"Muzyka to dla mnie wolność wyrazu..."

Ten tekst przeczytasz w ok. 13 minut
Muzyka to dla mnie wolność wyrazu...
 fot. wegotfreshideas.com

Rozmowa z amerykańskim raperem Skee-Lo, twórcą legendarnego utworu „I Wish”, poświęcona jego karierze muzycznej, najnowszej płycie oraz spojrzeniu na otaczającą nas rzeczywistość.

Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym podzielić naszą rozmowę na trzy rozdziały. Pierwszy z nich poświęcony zostanie początkom Twojej kariery muzycznej, drugi przeniesie nas do lat ’90-tych, a trzeci poruszy tematykę Twoich obecnych planów. Możemy zaczynać?
Pewnie, że tak!

„I Wish I Was Little Bit Taller”
(„Chciałbym być trochę wyższy”)


Twoje prawdziwe imię i nazwisko brzmi Antoine Roundtree. Według niektórych źródeł urodziłeś się w Chicago, lecz dorastałeś w Riverside w Kalifornii, podczas gdy inne przekonują, że Twoim rodzinnym miastem jest Nowy Jork. A jak to jest w rzeczywistości? Skąd pochodzisz?
Moje prawdziwe imię i nazwisko brzmi dziś Antoine X. Urodziłem się w Chicago w stanie Illinois. Mieszkałem w południowej części tego miasta, na osiedlu Robert Taylor Homes. Potem przeniosłem się do Poughkeepsie w Nowym Jorku, gdzie spędziłem kilka lat. Tam też poznałem hip hop. Wówczas popularne były grupy pokroju Kurtis Blo, UTFO, Whodini, Afrika Bambaataa, raper KRS-One i wielu innych. Pokochałem tę kulturę i tak już zostało! Z czasem wyprowadziłem się do Moreno Valley w Kalifornii, a niedługo potem do Los Angeles, gdzie przebywam do dziś. Mieszkam tu dłużej niż w jakimkolwiek innym miejscu, w którym byłem (to już 23 lata). Wciąż odwiedzam Chicago i Nowy Jork, ale bez dwóch zdań jestem dzieckiem Kalifornii! Zupełnie jak 2Pac, który pochodził z Nowego Jorku, czy Kurupt, który wywodzi z Filadelfii, a dziś jest raperem z Zachodniego Wybrzeża. Jestem dumny ze swej przeszłości, z moich chicagowskich korzeni, gdyż to właśnie tam pokochałem Soul i R&B. W Nowym Jorku natomiast zapoznałem się z hip hopem. W Los Angeles jednak dopracowałem swój styl i dorosłem. „Kocham LA”.

REKLAMA
Tool News

Wyczytałem gdzieś, że rozpocząłeś swą muzyczną karierę w połowie lat ’80-tych. Ciekaw jestem, co zdecydowało o tym, że zainteresowałeś się rapem? Czy ten rodzaj muzyki popularny był pośród Twoich przyjaciół, znajomych, rodziny, czy też coś zupełnie innego stało się powodem Twojej fascynacji tym gatunkiem muzycznym?
Tak! Moja profesjonalna kariera rozpoczęła się w Kalifornii w 1985 roku, tyle, że pierwsze rymy składałem już dużo wcześniej. Nowy Jork był miejscem, w którym rozwinęła się moja fascynacja hip hopem. To, co interesowało mnie w nim najbardziej to właśnie cała ta kultura! DJ’e, MC’s, slang, umiejętność komunikacji z ludźmi, to poczucie niezależności – gdy inni mówili: „to nie przetrwa, to zwykłe dziwactwo”, my nie zwracaliśmy na nich uwagi! Każdy ma swój własny styl, nie ma dwóch takich samych artystów, muzyków brzmiących tak samo. Bycie sobą było w tym wszystkim najważniejsze – akceptuj sam siebie i bądź tym, kim jesteś. To właśnie w takiej kulturze dorastałem! Mój ostatni album „Fresh Ideas” powstał w oparciu o powyższe wzorce. „HIP HOP”.

Przytoczę tu słowa słynnego Kinky Friedmana – amerykańskiego piosenkarza country zdaniem, którego szczęśliwe dzieciństwo jest „najgorszą z możliwych form przygotowania do życia”. Co myślisz o tej tezie? Jak zapamiętałeś swoje dzieciństwo? Czy doświadczenia z tamtego okresu pomogły Ci w przyszłej karierze?
Stwierdzam, że życie w dzisiejszym świecie nie jest łatwe. Dla przykładu, jak już wspomniałem, w młodości wychowywałem się na osiedlu Robert Taylor Homes. Zanim je wyburzono, osiedle to było jednym z najbardziej bezwzględnych zakątków w całej Ameryce. Obserwowałem handel dragami, widziałem śmierć, kradzieże, prostytucję, a wszystko to zanim osiągnąłem 9 rok życia. Nie mogłeś spokojnie wsiąść do windy bez obawy, że ktoś czeka na Ciebie na wyższych piętrach. Były to 16-piętrowe bloki o łącznej liczbie 4,415 sztuk. Wszystko z cegły i stali, zero jakiejkolwiek zieleni. Nawet policjanci, ścigając morderców, rezygnowali zanim zbliżyli się do klatki schodowej. Spaliśmy po pięć osób w jednym łóżku. Nękano mnie w czasach szkolnych. Musiałem walczyć, a niekiedy nawet uciekać, ale Allah (Bóg) zawsze dbał o moje zdrowie. Odkąd byłem dzieckiem łączył mnie z nim specjalny rodzaj więzi. Doświadczyłem także wiele miłości ze strony rodziny, ludzi, którym zależało na mnie, a nawet członków gangów, z którymi trzymałem. Byłem zresztą dobrym dzieckiem – bardzo spokojnym. Starałem się unikać kłopotów i byłem szalenie skromny. Tak właśnie wyglądało moje dzieciństwo i zgadza się, pomogło mi ono w późniejszej karierze. Całe moje życie opisuję dziś za pomocą piosenek. Moje doświadczenia, uczucia, emocje i przemyślenia. Nagrywanie albumu Skee-Lo jest niczym próba spojrzenia na siebie z innej perspektywy. Tu nie chodzi wyłącznie o płytę, to dokument mojej duszy…

Pozwól, że postaram się zgadnąć – masz około 167 cm wzrostu, mam rację? Jak sądzę, wzrost nie pomagał Ci w zawieraniu nowych znajomości, zwłaszcza z dziewczynami. Czy czułeś się kiedykolwiek zazdrosny z tego powodu? Wiesz, gdy patrzyłeś na tych wszystkich wyższych od siebie, nie pragnąłeś być taki, jak oni? Pamiętam, jeszcze z czasów szkolnych, że kwestia wzrostu bywała problematycznym zagadnieniem. Ci niżsi nie mieli łatwego życia…
Nie…było wręcz odwrotnie. Zawsze byłem popularny i to bez względu na miejsce, w którym wówczas przebywałem. Zawsze miałem wielu przyjaciół i wiele dziewczyn. Nigdy więc nie miałem z tym problemów. Moją jedyną wadą było to, że dziewczyny, za którymi wówczas szalałem, wolały sportowców, gwiazdy atletyki, koszykarzy, wysokich kolesi, itd. Szczerze mówiąc, to nie jestem aż tak niski (167 cm). Fani uwielbiają odejmować mi kilka centymetrów, głównie z powodu mojej piosenki („I Wish”). Uwielbiam swój wzrost i ten „kompleks Napoleona”, który się z tym wiąże.

Zanim przejdziemy do tematu Twojego pierwszego solowego albumu, chciałbym zapytać Cię o pojęcie sławy. Wiesz, jak to jest - jak to jest być sławnym i popularnym na całym świecie. Doświadczyłeś tego w drugiej połowie lat ’90-tych. Byłeś rozpoznawalny, grałeś wiele koncertów. Ludzie wówczas wiedzieli, kim jest Skee-Lo. Kiedy spoglądasz na to wszystko z perspektywy minionych lat, kiedy patrzysz na zmiany, jakie zaszły w tym czasie w przemyśle muzycznym, o czym wtedy myślisz? Nie masz wrażenia, że wcześniej było jakoś, sam nie wiem, lepiej, bardziej interesująco, scena muzyczna była różnorodniejsza? Bycie sławnym wymaga dużo pracy. Nie czujesz czasem, że dziś bardzo łatwo jest stać się tzw. gwiazdą?
Sława? Cóż, w ogóle mnie nie motywuje. Widać to na przykładzie mojej dotychczasowej kariery. Zobacz, bez jakiegokolwiek uprzedniego przygotowania, wyprodukowałem swój pierwszy album „I Wish”. I zrobiłem to siedząc we własnej sypialni. Nie miałem pieniędzy, umowy z wytwórnią płytową i nikt w tej branży nie zamierzał dać mi szansy. Z pomocą Boga jednak, tych 10 utworów, dało mi dwie nominacje do nagrody Grammy, w kategoriach: Najlepszy Rap i Najlepszy Album Rap. Moimi konkurentami byli Biggie Smalls, 2Pac, Bone Thugz i Dr. Dre. Jestem jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy współczesnego hip hopu. Moje utwory wciąż grane są na całym świecie, a każdy wie, że Skee-Lo to ten gość od „I Wish”. No chyba, że zupełnie nie słuchasz hip hopu. W VH1 mówią, że „I Wish” jest na 37 miejscu w notowaniach listy Top 40 najlepszych hip hopowych utworów lat ’90-tych. Najnowsze reklamy Toyoty wykorzystują moje nagrania. Niektórzy mogą nazwać to sławą, ale dla świętego spokoju powiedzmy raczej, że miałem farta, błogosławiono mnie w ten sposób…Ludzie rozpoznają mnie gdziekolwiek jestem. Nawet dziś. Czy rozmawiałbyś ze mną, gdyby było inaczej?
Widzisz, łatwo jest w dzisiejszych czasach stać się popularnym, mieszać popularność z gwiazdorstwem, ale proszę, nie mieszajmy gwiazdorstwa z tym, kim naprawdę jestem. Ostatecznie bowiem i tak wydaję płytę, która służy przede wszystkim słuchaczom. Jeśli lubisz alternatywny hip hop, polubisz także mój ostatni album „Fresh Ideas”.

„On Top Of The Stairs”
(„Na szczycie schodów”)


Rok 1995 był dla Ciebie niebywale szczęśliwy. Wydałeś swój debiutancki album „I Wish”, tytułowy utwór stał się olbrzymim hitem, a jedna z Twoich piosenek („Top Of The Stairs”) pojawiła się na ścieżce dźwiękowej do filmu „Pociąg z Forsą”. Jak zareagowałeś na wszystko to, co działo się wówczas wokół Twojej osoby? Nie bałeś się, że ten sen, ta wielka popularność, przeminą równie szybko? Na co wydałeś swoje pierwsze „duże” pieniądze?
Miałem wtedy naprawdę niezły ubaw! Nigdy nie zapomnę tych magicznych dni – Złotej Ery hip hopu. Wydaje się, jakby było to wczoraj…Mimo wszystko jednak, nigdy nie myślałem o popularności. Na marginesie powiem, że nigdy nie przyszło mi to do głowy. I nagle stałem się sławny. A pierwsze „duże” pieniądze wydałem na zakup domu.

Jak już wspominałem, utwór „I Wish” przyczynił się do dalszego rozwoju Twojej muzycznej kariery. Zadebiutował bowiem na 13 miejscu słynnej amerykańskiej listy przebojów Billboard Hot 100. Piosenka nominowana była także do nagrody Grammy (1996). Teledysk promujący „I Wish” stanowił parodię legendarnego „Forresta Gumpa” z Tomem Hanksem w roli głównej. Powiedz, czy przeczuwałeś, że wspomniany kawałek osiągnie tak niebywały sukces? Jak zapamiętałeś proces powstawania tego utworu?
Miałem przeczucie, że ten utwór może odegrać ważną rolę, ale że osiągnie aż taki rozgłos, nie byłem w stanie przewidzieć. Pisząc tę piosenkę przechodziłem wtedy trudny okres. Słowa wyszły same z siebie. Dzięki temu poczułem się lepiej, podobnie zresztą, jak niektórzy ludzie z mojego otoczenia. Czułem się tak, jakbym robił to od lat. Kiedy pracuję nad produkcją konkretnego utworu albo też kiedy inny producent puszcza mi jakiś podkład, który lubię, to muzyka mówi mi co i w jaki sposób powiedzieć. Mam w głowie słowa, rytm, koncepcję. To zupełnie tak, jakby ta piosenka istniała gdzieś we wszechświecie, dostrajała się i dopasowywała do mnie, rozumiesz? Wpierw wiedziałem, że „I Wish” stanie się hitem, a potem napisałem ten kawałek.

Kiedy słuchasz swoich dawnych nagrań, nie masz poczucia, że dziś zrobiłbyś wiele z tych rzeczy inaczej? Odnoszę wrażenie, że w którymś momencie Twoja artystyczna kariera stanęła w miejscu. Twój drugi solowy album ukazał się 5 lat później – w 2000 roku („I Can’t Stop”), ale nie odniósł takiego sukcesu, jak „I Wish”. Co działo się z Tobą w tamtym okresie? Czemu zniknąłeś na tak długo?
Nie zmieniłbym niczego, co dotyczy płyty „I Wish”. W przeciwieństwie do drugiego krążka „I Can’t Stop”. Nie opisałbym go, jako albumu Skee-Lo. Nie miałem żadnego wpływu na jego produkcję. Wykorzystano wokal z nagranych wcześniej utworów i od nowa je zaaranżowano. Nie ma mowy o albumie Skee-Lo bez mojego wpływu na proces tworzenia płyty. To przecież ja stworzyłem Skee-Lo i jego brzmienie. Z tego też powodu, ostatni album „Fresh Ideas” określiłbym mianem mojego drugiego krążka i moim najlepszym projektem. Nie przyznaję się do „I Can’t Stop”. A w kwestii tego, że zniknąłem na tak długi czas…Cóż, jestem jednym z tych artystów, którzy u szczytu kariery zapragnęli przejść na emeryturę. Wiesz, od podstaw wyprodukowałem album „I Wish”, ale potem zmagałem się z wysoce nieetyczną praktyką biznesową mojej poprzedniej wytwórni Sunshine Records. Postanowiłem więc odejść. Nie miałem zamiaru ogłaszać tego faktu. Musiałem zastanowić się, co z moją przyszłością. I dziś jesteśmy w tym miejscu! FRESH IDEAS.

Właśnie, Twój ostatni album „Fresh Ideas” wydany został w 2012 roku. Jak opisałbyś tę płytę? Czym różni się ona od Twoich poprzednich produkcji?
Bez dwóch zdań to klasyczny Skee-Lo, tyle, że nieco odmieniony. W 2010 roku miałem już dość słuchania muzyki dance, rapu, czy muzyki klubowej, które puszczano codziennie w radiu i telewizji. W 2012 roku, przeniosłem muzykę do tej złotej ery, czasów mówienia prawdy i prawdziwych emocji. To muzyka lat ’90-tych pełna nowoczesnego brzmienia. To istne szaleństwo! Zatrudniłem nowych producentów, takich jak The Titanz, Eugene Shakov i Direct Supply Entertainment, którzy produkowali kawałki dla E-40, Celly Cela, B-Legit i George’a Clintona. Możesz zakupić „Fresh Ideas” za pośrednictwem portali iTunes, Amazon, Spotify oraz Google Play. Fizyczna wersja krążka ukaże się 9 lipca br. Można przesłuchać go pod tym linkiem.

Powyższy album ukazał się nakładem Skeelo Musik. Czy mógłbyś opowiedzieć nam, w jaki sposób stałeś się Dyrektorem Generalnym tej wytwórni płytowej? Kiedy ona powstała?
Skeelo Musik LLC to niezależna wytwórnia płytowa, dystrybuowana przez Sony „Red Music”, MRI i Whatevaok Entertainment. Powstała ona w sierpniu 2009 roku. Założyłem ją wspólnie ze Stacy D. Ambrose, która pracowała w dziale promocji w wytwórni Qwest Records.

„I'll Be Waitin For Ya”
(„Będę na was czekał”)


Siedzisz w tym biznesie od wielu lat. Widziałeś i doświadczyłeś nie mało. Powiedz, czy tworzenie muzyki, nagrywanie nowych utworów wciąż daje Ci tyle samo radości, daje satysfakcję? Nie miałeś nigdy ochoty odejść, zająć się czymś innym?
Proces tworzenia muzyki przebiega dziś lepiej niż w latach wcześniejszych. To duża ulga dla mnie. Staram się nagrywać nowe utwory niemal każdego dnia, ale coraz bardziej kocham też stronę biznesową. To moja nowa pasja. Nigdy jednak nie zaprzestanę tworzenia muzyki. Urodziłem się w tym celu.

Jakie są Twoje plany na najbliższe miesiące? Kiedy możemy spodziewać się Twojej nowej płyty?
Jak wspomniałem wcześniej, fizyczna wersja albumu pojawi się w sklepach 9 lipca, a wersja online jest już dostępna w sieci. Mam też zaplanowanych kilka występów i spotkań autorskich. Ponadto, pojawią się również nowe klipy i reklamy Toyoty. Nie należy zapominać o nowych artystach, których niebawem wypromujemy. Co do reszty – czas pokaże.

Jesteś ojcem dwóch uroczych dziewczynek i niezwykle odpowiedzialnym człowiekiem, kimś kto, przynajmniej w moim odczuciu, nie kojarzy się z tzw. gangsta rapem. Zawsze starasz się poszukiwać jasnej strony życia. Co powiedziałbyś wszystkim tym, którzy dopiero rozpoczynają swoje muzyczne kariery, którzy chcieliby stać gwiazdami rapu? Jaka jest Twoja recepta na sukces?
Umieść Boga na pierwszym miejscu, zrób to dla siebie, nikomu nie ufaj i bądź niezależny. To nie stanie się z dnia na dzień. Powodzenia!

Na zakończenie, powiedz proszę, czym jest dla Ciebie muzyka?
Muzyka to dla mnie wolność wyrazu. Ma ona miejsce wówczas, gdy Twoje uczucia przenoszone są na płytę. To uniwersalny sposób komunikacji. Kocham muzykę i tych, którzy ją cenią. Ona łączy nas wszystkich.

Dziękuję, że zgodziłeś się na ten wywiad i że poświęciłeś nam swój czas. Jestem Ci za to niebywale wdzięczny. Życzę Ci dużo radości z życia oraz wielu przyszłych sukcesów. Trzymaj się.

Dzięki! Życzę wszystkiego najlepszego.

Rozmawiał: Kamil Mroziński

author

Kamil Mroziński

 26.06.2013   fot. wegotfreshideas.com

Animations: Album "Private Ghetto" już 15 lipca!

Wygraj bilety na festiwale i spędź Lato z PizzaPortal!

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć