„Gdzie jest moja rewolucja?”

Ten tekst przeczytasz w ok. 15 minut
„Gdzie jest moja rewolucja?”
 fot. mat. prasowe sonymusic.pl

Maria Sadowska – ludzie myślą, że dzieli swoje serce na jazz i muzykę klubową, mało kto wie jak jest naprawdę… zwłaszcza w przeddzień poniekąd debiutanckiej płyty i z całą pewnością debiutanckiej fabuły. Czwarty z kolei, a pierwszy w pełni autorski album artystki, zatytułowany „Spis treści” to Jej mała rewolucja. Nie wspiera Jej ani Komeda, ani Jasnorzewska – Pawlikowska, jedynie duch Niemena czuwa nad dźwiękami tytułowego utworu... ale Sadowska to Sadowska. Wokalistka, kompozytor, autor tekstów, aranżer, producent, reżyser. Sama ze sobą czuje się dobrze - może dlatego, że jest świadomą siebie i bardzo samodzielną artystką spisując pewien etap życia, zadaje sobie i nam proste pytanie: „Gdzie jest moja rewolucja?”
Wszystkie moje dotychczasowe płyty były tematyczne. Pierwsza to wiersze Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, druga to świat Krzysztofa Komedy, „Pastorałki” też miały wspólny, świąteczny mianownik. Lubię koncept-albumy. „Współpraca” z tak wielkim artystą jak Komeda, czy Pawlikowska, to niezwykle inspirujące doświadczenie. Ocierasz się o mistrza, więc siłą rzeczy jest to wielka metafizyczna lekcja. Ale później trudniej jest zmierzyć się samej ze sobą. Długo zabierałam się za płytę w pełni autorską.

REKLAMA
Judas Priest News

Uzbierałam całe mnóstwo piosenek, z różnych okresów mojej działalności, które zalegały gdzieś po szufladach czekając na odpowiedni moment – tak jakby dojrzewały wraz ze mną. Płyta ma więc poniekąd rys biograficzny, bo wróciłam do tych utworów po latach. Przesłuchałam stare kasety, wyciągnęłam nawet rzeczy, które robiłam ze swoim pierwszym, rockowym zespołem, gdy miałam 18 lat. W gorączce twórczej zrobiłam więcej, niż potrzebowałam. Powstało 20 numerów. Bardzo różnorodnych, bo strasznie nie lubię się zamykać. Muzyka jest tak niesamowita, tyle się w niej dzieje, że szkoda mi grać tylko jazz, czy tylko pop. Oczywiście musiałam dokonać wyboru – odpadły piosenki anglojęzyczne i rzeczy bardziej jazzowe. To, co zostało jest już bardzo spójne muzycznie i choć mieszam funky, reggae, jazz i ballady wszystko ma nieco alternatywny sznyt. To też zasługa mojego Producenta Bartka Kuźniaka ze studia „333”.

Spodziewałem się po tobie płyty bardziej jazzowej, albo – dla odmiany – klubowej. A nie zupełnie nowego otwarcia

Jazz jest formą bardziej ulotną, poza tym lepiej się go śpiewa po angielsku a z muzyką klubową nie zawiodę Cię - zrobiłam niedawno całą ścieżkę dźwiękową do filmu z muzyką stricte klubową! Dzięki Stowarzyszeniu Filmowców Polskich i Studiu Munka w maju będę świętować swój podwójny debiut – oprócz 3 albumu do kin wejdzie moja pierwsza fabuła pt. „Non stop kolor”, która powstała w kobiecym tryptyku. Film ukaże się pod wspólnym tytułem „Demakijaż”. Natomiast moja płyta miała być z założenia piosenkowa - lubię śpiewać piosenki z tekstami, z konkretnym przekazem. Mam nadzieję, że moje pokolenie z empatią odnajdzie się w tekstach „Spisu treści” bo w warstwie literackiej, to takie rozliczenie pokolenia 30-latków. To co robię jest spójne - zamyka się w obszarze od jazzu, przez elektronikę i pop, aż do muzyki klubowej i elektronicznej. W tym obszarze poruszam się od lat.

A dla kogo to będzie płyta? W świecie od dobrych paru lat na szczytach list przebojów królują eklektyczne historie, w mądry sposób łączące jazz z popem czy elektroniką, a u nas od wieków to samo – wybór pomiędzy U2 a Feelem.

Myślę ,że to najbardziej przystępny album , ze wszystkich moich dotychczasowych. Nie wymagam od słuchacza znajomości jazzu , ale szanuje go i nie traktuje jak ignoranta ,któremu można wcisnąć byle kit. Uważam, że należą mu się mądre teksty i ciekawie zrealizowana muzyka, co wcale nie znaczy , że jest to jakaś wydziwiona awangarda. Na tej płycie są po prostu zaśpiewane po polsku piosenki, które każdy może sobie zanucić i uznać za swoje. Z całą pewnością jest to też płyta dla tych, którzy lubią delektować się wysokiej jakości dźwiękiem i za każdym przesłuchaniem odkrywać jakieś nowe szczegóły. Warto więc nie „prasować” jej w mp3 tylko posłuchać całości na dobrym sprzęcie. To moja najbardziej komercyjna (w dobrym tego słowa znaczeniu) płyta, w sam raz do słuchania dla szerszej publiczności. Bez wydziwiania muzycznego, co mi często zarzucano. Lubię aranżacje wielkiego formatu, lubię konstrukcje i dramaturgię. Jestem klasycznie wykształconym muzykiem i trudno mi się było od tego oderwać. Przeszłam długą drogę i doszłam do tego, żeby grać szlachetnie i prosto. Jeśli masz otwartą głowę – ta płyta jest dla ciebie.

To twoja autorska płyta, ale zarazem materiał pełen gości. Kto ci pomagał?
Różne osoby pojawiały się na różnych etapach. Przede wszystkim Dominik Trębski, twórca Muzykoterapii, niezwykle ciekawy muzyk, który jest autorem dwóch aranżacji. Pojawił się Adam Baron, fantastyczny trębacz i nagrał większość instrumentów dętych. Skomponował również tytułowy utwór „Spis treści”. Arek Nawrocki, pianista z którym współpracuję od lat zajął się wszystkimi trudniejszymi partiami fortepianu, tymi bardziej jazzowymi. Marcin Gańko, świetny saksofonista i flecista. Gitary nagrał Tomek Łabanowski, 17 -latek, bardzo młody ale bardzo zdolny muzyk. Powiem szczerze, na początku nie traktowałam go poważnie, dopóki latem, nad pięknym jeziorem w Sejnach, nie skomponowaliśmy razem „Rewolucji”. Pomyślałam więc, że nie będę brała jakiegoś super sidemana, ale dam Tomkowi szansę. Zaprosiłam go do Warszawy i okazało się, że poradził sobie fantastycznie. Większość gitar na płycie, to jego dzieło i chciałabym go włączyć do zespołu koncertowego. Ponieważ nagrywałam w domu, właściwie każdy, kto u mnie gościł, przewija się na tej płycie. Na przykład w chórkach do „Rewolucji” słychać co najmniej 10 osób, zarówno profesjonalnych muzyków, jak i kolegów spoza branży. Jestem bowiem zwolenniczką tzw. czynnika ludzkiego – nawet jeśli ktoś trochę zafałszuje gdzieś tam z tyłu, to jest to kolejne serce, kolejna dusza, która wypełnia przestrzeń emocjonalną.

Sam fakt, że nagrywałaś w domu też chyba dobrze wpłynął na ładunek emocjonalny płyty?
Lubię pracować w domu, bo nie ma tego zadęcia profesjonalnego studia. Pełen luz. A to mama przyniesie wszystkim herbatkę, to znów trochę pogadamy, trochę pogramy… Poza tym lubię siebie w roli realizatora. Przełączam te wszystkie kabelki i czuję się bardzo ważna (śmiech). Kiedy przeniosłam się z płytą do Studia 333, trudno było mi z tej roli zrezygnować. Nawiasem mówiąc, w Studiu 333 pojawili się kolejni goście: Fox – wielki specjalista od moogów, który potrafi bardzo szybko tymi pokrętłami poruszać i wywoływać naprawdę fajne dźwięki. Bartek Kuźniak, który jest współproducentem tej płyty, miał wolną rękę w zapraszaniu zaprzyjaźnionych muzyków. Gitary dograł więc Ozi, czyli Zbyszek Szmatłoch, a partie perkusji fantastyczny Gerard Niemczyk. Z założenia nie zapraszałam wielkich gwiazd, chciałam żeby to była sytuacja bardziej przyjacielska.

Jak trafiłaś do Studia 333?
Z Pomponem zrobiliśmy kiedyś taki kawałek „Woodcore” i nie potrafiliśmy go zmiksować. DJ Hory trafił więc z tym numerem do Studia 333 i później bardzo piał na temat tego miejsca i samego Bartka Kuźniaka. Gdy już kończyłam pracę w domu, Michał Kwiatek z Sony zaczął mi zachwalać Studio 333. Poszłam tam i oszalałam, kiedy zobaczyłam ten cały sprzęt! (śmiech) Czuję się tam jak dziecko w sklepie ze słodyczami. W domu mam Fendera, mam swojego Mooga, ale tam stoi 10 i każdy ma inne brzmienie! Słuchaliśmy więc tych moich nagrań i zaczęliśmy wymieniać to i owo. Tu wirtualne organy na prawdziwe, tu mooga na innego – w ten sposób zrobiliśmy w kilku numerach prawdziwą rewolucję! Nawet miałam szansę sobie pograć na prawdziwym, koncertowym fortepianie! Przez rok siedziałam z tym w domu sama, więc to wszystko był świat jednego człowieka. Z jednej strony oczywiście fajnie i jestem dumna, że sama sobie z tym daję radę, ale z drugiej wiem, że tak nie jest najlepiej, bo znam swoje ograniczenia i pewnych rzeczy nie przeskoczę. Dotyczy to nie tylko sprzętu, ale i wyobraźni. Jestem bardzo zadowolona z naszej wymiany artystycznej bo Bartek ma niezwykle oryginalne pomysły. Był muzykiem-eksperymentatorem, więc ma takie patenty brzmieniowe, na które bym w życiu nie wpadła. To bardzo inspirująca znajomość!

Jakie to pomysły?
Na przykład wymyślił, żebym przychodziła do studia w środku nocy i nagrywała wokale o piątej rano. Dzięki temu uzyskałam inną, ciemniejszą barwę głosu.

Jak to jest z tą twoją rewolucją? Trudno ją robić, siedząc w piękny letni dzień nad jeziorem…
Moi starsi znajomi załapali się jeszcze na latanie z butelkami na zomowców, a ja… Nie mogę jednak powiedzieć, że żałuję, że tego nie przeżyłam. To byłoby głupie. Podobnie jak głupio byłoby mówić, że wolałabym żyć w czasach Powstania Warszawskiego. Bardzo się cieszę z czasów, w których żyję. Są naprawdę ciekawe. Mamy swoją walkę, na innym froncie. Przez ten totalny konsumpcjonizm żyjemy w ciągłym stresie. Pracujemy za dużo, walczymy o pieniądze, o status, musimy zawsze dobrze wyglądać, mieć dobry samochód, dobre mieszkanie… Na szczęście wychowałam się jeszcze na czytaniu książek, nie oglądałam telewizji. I choć lubię nowe media, gram w gry komputerowe, to ten intelektualny i duchowy fundament mam inny, niż pokolenie młodsze o na przykład 10 lat. Teraz liczy się czysty hedonizm, życie od imprezy do imprezy. Zabawa i konsumpcja, to jedyne obowiązujące wartości. Marzy mi się rewolucja kulturalna, taka która zakaże np. puszczania i słuchania złej tandetnej muzyki. Przecież zaśmiecanie sobie duszy takim kitem muzycznym jest tak samo złe i niebezpieczne jak choroba ciała. Nie widzimy tego ale to w nas jest i zżera nam dusze. Wiem, że to utopijna idea fix ale czyż nie o takie rzeczy warto robić rewolucje? Uważam, że w sztuce nie ma demokracji i powinna istnieć jakaś minimalna cenzura dobrego smaku i jakości. Będę o to walczyć.

„Jest dobrze, bo umiemy żyć / A mogliśmy nie umieć nic” – to fragment twojego tekstu. Czy to nie pochwała hedonizmu?
Jestem hedonistką, jak najbardziej. Potrafię żyć i potrafię cieszyć się z małych rzeczy. Jestem bardzo pozytywnie nastawiona do rzeczywistości. Owszem, mam swoje problemy i dramaty, ale szklanka jest dla mnie zawsze do połowy pełna. O to chodzi w tym tekście.

A jednak tej prawdziwej rewolucji, tego zastrzyku adrenaliny chyba trochę ci brakuje?
Niestety, rewolucja dawno już została sprzedana. Bunt się zdewaluował, skandal też. Zawsze bardzo lubiłam punka, szczególnie jego przekaz, ale punk został sprzedany, w dodatku nastolatkom… Brakuje mi jednak tego, że w momentach krytycznych ludzie się do siebie zbliżają, a muzyka - i sztuka w ogóle - ma zupełnie inne znaczenie. Niestety, teraz nie ma etosu muzyki.

Może po prostu ludzie nie chcą słuchać ambitnej muzyki, bo nie chcą się męczyć.
To przykre ale chyba tak jest. Kontakt z muzyką jest bardzo powierzchowny również przez to, że otacza nas wszędzie. Siedzimy w kawiarni i słyszymy muzykę. Idziesz do toalety – gra muzyka. W windzie, samochodzie – to samo. Muzyka stała się tapetą. Nie ma tego rytuału, że kupujesz płytę winylową, idziesz z nią do domu, nastawiasz gramofon, nakładasz słuchawki i słuchasz uważnie od A do Z. A przecież nie zapominajmy, że muzyka daje nam szanse przeżyć coś pięknego i wyjątkowego. Jest podróżą za darmo bez ruszania się z miejsca. Wystarczy tylko poświęcić jej odrobinę czasu i szacunku a ona odwdzięczy się nam tysiąckrotnie.

Jakie jeszcze utwory znajdą się na twojej płycie?
W tej chwili najważniejszy jest dla mnie utwór tytułowy „Spis Treści”. Mój przyjaciel Adam przysłał mi pierwszą próbkę muzyki informując mnie, że to „Dziwny jest ten świat” w wersji reggae. Pomysł wydawał mi się interesujący ale świadomość, że tyle osób zrobiło ten song już przede mną, te tysiące wykonań (nie mówiąc o oryginale) podziałały na mnie onieśmielająco. Ale że bardzo podobał mi się podkład muzyczny, postanowiłam zrobić do tego coś swojego. Napisałam tekst , nagrałam go ale wciąż mi czegoś, a raczej kogoś brakowało. Gutka z Indios Bravos poznałam na festiwalu w Ostródzie gdzie razem śpiewaliśmy w jubileuszowym koncercie Bakshishu, potem spotkaliśmy się kilka razy na gruncie przyjacielskim. Jestem wielką fanką jego surowego , głębokiego wokalu dlatego bez chwili wahania zaprosiłam go do udziału w tym utworze i w ten sposób został on jedynym gościem specjalnym na płycie.

„Sama z sobą” to również stary utwór, napisałam go z 10 lat temu, teraz tylko odświeżyłam. Może jest trochę naiwny, może infantylny ale cieszę się, że trafił na płytę. Ciekawostka – na końcu jest solówka, która brzmi jak gitara, ale to ja śpiewam z przesterem gitarowym. Na koncertach też zamierzam udawać gitarę. Tekst do „Złotego cienia” napisałam w Indiach. Jeździliśmy motorem, trafiliśmy na mega dziką plażę i właśnie tam ten powstał zalążek tekstu. Dla kontrastu, drugą zwrotkę pisałam już po powrocie w piekiełku warszawskich korków. „Piosenka pielęgniarki” to kawałek miłosny ale ironiczny. Właściwie żart z piosenki miłosnej. Z kolei „List do A.” napisałem w Tarnowie, gdzie na festiwalu filmowym grałam „Komedę”. Dostaliśmy piękną garderobę z wielkim fortepianem Steinway’a. Na zewnątrz szalała straszna burza i wszystko się opóźniało więc spędziłam cztery godziny przy tym fortepianie i skomponowałam cały utwór.

Za najlepszy i chyba najbardziej osobisty utwór na płycie uważam „Drogę”. Ta piosenka również powstawała na wielu etapach. Podkład muzyczny powstał w drodze w samochodzie. Tomek sobie coś grał na gitarze a ja zaczęłam do tego nucić wcześniej napisany przeze mnie wiersz miłosny. Kiedy przyjechaliśmy do Warszawy od razu nagraliśmy gitary a ja usiadłam i w kilka godzin zrobiłam cały aranż. Potem 2 tygodnie spędziliśmy w nieustającej trasie koncertowej. Jeździliśmy po zapyziałych polskich drogach głównie w nocy i słuchaliśmy samego podkładu muzycznego. Wtedy zrozumiałam że to musi być piosenka o drodze, o zmianie bolesnej ale koniecznej na pewnym etapie życia. Tekst „dopadł” mnie pewnej nocy gdzieś miedzy Gdańskiem a Olsztynem. Specjalnie wróciłam do Warszawy na jeden dzień żeby go nagrać. Kilka miesięcy później utwór trafił w ręce Bartka Kuźniaka , który brutalnie wyrzucił z niego całą sekcję perkusyjną, nad którą tak pieczołowicie siedziałam wcześniej. Ale efekt był niesamowity. Tak jakbym usłyszała cały tekst i muzykę po raz pierwszy. Ozzy nagrał do tego niezwykłe elektryczne gitary. Wtedy „Droga” jako utwór narodziła się na nowo i w takiej formie usłyszycie ją na płycie. Co ciekawe, cały wokal nagrałam latem ale ostatnie słowo „wszędzie” było ostatnią rzeczą jaką w ogóle nagrałam na ten album!

Wszystkie moje dotychczasowe płyty były tematyczne. Pierwsza to wiersze Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, druga to świat Krzysztofa Komedy, „Pastorałki” też miały wspólny, świąteczny mianownik. Lubię koncept-albumy. „Współpraca” z tak wielkim artystą jak Komeda, czy Pawlikowska, to niezwykle inspirujące doświadczenie. Ocierasz się o mistrza, więc siłą rzeczy jest to wielka metafizyczna lekcja. Ale później trudniej jest zmierzyć się samej ze sobą. Długo zabierałam się za płytę w pełni autorską. Uzbierałam całe mnóstwo piosenek, z różnych okresów mojej działalności, które zalegały gdzieś po szufladach czekając na odpowiedni moment – tak jakby dojrzewały wraz ze mną. Płyta ma więc poniekąd rys biograficzny, bo wróciłam do tych utworów po latach. Przesłuchałam stare kasety, wyciągnęłam nawet rzeczy, które robiłam ze swoim pierwszym, rockowym zespołem, gdy miałam 18 lat. W gorączce twórczej zrobiłam więcej, niż potrzebowałam. Powstało 20 numerów. Bardzo różnorodnych, bo strasznie nie lubię się zamykać. Muzyka jest tak niesamowita, tyle się w niej dzieje, że szkoda mi grać tylko jazz, czy tylko pop. Oczywiście musiałam dokonać wyboru – odpadły piosenki anglojęzyczne i rzeczy bardziej jazzowe. To, co zostało jest już bardzo spójne muzycznie i choć mieszam funky, reggae, jazz i ballady wszystko ma nieco alternatywny sznyt. To też zasługa mojego Producenta Bartka Kuźniaka ze studia „333”.

Spodziewałem się po tobie płyty bardziej jazzowej, albo – dla odmiany – klubowej. A nie zupełnie nowego otwarcia.
Jazz jest formą bardziej ulotną, poza tym lepiej się go śpiewa po angielsku a z muzyką klubową nie zawiodę Cię - zrobiłam niedawno całą ścieżkę dźwiękową do filmu z muzyką stricte klubową! Dzięki Stowarzyszeniu Filmowców Polskich i Studiu Munka w maju będę świętować swój podwójny debiut – oprócz 3 albumu do kin wejdzie moja pierwsza fabuła pt. „Non stop kolor”, która powstała w kobiecym tryptyku. Film ukaże się pod wspólnym tytułem „Demakijaż”. Natomiast moja płyta miała być z założenia piosenkowa - lubię śpiewać piosenki z tekstami, z konkretnym przekazem. Mam nadzieję, że moje pokolenie z empatią odnajdzie się w tekstach „Spisu treści” bo w warstwie literackiej, to takie rozliczenie pokolenia 30-latków. To co robię jest spójne - zamyka się w obszarze od jazzu, przez elektronikę i pop, aż do muzyki klubowej i elektronicznej. W tym obszarze poruszam się od lat.

author

Sebastian Płatek

Redaktor naczelny
 redakcja@netfan.pl

 03.06.2009   sonymusic.pl   fot. mat. prasowe

detroitZDRoJ mikroGigoloWave with Kevin Gorman

Dir en Grey na jedynym koncercie w Polsce

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć