13 listopada w warszawskiej Stodole wystąpi grupa Lady Pank. Od czadowych, balangowych pewniaków w rodzaju singlowego „Dziewczyny dzisiaj z byle kim nie tańczą”, przez romantyczne ballady, jak "Świat bez ciebie", po osadzony w charakterystycznym dla najstarszych nagrań zespołu pulsie reggae " Życie jak maraton" – ten album to esencja rock'n'rolla i stylu Lady Pank. Mógłby to być ich "Best of…", gdy nie fakt, że zawiera wyłącznie premierowe piosenki. - Janek jest bardzo rozpoznawalnym muzykiem. Nawet jeśli użyje jakiegoś buzera czy próbuje inaczej grać, jego sposób komponowania jest tak charakterystyczny, że od razu wiesz, że to on. Są tacy, co będą to uważać za wadę, ale dla mnie to zaleta. Jest tak wielu ludzi na świecie, którzy wszystko oddaliby za rozpoznawalność, a Janek to ma w naturze – komplementuje Jana Borysewicza, swojego przyjaciela i partnera z zespołu Janusz Panasewicz. Są już razem od 30 lat. Niewiele jest małżeństw, które przetrwałyby taką próbę czasu, ale widocznie miłość do muzyki i sceny cementuje mocniej niż sakramenty.
Niewielu spodziewało się teraz nowej płyty studyjnej Lady Pank.
Niedawno przecież zarówno Panasewicz, jak i Borysewicz wydali albumy
solowe, na początku roku grupa przygotowała natomiast koncerty z
orkiestrą symfoniczną. Okazało się jednak, że muzycy grupy
równolegle pracowali nad nowym materiałem. - Pod koniec ubiegłego
roku zabraliśmy się do roboty – mówi wokalista Lady Pank. - W
grudniu i styczniu nagraliśmy sekcję rytmiczną, a Janek z gitarami
zaczął w lutym. Tyle tylko, że nie pracowaliśmy jednym ciągiem,
jak ludzie, ale z przerwami. Które były wymuszone między innymi
tym, że Rafał Paczkowski, nasz producent, pracuje też w Kalifornii
i nagrywa z Kaczmarkiem muzykę filmową. Korzystaliśmy więc z
okazji, kiedy był w Warszawie. Ta sytuacja z koncertami symfonicznymi
też podziałała na nas mobilizująco. Wzięliśmy się za siebie.
Dziewczyny może i z byle kim nie tańczą, natomiast Lady Pank byle
czego nie nagrywa. "Maraton", najnowszy album gigantów polskiego
rocka, to płyta, którą śmiało moglibyście postawić na półce
obok "Lady Pank" czy "Tacy sami". Szkopuł w tym, że nieprędko
odstawicie ją na półkę – bo długo nie będziecie chcieli
wyjmować jej z odtwarzacza…
Większość tekstów napisał sam wokalista, dwa podrzucił mu
Andrzej Mogielnicki, pierwszy tekściarz i współzałożyciel Lady
Pank. W odróżnieniu od wydanej przed czterema laty poprzedniej
płyty studyjnej zespołu, czyli "Strach się bać", na nowym albumie
nie znajdziecie polityki i palących problemów społecznych. To
piosenki o emocjach, o kobietach, o życiu. - Lepiej pisać o fajnej
babce z cyckami, niż o głupim polityku – twierdzi Panasewicz i
trudno nie przyznać mu racji.