"Moje uczucia względem sukcesu "Kung Fu Fighting" były od zawsze mieszane…"

Ten tekst przeczytasz w ok. 9 minut
Moje uczucia względem sukcesu Kung Fu Fighting były od zawsze mieszane…
 fot. mat. prasowe

Rozmowa z Carlem Douglasem, twórcą legendarnego przeboju „Kung Fu Fighting”.

Na wstępie chciałbym podziękować Ci za to, że znalazłeś dla nas czas i zgodziłeś się odpowiedzieć na nasze pytania. Jestem Ci niezmiernie wdzięczny. Zacznijmy od tematu, który nierozerwalnie wiąże się z Twoją osobą. Mam tu na myśli Twój największy przebój – utwór „Kung Fu Fighting”, który ukazał się w 1974 roku. Powiedz, jak wspominasz sesję nagraniową tej piosenki? Czy spodziewałeś się, że stanie się ona aż tak popularna?
Dziękuję Ci za to pytanie. Nagraniom „Kung Fu Fighting" towarzyszyły wielkie oczekiwania. W tamtych czasach temat ten był bardzo popularny z uwagi na kręcone w Hong Kongu filmy z udziałem takich ludzi, jak Jackie Chan, Bruce Lee, czy innych przedstawicieli tego gatunku. Sukcesem okazał się także serial telewizyjny z Davidem Carradine w roli głównej, ale brakowało muzyki, która poruszałaby tę tematykę. Podczas nagrań wytłumaczyłem producentowi, że wspomniana piosenka ma być oryginalna i autentyczna. Wszyscy wierzyliśmy w jej powodzenie, ale nikt z nas nie mógł przewidzieć, że stanie się tak rozpoznawalna oraz długowieczna.

REKLAMA
Judas Priest News

Z tego, co pamiętam „Kung Fu Fighting” królowało nie tylko na amerykańskich, ale i europejskich listach przebojów. Piosenka znana była m.in. w Niemczech, Włoszech, czy Belgii. Otrzymałeś za nią także statuetkę Grammy za najlepiej sprzedający się singiel roku 1974. Kawałek ten pojawił się również na Twojej debiutanckiej płycie, zatytułowanej „Kung Fu Fighting and Other Great Love Songs”. Ciekaw jestem, jak odnalazłeś się w tym nowych dla Ciebie realiach? „Kung Fu Fighting” grano niemal wszędzie. Stałeś się gwiazdą i zapewne znacząco zmieniło się Twoje życie. Byłeś na to gotowy?
Tak, „Kung Fu Fighting" stało się numerem jeden również w innych krajach, oprócz tych, które wymieniłeś. Dodatkowo, utwór ten stał się hymnem mieszanych sztuk walki. Byłem gotowy na to tylko częściowo. Rozpoczynałem, jako dobrze znany piosenkarz R&B i Soul, by następnie stać się międzynarodową supergwiazdą, co kompletnie odmieniło moje życie. Musiałem przygotować się do tras koncertowych, występów. Nominacja do nagrody Grammy była dużym wyróżnieniem, a fakt, iż stałem się pierwszym Jamajczykiem, który otrzymał statuetkę nauczył mnie pokory.

Zapytałem o Twoje przemyślenia na temat popularności, ponieważ wygląda na to, że oprócz niebywałego sukcesu, „Kung Fu Fighting” stało się także Twoim przekleństwem. W czasie swojej kariery nagrałeś bowiem także inne solowe albumy, ale żaden z nich nie odniósł sukcesu porównywalnego z sukcesem Twojej pierwszej płyty. Czy nie czujesz się czasem nieco oszukany przez los? Niedoceniany przez przemysł muzyczny i słuchaczy na całym świecie? Prawdopodobnie na zawsze już kojarzony będziesz, jako ten, który nagrał wspominany kawałek. To Cię nie martwi? Wciąż masz wiele do zaoferowania…
Moje uczucia względem sukcesu „Kung Fu Fighting" były od zawsze mieszane. Nigdy nie rozpatrywałem tej piosenki w kategoriach przekleństwa, ale na moje nieszczęście, przemysł muzyczny docenił mnie jedynie pod kątem wspomnianego utworu, zapominając o innych nagraniach. Mimo wszystko jednak moje nastawienie było pozytywne, a na osiągnięty sukces spoglądałem, jak na błogosławieństwo. Z matematycznego punktu widzenia byłoby niezmiernie ciężko wyprodukować kolejny, równie świetny kawałek.

Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym abyśmy porozmawiali o czasach, gdy nie byłeś jeszcze znany i rozpoznawalny. Urodziłeś się w 1942 roku w Kingston, stolicy Jamajki. Jak długo mieszkałeś w swoim rodzinnym mieście? Jakie jest Twoje najmilsze wspomnienie związane z tym krajem?
Urodziłem się w miejscu nazywanym Admiral Town w okolicach Kingston, będącym regionem klasy robotniczej. Wyprowadziłem się stamtąd w wieku 8 lat do Campbell Town - rejonu zamieszkałego przez klasę średnią. Przebywałem w nim do 13 roku życia. Miło wspominam czasy, w których uprawiałem sport. Grałem w piłkę nożną, krykieta, trenowałem boks i uczyłem się. Moim celem było zostać inżynierem. W wieku 14 lat moje babcie spotkały się na naradzie i zdecydowały, że powinienem wyjechać do Anglii, dokąd zresztą wyemigrowała wcześniej moja mama w pogoni za wykształceniem.

Kiedy rozpoczęła się Twoja muzyczna podróż? Kiedy zdałeś sobie sprawę z roli, jaką pełniła muzyka w Twoim codziennym życiu?
Swoją muzyczną podróż rozpocząłem w kościele, gdzie śpiewałem w chłopięcym chórze. Zajmowałem się tym także podczas wakacji, kiedy odwiedzałem rodzinę w USA, jak również w późniejszym czasie, gdy przebywałem już w Anglii. Dołączyłem wówczas do innego chóru. Nauczyciel muzyki zwrócił uwagę mój głos, zabrał na stronę i zapytał, czy kiedykolwiek wcześniej rozważałem możliwość zostania profesjonalnym piosenkarzem. Odpowiedziałem mu, że nie bardzo, ponieważ moim celem było uszczęśliwienie rodziny poprzez uzyskanie stopnia inżyniera mechanika. Podczas przyjęcia w klubie piłkarskim, dla którego grałem w tamtym czasie, zapoznano mnie z grupą muzyczną o nazwie The Charmers. Manager klubu zapytał managera zespołu, czy jeden z jego graczy, który nieco śpiewa mógłby dołączyć do grupy na krótki występ. Odpowiedź była twierdząca. Zaśpiewałem więc kilka dobrze znanych rock & rollowych piosenek, co przyjęte zostało gromkimi brawami. Było to w roku 1963.

Mówią, że środowisko w jakim dorastamy, pasje naszych rodziców, odciskają swe piętno na naszej przyszłości. Decydują o tym, kim stajemy się w dorosłym życiu. Czy to samo dotyczy także i Ciebie? Czy ktokolwiek inny w Twojej rodzinie również interesował się muzyką?
Moje babcie od najmłodszych lat zaszczepiły we mnie przekonanie, że dobre maniery, szacunek i ambicja, podobnie, jak wykształcenie są podstawą do osiągnięcia sukcesu w życiu. Moje ciocie z kolei zachęcały mnie do śpiewania, zwłaszcza, że same były dobrymi śpiewaczkami.

Powiedz, pamiętasz jeszcze swoje pierwsze profesjonalne nagrania? Jeśli tak, jak oceniłbyś je z perspektywy czasu?
Zbieg okoliczności sprawił, że powinieneś był zadać to pytanie. W listopadzie zeszłego roku mieliśmy tzw. kolację po latach. Uczestniczyłem w niej ja oraz muzycy znani mi od czasów The Charmers aż po Stampede. Kiedy zeszliśmy na tematy odkrywania na nowo dawnych nagrań, rozpoczęliśmy dyskusję od kawałka „Crazy Feeling", wydanego w 1964 roku. Znalazło się nawet wydawnictwo zainteresowane publikacją tych utworów. Przez ostatnie miesiące przesłuchiwałem więc piosenki z przeszłości i była to dla mnie nie lada niespodzianka. Jednocześnie, okazało się to być dosyć satysfakcjonujące i wywołało lawinę wspomnień.

Bob Marley wyznał kiedyś: „Jedną z dobrych rzeczy, jakie można powiedzieć o muzyce jest to, że gdy już Cię trafi, nie czujesz bólu”. Miałeś okazję poznać go w przeszłości. Jaki jest Twój stosunek do muzyki? Czym jest ona dla Ciebie?
To słuszne stwierdzenie. Miałem możliwość i przyjemność poznać Boba Marleya oraz niektórych muzyków z The Wailers. Nawet nagrywałem z nimi i The Eye Tree w należącym do Boba Tuff Gong Studios w czasie jego choroby. Był świetną osobą, filantropem i uwielbiał opowiadać historie z czasów swojego dzieciństwa. Mówił też o cierpieniu, jakiego doświadczał. Moje podejście do muzyki jest takie - muzyka to stopa życia. Jednoczy oraz przekracza wszelkie granice. Daje radość i satysfakcję tym, którzy ją kochają.

Twój ostatni studyjny album „Keep Pleasing Me” ukazał się w 1978 roku. Zastanawiam się, jak opisałbyś to wydawnictwo? Jakie były Twoje oczekiwania związane z jego premierą?
Płyta „Keep Pleasing Me" była punktem zwrotnym, który, jak miałem nadzieję, zaprezentuje różne strony moich umiejętności wokalnych. Znalazł się na niej mój ostatni, znany poza granicami Stanów, przebój „Run Back". Album ten zaspokoił moje oczekiwania w tym sensie, że świat zapoznał się z pozostałymi utworami z mojego repertuaru. Innymi niż „Kung Fu Fighting". Podobała mi się praca nad tym krążkiem.

Minęło 36 lat od czasu wydania tej płyty. Czy mógłbyś powiedzieć nam, jakie są Twoje przyszłe plany? Czy pracujesz obecnie nad nowym materiałem?
Tak, faktycznie minęło już sporo czasu. W obecnej chwili współpracuję jednak z nowym zespołem producentów nad kolejną płytą, na której zamieszczonych zostanie 14 utworów. Album ten przypadkowo zbiegnie się w czasie z 40 rocznicą wydania „Kung Fu Fighting". Wspomniany krążek będzie dla wszystkich zaproszeniem do powrotu na parkiet.

Jesteś w tym biznesie od dłuższego już czasu. Doświadczyłeś nie mało. Kiedy spoglądasz na obecny przemysł muzyczny, dzisiejszych artystów oraz panujące trendy, w jaki sposób porównałbyś go do czasów, gdy święciłeś swoje największe sukcesy? Wygląda na to, że wiele zmieniło się od tamtej pory.
Zgadza się. Scena muzyczna zmieniła się w ten sposób, że dzisiejsi wykonawcy zdają się pojawiać i znikać równie szybko. Czasem aż ciężko zapamiętać, kto jest kim lub co dany z nich nagrał. To wciąż piękny zawód, ale nastąpiło w nim tak wiele zmian, że trudno za wszystkim nadążyć. Dla przykładu, kiedy byłem na tzw. topie, aby zyskać złotą bądź platynową płytę, musiałeś sprzedać przynajmniej 250,000 albumów. Dziś można to osiągnąć mając mniejsze wskaźniki sprzedaży.

Masz 71 lat. To chyba dobry moment na podsumowanie kariery artystycznej. Wszystkich tych wzlotów i upadków. Gdybyś miał możliwość przeniesienia się w czasie, zmiany kilku decyzji, podjętych przez Ciebie w przeszłości, do którego okresu swego życia chciałbyś się udać i dlaczego? Co mógłbyś zmienić?
Dzięki za przypomnienie mi mojego wieku. Osiągnąłem go i jestem tym całkiem usatysfakcjonowany. Gdybym miał przeżyć wszystko od nowa, niewiele bym zmienił. No może poza tym, że mogłem pozostać piłkarzem w czasach, gdy zarabiałem 25 funtów za tydzień występów. Dziś suma ta mogłaby wzrosnąć do 250,000 funtów tygodniowo (śmiech - przyp. red.).

Na koniec, powiedz proszę, czujesz się człowiekiem spełnionym?
Tak, powiedziałbym nawet, że doścignąłem swą ambicję, a teraz zmierzam po spełnienie w życiu.

Raz jeszcze dziękuję za poświęcony czas. To był prawdziwy zaszczyt dla nas. Ze swej strony, chciałbym Ci życzyć zdrowia oraz wszystkiego, co najlepsze. Dziękuję. Trzymaj się.
Uprzejmie dziękuję za Twoje pytania. Mam nadzieję, że moje odpowiedzi okazały się na tyle satysfakcjonujące, że pomogą moim fanom oraz Tobie zaspokoić ciekawość i dowiedzieć się nieco więcej o mnie. God Bless and One Love.

Rozmawiał: Kamil Mroziński

author

Kamil Mroziński

 06.02.2014   fot. mat. prasowe

30 Seconds to Mars już w czerwcu w Rybniku

Bob Dylan 30th Anniversary Concert Celebration Blu-ray w marcu!

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć