FOTORELACJA

Organek w MCK Katowice - fotorelacja

„To już powoli staje się kolejną tradycją obok Mikromusic i Sorry Boys, że gdy tylko Organek koncertuje na Śląsku lub Zagłębiu, jestem tam i ja z aparatem w ręce.

Premiera nowej płyty – jestem, reedycja wcześniej wydanego albumu – jestem, gościnny występ – jestem. To już stało się miłym przyzwyczajeniem, dlatego ciężko będzie mi napisać cokolwiek nowego o twórczości Tomka. Mam wrażenie, że wszystko, co mogłem, napisałem we wcześniejszych koncertowych postach między innymi z Dąbrowy Górniczej, Siemianowic Śląskich, czy ostatniego gościnnego występu w Katowicach, gdzie Maciej Lipina, Miuosh i Organek stworzyli mocne trio.

Mimo że ostatnio często miałem przyjemność bywać na koncertach Organka, czy to gościnnie, czy z aparatem w ręce, to nie czuję nawet w najmniejszym stopniu znudzenia. Śmiało mogę stwierdzić, że kawałki Tomka za każdym razem odkrywam na nowo – albo inaczej – za każdym razem jego wykonania są niepowtarzalne. Raz jest spokojnie, wręcz poukładanie, a drugim razem jest całkowity hardcore i mam wrażenie, że koncert skończy rozbiciem gitary o scenę, jak na kultowej okładce „London Calling” zespołu The Clash. Przy okazji, mała ciekawostka o wspomnianej przed chwilą okładce. Czy wiesz, że Pennie Smith początkowo nie chciała użyczyć zdjęcia do projektu okładki? Tłumaczyła, że jest ono nieostre i przez to się nie nadaje. Dopiero odpowiadający za szatę graficzną Ray Lowry, który trochę bardziej czuł punkowe klimaty, przekonał ją, że to, że jest ono nieostre i ruszone to w tym przypadku atut, bo sprawia, że jest bardziej autentyczne. Jak widać, czasem nieostrość może stanowić atut, a nie mankament fotografii. Czasem także ciężko jest jej uniknąć, gdy światło zawodzi, a na scenie dzieje się prawdziwy rozgardiasz.

No, ale wracając do koncertu, sobotni koncert w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach był raczej pokroju tego drugiego. Organek szalejący na scenie, stojący na kolumnach, pełen energii przypomniał mi dawne czasy siemianowickich koncertów, a nie ułożonych występów rodem z gali Fryderyków. Nie zabrakło klawiszowych solówek w wykonaniu Tomka Lewandowskiego, perkusyjnego popisu, który zafundował nam Robert Markiewicz, czy basowych szaleństw w wykonaniu Adama Staszewskiego.

Nagłośnienie w MCK również stało na wysokim poziomie i pozwalało cieszyć się pięknymi dźwiękiami przez półtorej godziny, podczas której rozbrzmiały dobrze znane kawałki zarówno z pierwszego albumu „Głupi”, jak i drugiego „Czarna Madonna”. Pojawiło się również kilka bonusowych utworów jak, chociażby hołd oddany Keithowi Filnt’owi z Prodigy w coverze „Voodoo People”. O, matko! Z wrażenia prawie wyleciały mi aparaty z rąk.

Jedyne zastrzeżenie mogę mieć trochę do światła pod kątem fotograficznym, bo wizualnie z publiczności wyglądało mega klimatycznie. Jednak dla mnie, było ono słabsze niż na poprzednich koncertach. Albo go brakowało, albo było zbyt jednolite. Osobiście zabrakło mi tego „czegoś”, co umiliłoby fotografowanie.

Nie zmienia to faktu, że koncert cieszył ucho i na długo pozostanie w mojej pamięci, bo na kolejną trasę przyjdzie nam nieco poczekać. Przed Organkiem i chłopakami z zespołu szykuje się dłuższa przerwa, która ma przynieść nowy, długo wyczekiwany przez wszystkich materiał. Już zaczynam odliczanie!”

Trwa ładowanie zdjęć