„Musimy przez cały czas odczuwać świeżość grania...”

Ten tekst przeczytasz w ok. 8 minut

rozmowa z Bogdanem Witą z zespołu CARRANTUOHILL

Grupa CARRANTUOHILL istnieje już ponad 20 lat. Na swoim koncie macie kilka albumów, ogromną liczbę koncertów oraz współpracę z wieloma znanymi muzykami. To dobry moment do podsumowań. Co z tych ponad 20 lat działalności wspominacie najlepiej?


Nie bardzo bym chciał dokonywać podsumowań, ponieważ podsumowanie kojarzy mi się z momentem, w którym jakiś etap się zamyka, a my jesteśmy na etapie „pod górę” – tak bym chciał żeby tak było, zresztą tak jak mówi nasza nazwa – kręta ścieżka na wzgórze. Dopóki będziemy mieli jeszcze coś przed sobą, będziemy dalej pracować, by nad czymś się skupić, a nie tylko odcinać kupony. Przez tych 20 lat, było sporo wydarzeń, które należałoby uznać za ważne, bądź najważniejsze. Jeżeli miałbym wybrać, to dla mnie najszczególniejsze byłoby spotkanie ze światem poetyckim i wizyta w Stanach Zjednoczonych, na specjalne osobiste zaproszenie Czesława Miłosza. To była bardzo prestiżowa rzecz. Poza tym, nie można zapominać o Przystankach Woodstock – które są odrębną częścią w naszej karierze. To właśnie tam się „ładuje akumulatory” i tam widać, że człowiek ma dla kogo grać. Ale nie chciałbym też pomniejszać znaczenia nawet najmniejszych koncertów. Często się tak zdarza, że właśnie podczas takich wydarzeń, człowiek zaczyna czuć takiego ducha, taką energię, która go trzyma przez następne tygodnie czy miesiące.

REKLAMA
Tool News

Od pewnego czasu obserwuję rozwój Waszej kariery, miałem okazję również zobaczyć kilka Waszych występów. Nie przez przypadek użyłem słowa „rozwój” – ponieważ muzycznie stale zaskakujecie, mimo ponad 20 letniego doświadczenia zachowujecie muzyczną świeżość. Jaka jest tajemnica Waszego sukcesu?

Na to właśnie nam ludzie często zwracają uwagę, że po tych zagranych ponad 2 tysiącach koncertów, potrafimy się nadal bawić muzyką i to jest chyba tajemnicą naszego sukcesu. Jadąc na koncert, na nic nie liczymy. Nie chcę by to zabrzmiało próżnie, ale nikt z nas nie zastanawia się ile zarobimy na danym występie czy ile musimy przebyć kilometrów. Jak to mówi Adam Małysz, że trzeba oddać dwa dobre skoki – tak i my jedziemy zagrać dobry koncert. Jeżeli w naszym repertuarze znajdzie się utwór, który zaczyna nas męczyć, przestaje nas bawić – to zwyczajnie odsuwamy go na bok. Musimy przez cały czas odczuwać świeżość grania. Oczywiście zdarzały się wyjątkowe okresy – rekordowe, kiedy w ciągu miesiąca graliśmy około 26 koncertów. Wówczas zaczęło pojawiać się „zmęczenie materiału”. W takich sytuacjach ja, jako menadżer staram się to wszystko wyhamować, wówczas robimy przerwę by odpocząć. Już od kilku lat, mamy wygospodarowany czas na wakacje, niezależnie od popytu na naszą muzykę – mamy takie świętości jak czas dla rodzin, odpoczynek – to właśnie wtedy potrafimy się zdystansować. A po powrocie, człowiek znów czuje głód grania.

Z pewnością, jako zespół obserwujecie nasz rynek muzyczny. Jesteście artystami – w dosłownym tego słowa znaczeniu...

A właśnie widzisz, żaden z nas nie czuje się artystą przez duże A. Ja nie lubię nazywać siebie artystą. Uważam, że artystą jest osoba wyedukowana muzycznie. My ponad 20 lat temu, zaczęliśmy się bawić muzyką. Wówczas nikt z nas nie zakładał, że to właśnie muzyka stanie się naszym sposobem na życie. Nigdy nawet nie kalkulowaliśmy, by stworzyć zespół z którego będziemy się utrzymywać, było wręcz przeciwnie.

Tworzycie muzykę na wysokim poziomie, chętnie współpracują z Wami znani artyści – jednak w moim odczuciu, nie osiągnęliście jeszcze sukcesu na jaki zasługujecie. W Polsce nadal najlepiej sprzedają produkty muzyczno-podobne typu składanki itd?

Być może właśnie to jest ten przepis na sukces, o który pytałeś wcześniej. Moim zdaniem, nie jest sztuką wypłynąć na szczyty, dać się mocno wypromować, znaleźć się na pierwszych miejscach list przebojów – ponieważ z każdego takiego szczytu jest już tylko krzywa w dół, a na tym szczycie jest bardzo trudno się utrzymać. Nieprawdą byłoby, gdybym powiedział, że nie chcemy być na pierwszych miejscach list przebojów, promowani mocno przez media. Znamy swoje miejsce w szeregu oraz mamy świadomość, że nigdy nie będziemy na tym szczycie, choćby przez charakter muzyki jaką tworzymy. Nie sądzę, by zespół który gra muzykę folkową, był kiedyś tak popularny jak np. Budka Suflera. To jest nie ta skala i nie to grono odbiorców. Ale powiem też, że jak na zespół folkowy to i tak możemy już sobie wiele pogratulować, w tej konsekwencji działania i tak już wiele udało nam się osiągnąć. Jesteśmy zadowoleni z tego co mamy.

Przygotowujecie się do niezwykłego koncertu „Zielona Wyspa Śląsk”. Czy będzie to akcja jednorazowa, czy to początek jakiegoś nowego rozdziału w Waszej karierze?

Zielona Wyspa Śląsk, to był szalony pomysł, który wymyśliliśmy by połączyć ten szary Śląsk z którego pochodzimy z naszą miłością życia czyli zieloną muzyką. Kiedy się dowiedzieliśmy, że jesteśmy drugim regionem pod względem wielkości terenów zielonych, stwierdziliśmy, że trzeba to wykorzystać. Natomiast, czy będzie to pomysł gdzieś tam w przyszłości kontynuowany, zobaczymy. Na razie spróbujemy zrobić tą jedną akcję. Jeśli to wszystko zostanie w jakiś sposób zauważone, to myślę, że jest to pomysł na kilka kolejnych lat.

Do udziału w tym koncercie, zaprosiliście wielu znakomitych artystów, pochodzących ze Śląska. Czy długo musieliście ich namawiać do współpracy?

Absolutnie nie. Właściwie to w większości przypadków, po jednym wykonanym telefonie mieliśmy jasność sytuacji. Oprócz tych wszystkich gwiazd które wystąpią, między innymi: zespołu Śląsk czy grupy Dżem, chcieliśmy zaprosić jeszcze kilku wykonawców – jednak w tym przypadku, nie udało nam się pogodzić tak zwanego kalendarza. Wszyscy, którzy 21 marca 2009 roku wystąpią w Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu, z wielką ochotą podjęli decyzję, by wziąć udział w koncercie i nauczyć się irlandzkiego grania.

„Zielona Wyspa Śląsk” to nie tylko koncert, ale cała zaplanowana akcja. Zmieniacie Śląsk w Zielona krainę?

Chcemy łamać ten stereotyp brudnego Śląska. Zależy nam też na tym, by nas Ślązaków pojmowano bardziej ambitnie z artystycznego punktu widzenia. Mnie osobiście strasznie boli, kiedy widzę jak Ślązak jest pokazywany w telewizji poprzez pryzmat krupnioka i kufla piwa. Z całym szacunkiem, też uwielbiam jeść krupnioki i pobawić się na biesiadzie piwnej, ale nie tylko tak jest. A właśnie tak nas widzą: my to jesteśmy ten głupi Bercik czy ktoś z kuflem piwa. Staramy się pokazać, że jest inaczej, że jest tutaj o wiele wyższy poziom artystyczny od tego którym wspomniałem.

Obecnie pracujecie nad materiałem na nowy album. Czy możesz nam zdradzić kilka szczegółów na temat tego planowanego wydawnictwa?

Myślę, że mogę coś zdradzić, ponieważ właśnie do rozgłośni radiowych trafił singel, zapowiadający nową płytę i pokazujący w jakim kierunku to wszystko pójdzie. Z pewnością będziemy chcieli wykorzystać współpracę z wokalistami. Stwierdziliśmy, że mało piosenek jest w naszym repertuarze, a w zasadzie nie było ich nigdy, gdyż jesteśmy zespołem stricte instrumentalnym. Zaczynamy jednak tęsknić do piosnek. Na płycie z pojawi się Kasia Sobek i Robert Kasprzycki – a więc i damski i męski wokal. Oprócz tego, muzycznie chcemy powrócić do korzeni, gdyż ostatnia płyta była w klimatach jazzowych, a poprzednia nagrana z udziałem muzyków pop-rockowych. Na nowym albumie pojawi się kilka fajnych typowo irlandzkich utworów.

Niedawno ukazała się Wasza płyta DVD „Touch of Irleand”. Miałem okazję zobaczyć już kilka fragmentów z tego krążka i muszę przyznać, że moją uwagę zwróciła niesamowita realizacja

Nie było łatwo, ale skorzystaliśmy z okazji, że zostaliśmy zaproszeni przez Fundację Rozwoju Kardiochirurgii do opracowania scenariusza i wykonania jednej z edycji koncertu „Serce za serce”. To gigantyczne przedsięwzięcie, do którego z wielką radością i ochotą przystąpiliśmy. Zrobiliśmy ten koncert dla fundacji, który z kolei był rejestrowany dla Polskiej Telewizji. Udało nam się wykupić licencję na potrzeby wydania DVD z zapisem tego występu, we fragmentach oczywiście, bo nie jest to cały koncert. Realizację zawdzięczamy tutaj głównie ekipie, która przygotowywała materiał dla 2 programu TVP. Wspomnę o jednym fakcie, który na początku nas niepokoił, a później okazał się bardzo korzystny. Co roku koncert „Serce za serce” odbywa się w Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu. Ten jeden jedyny raz, z uwagi na remont DmiT, koncert odbył się w Teatrze Nowym w Zabrzu. Jest to nieporównywalnie mniejsze miejsce. Byliśmy trochę przygniecieni tą informacją, że nie pokażemy całego formatu artystycznego ze względu na ograniczenia techniczne. Dopiero na płycie DVD, zauważyliśmy, że kompletnie nie widać tej ciasnoty, za to widać niezwykłą kameralność i nastrojowość. Oświetlenie jest wręcz fenomenalne – a takiego efektu nie udałoby się osiągnąć w DMiT.

Na koniec: Czego Wam życzyć?

Zawsze na takie pytanie odpowiadam w ten sposób, że chciałbym się zestarzeć z tą muzyką. Chciałbym, bym jeszcze przez kolejne lata mógł bawić się muzyką i by ona nie stała się dla mnie rutyną. By zawsze ta radość z grania, była na miejscu pierwszym.

Tego właśnie życzę Wam w imieniu swoim i wszystkich Czytelników. Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Sebastian Płatek

Bogdan Wita

author

Sebastian Płatek

Redaktor naczelny
 redakcja@netfan.pl

 25.03.2009  

Najbliższy weekend w Onyxie!

Patricia Baber specjalnie dla polskich jazzfanów

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć