"Jesteśmy mega szczęśliwi mogąc grać naszą muzykę, pisać ją i obracać się w jej otoczeniu..."

Ten tekst przeczytasz w ok. 6 minut
Jesteśmy mega szczęśliwi mogąc grać naszą muzykę, pisać ją i obracać się w jej otoczeniu...
 fot. Universal Music Polska

Rozmowa z Claudio Donzelli członkiem grupy Mighty Oaks.

Pozwól, że zacznę od tematu Waszej kariery artystycznej. Kiedy rozpoczęła się ona na dobre? Kto był inicjatorem powstania Waszego zespołu?
To dość długa historia. Ogółem, poznaliśmy się na Melodica Festival – folkowym festiwalu w Hamburgu. Dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie, co zaowocowało wspólnym wyjazdem do Berlina. Potem zajęliśmy się tworzeniem muzyki, a to przywiodło nas w miejsce, w którym obecnie jesteśmy.

„Mighty Oakes” – czy nazwa zespołu ma w sobie jakieś ukryte znaczenie? Co wpłynęło na to, iż zdecydowaliście się występować właśnie pod takim mocnym-poteżnym „szyldem”?
Pod koniec 2010 roku, kiedy wspólnie z Ianem postanowiliśmy umieścić nasze pierwsze utwory na SoundCloud.com, uznaliśmy, że potrzebujemy nazwy dla naszego zespołu. Po lekkiej burzy mózgów natknęliśmy się na amerykańskie przysłowie, które mówi „wielkie dęby z małych żołędzi wyrastają“. Stwierdziliśmy, że świetnie pasuje ono do nas, zwłaszcza, że jako tekściarze i muzycy byliśmy takimi „małymi żołędziami“. Mamy nadzieję, że wspólnie wyrośniemy na „większe dęby“.

REKLAMA
Judas Priest News

Domyślam się, że każdy z Was ma już za sobą spory dorobek muzycznych doświadczeń, z pewnością graliście już wcześniej w jakichś zespołach muzycznych? W jakich gatunkach muzycznych próbowaliście wcześniej swych sił?
Każdy z nas jest silnie związany z muzyką. Ja zajmuję się muzyką od 6 roku życia, odkąd to uczyłem się gry na pianinie i teorii muzyki. W przeszłości występowałem z wieloma różnymi zespołami, a w latach 2006-2010 prowadziłem solową karierę. Ian otoczony był muzyką w swoim rodzinnym domu – bluegrass, folk, głównie amerykańcy piosenkarze. Grywał trochę solo, kiedy mieszkał jeszcze w Hamburgu. Craig także występował z innymi zespołami, jak również na własną rękę. To jedyny członek zespołu, który wydał swój debiutancki krążek.

Gdy patrzę na Was widzę trzech postawnych, przystojnych mężczyzn, których wyobrażam sobie z łatwością, grających hard rock czy nawet metal Po czym słyszę pierwsze dźwięki „Just one day” i uśmiecham się zaskoczona pod nosem (pozytywnie zaskoczona!) Czy od samego początku zgadzaliście się co do rodzaju granej przez Mighty Oakes muzyki? Co zadecydowało o wyborze indie-folk, to dość alternatywny wybór?
Muzyka, którą gramy jest wynikiem omawiania pomysłów, które Ian przynosi do stołu. Nigdy nie rozmawiamy na temat gatunku muzycznego, w którym chcemy nagrywać. Ian pisze teksty i przygotowuje wstępny zarys piosenek, odwołujących się naturalnie do tradycji folkowej, w której dorastał, jako dziecko. W tym samym czasie ja i Craig, którzy wywodzimy się z innych środowisk muzycznych, uzupełniamy utwory o różne brzmienia. Z tego też powodu naszej twórczości nie można przypisać wyłącznie do muzyki folkowej. Są w niej korzenie tego gatunku, ale ogółem to połączenie przeróżnych stylów.

Pochodzicie z 3 różnych krajów: z Włoch, USA oraz Wielkiej Brytanii. To trzy zupełnie odmienne kultury, folklor, zwyczaje… Jaki wpływ ma Wasze pochodzenie na muzykę, którą gracie? Jakie dźwięki, nastroje, każdy z Was stara się przemycić do Waszych utworów?
Nie powiedziałbym, że kraje, z których pochodzimy stanowią naszą inspirację twórczą. Chodzi raczej o to, że słuchając dawnych nagrań, przenosimy różne doświadczenia życiowe na graną przez nas muzykę.

Jedną z Waszych piosenek, która szczególnie zapada w pamięć to piosenka „Brother”. Niesamowicie klimatyczny utwór, który poruszył także mnie Powiedzcie czy historia przedstawiona w tym utworze, jest zainspirowana przeżyciami któregoś z Was?
„Brother“ to piosenka o przyjaźni. Nostaligczna refleksja dotyczącą różnych etapów życiowego rozwoju, która opowiada o tym jednym, prawdziwym przyjacielu, o którym wiesz, że zrobi dla Ciebie wszystko. I dla którego Ty także postąpiłbyś w ten sposób. Bez wątpienia utwór ten zainspirowany został doświadczeniami każdego z nas.

Utwór ten jest singlem z Waszej debiutanckiej płyty „Howl”. Które z utworów na tej płycie są Wam najbliższe? Z których jesteście szczególnie dumni?
Wiesz, jesteśmy dumni ze wszystkich piosenek zamieszczonych na płycie. Każda z nich jest bowiem wyjątkowa dla nas. I to z różnych powodów. Pierwszy singiel „Brother“ to utwór doskonale reprezentujący nasz zespół. Tekst jest autorstwa Iana, ja stworzyłem aranżację, a porywający bass to pomysł Craiga. Jest w nim duch muzyki pop, co świetnie sprawdza się w radio.

Zdecydowaliście już, który z nich zostanie kolejnym singlem?
Prawdopodobnie będzie to utwór „Seven Days“.

Za Wami pierwsza trasa koncertowa po Niemczech, Austrii i Szwajcarii, czy macie jakieś szczególne wspomnienia związane z nią? Jak wspominacie bezpośredni kontakt z fanami?
Nasz pierwsza trasa koncertowa stanowiła niezapomniane doświadczenie. Takich rzeczy nie da się zapomnieć, zwłaszcza, gdy to pierwsza taka trasa w Twojej muzycznej karierze. Wyprzedano wszystkie bilety, co jeszcze bardziej podkreślało jej szczególny charakter. Każdego dnia przybywaliśmy do innego miasta, w którym czekali na nas wyjątkowi ludzie i gdzie witano nas niezwykle ciepło. To niesamowite zagrać album, dla widowni, która zna go doskonale, zna każdy tekst. To fantastyczne! Niektóre występy były dosyć „niekonwencjonalne“. Dla przykładu graliśmy niedaleko Ulm, w miejscu, w którym mieściła się niegdyś stacja benzynowa. Był tam bardzo mały pokój, bez klasycznej sceny, załadowany ponad setką ludzi stłoczonych, jak sardynki w puszcze, ledwie 50 cm od nas!

Wcześniej byliście w trasie wspólnie z wieloma znanymi zespołami: Kings of Leon, First Aid Kid, Shout Out Louds? Współpracę z którym z nich wspominacie najlepiej?
Trudno powiedzieć. Występy z First Aid Kit i Kings of Leon były jedynie supportami. Z Shout Out Loud daliśmy 9 koncertów po całej Europie. Był to nasz pierwszy raz w trasie po dłuższej przerwie. Wspaniale było zagrać dla tej publiczności, zwłaszcza, że okazała się bardzo dla nas łaskawa. Występ The Kings of Leon był największym w jakim dotychczas partycypowaliśmy. Uczęstniczyło w nim 18 000 ludzi. To było wręcz przytłaczające.

Gracie razem od 2008 roku, to już 6 lat. Czy po tym czasie możecie powiedzieć: „Tak, to spełnienie moich marzeń, właśnie to chciałem robić w życiu”?
Jesteśmy mega szczęśliwi mogąc grać naszą muzykę, pisać ją i obracać się w jej otoczeniu. To niezwykłe. Rozumiemy jednak, że poza pasją i marzeniami, tworzenie muzyki wymaga profesjonalizmu oraz pracy z właściwymi ludźmi. Odkąd rozpoczęliśmy naszą podróż, jako Mighty Oaks muzyka stała się dla nas czymś bardzo „prawdziwym“. Składa się ona jednak z wielu różnych aspektów, od papierkowej roboty począwszy, po kwestie organizacyjne, logistyczne i zwyczajnie wielogodzinne przesiadywanie w busie.

Swoją muzyką wypełniacie pewną niszę, na którą moim zdaniem jest bardzo duże zapotrzebowanie, szczególnie w Europie. Z zainteresowaniem będziemy wyczekiwać kolejnych Waszych muzycznych dokonań. Z pewnością przed Wami wspaniała muzyczna przyszłość. Tego bardzo Wam życzymy!
Dziękuję! Trzymajcie za nas kciuki!

Dziękuję za rozmowę

Rozmawiała: Sandra Jędrowiak

author

Sebastian Płatek

Redaktor naczelny
 redakcja@netfan.pl

 22.05.2014   fot. Universal Music Polska

Miasteczko Orange Warsaw Festival 2014 z muzycznymi niespodziankami!

Robert M powraca z kolejnym tanecznym numerem!

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć