonały biznesmen, ale nie jest raperem. Gdy mówimy o rapie, nie biorę go pod uwagę, choć jest tu ważną personą. Mamy dziś wielu artystów, którzy przechwalają się swymi dokonaniami. Czasem wydaje się, że to problem wyłącznie hip hopu. Podobny trend widać jednak w innych odmianach muzycznych. Nigdy nie zabraknie wielbicieli karaoke. Britney Spears jest królową tego gatunku. (Śmiech)

Pomówmy o odpowiedzialności. Co sądzisz o młodych ludziach, którzy uczą się o życiu z Twoich piosenek? Rymy, które piszesz mogą wpływać na ich światopogląd. Czujesz na sobie ciężar własnych działań?
Czuję, dlatego staram się, by mój przekaz był możliwie najprostszy. Chciałbym, aby ludzie mogli uczyć się na moich błędach. Nie możliwe jest, żeby każdy artysta przejmował się wszystkim, co robi. Najważniejszą kwestią jest jakość oferowanej twórczości. To producenci tworzą dziś płyty. Osobiście wierzę, że jestem jak Pharrell, gdy nagrywał „Happy”. Kiedy słyszysz ten kawałek czujesz się szczęśliwszy. Ufam, że podobnie jest z moimi utworami. Zawierają tą samą pozytywną energię. Widzisz, dorastałem w domu różnym pod względem muzycznym. Moja mama słuchała wszystkiego, począwszy od Johnny’ego Mathisa po Patsy Cline, czy Steviego Wondera. Mój ojczym był uzdolniony muzycznie, podobnie, jak mój biologiczny ojciec. Wychowałem się więc pośród najróżniejszych dźwięków.

Wspomniałeś o rodzicach. Czy pomagali w rozwoju Twoich talentów? Wspierali Cię w tym, co robisz obecnie?
Zdecydowanie nie. Dopiero jakieś dwa lata temu moja mama przyznała, że to nawet fajne. Nie odczułem jednak takiej satysfakcji, jaką odczuwałabym zapewne, kiedy byłem młodszy i potrzebowałem jej wsparcia. Moje dzieciństwo nie jest czymś, o czym lubię opowiadać. Było dość przykre.

Masz żal do rodziców?
Teraz już nie. I nigdy za brak wsparcia. To, o co mam do nich żal to sposób, w jaki dorastałem. Nie jestem nawet pewien, czy słowo „żal” jest tu najbardziej odpowiednie. Chyba lepiej jest powiedzieć, że czuję się rozczarowany ich postawą.

Sądzisz, że gdyby zachowywali się inaczej, życie byłoby łaskawsze dla Ciebie?
Raczej nie. Ich wsparcie nie miało dla mnie aż takiego znaczenia. Jestem dziś starszy i jako rodzic wiem, jak ważna rolę odgrywa ono w życiu dziecka, ale mój przypadek był odstępstwem od tej reguły. Jestem typem człowieka, który stawia na samorealizację. Jeśli mówisz, że czegoś nie umiem, czegoś nie potrafię zrobić, postaram się udowodnić, że jesteś w błędzie. To, co najbardziej śmieszy mnie w tej sytuacji, to fakt, że po wszystkich przejściach, jakie miałem z moją mamą, nagle zaczęła się starać. I to teraz, gdy nie jest to już ważne dla mnie samego. Pyta o moją muzykę, wykazuje zainteresowanie, ale wiem, że zupełnie jej to nie interesuje. Mogę podać nazwisko najstarszego i najbardziej znanego rapera na świecie, a ona i tak nie będzie wiedzieć, o kim mówię. (Śmiech) Choć właściwie to nawet słodkie, że podjęła tę próbę.

Twoi rodzice rozwiedli się, gdy byłeś dzieckiem. Jak to wspominasz?
To mgliste wspomnienie. Ojciec opuścił nas, gdy byłem bardzo mały. Potem pojawił się mój ojczym i wszystko toczyło się swoim torem. Dla mnie cała sytuacja była czymś całkowicie normalnym. Mój brat i siostra bardziej to przeżyli. Siostra po dziś dzień nie potrafi sobie z tym poradzić. Relacje z moim ojczymem nie należały jednak do najprzyjemniejszych. Nie przepadał za mną. Po latach dowiedziałem się także, że po ślubie z moją mamą, chciał oddać mnie do adopcji. Starał się o to długi czas. Pomimo tych wszystkich problemów, czuję emocjonalny związek z jego osobą. Czy to nie dziwne? Jako dziecko chciałem być jak mój biologiczny ojciec. Był poukładany, dobrze wyglądał, miał pieniądze. A w moim rodzinnym domu panowała bieda. Ojciec nie brał jednak czynnego udziału w kształtowaniu mojej osobowości, stąd taka bliskość z ojczymem. Choć, przysięgam na Boga, że go nienawidzę.

Dziś sam jesteś ojcem. Starasz się unikać błędów, które popełniono względem Ciebie?
Tak, choć i tak powielam niektóre z nich. Unikam jednak tych najgorszych. Nie jestem idealny.

Pisarz James Michener stwierdził kiedyś, że „artyści to w większości dewianci”. Dodał także, że nie wyobraża sobie, by szczęśliwa i w pełni racjonalna osoba mogła trudnić się zawodem pisarza, malarza, czy nawet muzyka. Zdarzało Ci się myśleć o sobie w podobnych kategoriach?
Uważam, że większość artystów to ludzie spłukani finansowo. To, co odróżnia nas od innych, podobnych osób to fakt, że pomimo tych trudności, potrafimy wyrazić samych siebie. Ale faktycznie, mamy swoje problemy. O wielu własnych opowiedziałem w moich utworach. Nie chciałbym jednak, aby zabrzmiało to, że jesteśmy niezrównoważeni emocjonalnie. (Śmiech)

Kim zatem jest artysta? Osobą o złożonej osobowości, która świadomie dzieli się swym życiem z innymi? To rodzaj prostytucji, zdajesz sobie z tego sprawę?
Nie do końca zgodziłbym się z Tobą. To, jak zaproszenie kogoś do Twojego domu. Pokazujesz mu to, co chcesz by widział. Mówimy o złożonej formie relacji. Zawsze bowiem pozostawiasz coś dla siebie, skrywasz pewien szkielet w szafie. Mnie to odpowiada. Wszystko, o czym do tej pory mówiłem, czym dzieliłem się z innymi, spotykało się z pozytywnym przyjęciem. Obecnie, bardziej niż wcześniej, staram się jednak zwracać większą uwagę na to, co mówię, gdyż mam czwórkę dzieciaków na wychowaniu.

Krytyka Cię martwi?
Nie. Być może w czasach, kiedy byłem młodszy. Radzę sobie z nią, gdyż stawiam na stały rozwój. Jeśli nie lubisz tego, co robię, w porządku - spróbuję uczynić cię moim fanem. Z natury jestem optymistą, choć nie twierdzę, że krytyka mnie nie boli. Opinie innych potrafią ranić, ale jeśli masz coś do powiedzenia, powiedz to. Dzięki takiej ocenie mojej twórczości, widzę pełen obraz. Gdybym pozostał tylko przy swojej opinii wtedy to, co robię nie byłoby szczere.

Ponoć żyjemy w czasach konsumpcjonizmu. Zgadzasz się z tym twierdzeniem? Wszystko sprowadza się do posiadania możliwie największej ilości dóbr?
To zabawne, że o tym wspominasz, gdyż przedstawiłeś dokładnie mój punkt widzenia. Pieniądze nie zapewnią szczęścia, chyba, że już wcześniej wiodłeś radosny żywot. Można być biednym, lecz szczęśliwym. Popatrz na mnie. (Śmiech) Stale powtarzam, że zazdrość to złe uczucie. Należy cieszyć się tym, co się ma. Trzeba docenić własny los i patrzeć wyłącznie na siebie. Dzieciom mówię natomiast, by pozostały bliskie swym wartościom, bliskie Bogu oraz wierze. Bliskie prawdzie. Czasy, w których żyjemy pozbawione są miłości.

Jak brzmi najważniejsza lekcja, jakiej dzieciaki mogą nauczyć się od nas – rodziców?
By nie ufać policji. (Śmiech) Żartuję. By żyć blisko Boga. Nie ważne, co robisz, staraj się żyć w zgodzie z tym, w co wierzysz. Świat pełen jest różnych zdarzeń, często z udziałem młodych ludzi. Dlatego tak ważne jest, by pozostać blisko Stwórcy.

O czym więc myśli Bóg, gdy spogląda na świat, który stworzył? Sądzisz, że dumny jest z tego, co widzi?
Trudne pytanie, ale sądzę, że tak. Czemu miałby myśleć inaczej? To, co dzieje się wokół nas nie jest jego tworem. Jeśli wierzysz w niego, masz tego świadomość. Bóg jest, jak ojciec. I podobnie, jak on ma prawo karać za grzechy. Nie zabiera jednak wszystkiego, co mamy. Gorsze od kary jest bowiem oczekiwanie na nią. Żyjemy ze świadomością jej przyjścia, a to sprzyja dyscyplinie. Prawdopodobnie, spoglądając w dół, Bóg czuje się rozczarowany. Wiele złego dzieje się dziś na świecie. Ale to on jest Stwórcą i jeśli uzna, że czas na zmiany, wprowadzi je.

Opowiedz mi o swoich marzeniach. Czy to, o czym marzyłeś w dzieciństwie spełniło się, choćby częściowo, w Twoim dorosłym życiu?
Zdecydowanie. Mam cudowne dzieci, żonę, nie mieszkam już w otoczeniu, w którym dorastałem i każdego dnia mogę robić to, co zechcę. O tym marzyłem. Chciałem znaleźć się w miejscu, w którym jestem obecnie. Szczerze mówiąc, dawniej nie wierzyłem nawet, że przeżyję, a jeśli miałbym przeżyć to sądziłem, że skończę w więzieniu. To ciekawe, jaki scenariusz napisało dla mnie życie.

Muzyka od zawsze była częścią Twoich marzeń?
Nie miałem wyboru. Muzyka już zawsze będzie czymś, co muszę robić. Nigdy nie myślałem o wielkiej karierze, chciałem wyrazić swe myśli. Muzyka była więc moim głosem, nie marzeniem.

Zatem, gdzie byłbyś dzisiaj gdyby nie ona?
Nie mam pojęcia. Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki. Gdybym nie nagrywał, gdybym nie był zaangażowany w to, co robię obecnie, pewnie byłbym jednym z wielu słuchaczy, którzy posiadają ogromne kolekcje najróżniejszych płyt. Jedno jest pewne – cholernie bym się nudził!

Rozmawiał: Kamil Mroziński

author

Sebastian Płatek

Redaktor naczelny
 redakcja@netfan.pl

 17.01.2015   fot. mat. prasowe

Accept na jedynym koncercie w Polsce!

Konkursy NetFan.pl: Wyniki

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć