FOTORELACJA

Vinny Appice ponownie zagrał w Bochni! - fotorelacja

Do tego, że w Bochni pojawiają się znakomici muzycy w ramach cyklu Bochnia Rocks zdążyliśmy się już od paru lat przyzwyczaić. Ale okazuje się, że niektórzy tam wracają - nie tak dawno w kameralnej sali kina Regis zagrali bracia Appice - perkusiści, którzy grali u bogu smietanki rockowej lat 70-tych i 80-tych ubieglego wieku, a w ubiegly piątek, 18 maja 2018 powrócił tam jeden z braci - Vinny Appice.

Bębniarz, który występował w zespołach Ronniego Jamesa Dio, Heaven And Hell no i przede wszystkim w Black Sabbath, powrócił do gościnnej małopolskiej miejscowości, tym razem bez brata, ale za to z innym składem muzyków, niż to miało miejsce podczas poprzedniej wizyty. Aczkolwiek nie do końca - przy mikrofonie zjawił się ponownie Włoch Piero Leporale. Sekcję z Vinnim współtworzl wysmienity i bardzo energetyczny Holender, Barend Courbois, na wielkich scenach widywany najczęściej w składzie Blind Guardian. Partie gitarowe tego wievczoru realizował Lorenzo Carancini.

Koncert otworzyła włoska grupa Stage Of Reality - niestety, nie było mi dane obejrzeć ich setu w całości i szczerze tego żałuję. Świetne brzmienie i kapitalna energia, jaka kipiała ze sceny podczas supportu tego wieczoru zachęca do zapoznania się z dokonaniami chłopaków dostępnymi w Internecie.

Po krótkiej przerwie technicznej na scenę wkroczył Vinnie Appice. Uśmienięty i w dobrej formie przywitał się z publicznością i zasiadł za bębnami no i się zaczęło. Kamienie miloe w historii rocka wykonywane na zywo przez perkusistę, który współtworzył to brzmienie i uczesniczył w oryginalnych nagraniach - to musi być ciekawe dla każdego fana klasycznego rocka. Zaczęło się od "sabbathowego" Turn Up the Night, a potem... poszły konie po betonie. "War pigs", "Mob rules" te nie jedyne kompozycje Black Sabbath, po jakie panowie sięgnęli tego wieczoru. Ale nie zabrakło też nutek z płyt Dio - "Stand up and shout", Rainbow in the dark" czy nieśmiertelny "Holy diver" - łza kreciła się w oku niejednokrotnie tego wieczoru. Kapitalną energię wprowadził do kapeli basista, Barend Courbois. Facet wiedział, po co wszedł na scenę, atakowany przez niego kostką jazz bass Fendera kapitalnie współbrzmiał z bębnami Vinniego. Gitarzysta robił swoje, i popisał się paroma zacnymi solówkami. Najmniej przekonujący w moim odczuciu w tym towarzystwie był wokalista, ale w końcu miał najtrudniejsze zadanie - wyśpiewać numery, które mamy "wprasowane" w uszy w oryginalnych, mistrzowskich wykonaniach - to ciężka i odpowiedzialna robota. Na koniec koncertu Appice zaprosił na scenę Piotra Lekkiego - bocheńskiego muzyka i współtwórcę cyklu "Bochnia Rocks" do wspólnego wykonania " Neon knights".

Kolejny świetny koncert z cyklu Bochnia Rocks po raz kolejny pokazał, że dożyliśmy czasów, w których znakomitych wykonawców można zaprosić w nieoczywiste miejsce. Pozostaje lekki żal, że tym razem niewielu fanów doceniło starania organizatorów cyklu i na widowni specjalnego tloku nie było... Być może dlatego, że Vinny z braem grali w Bochni kilkanascie tygodni temu. Ale i tym razem, jak przy każdej koncertowej okazji z tej serii do Bochni zjechało kilkanaście osób z często odległych miejscowości na spotkanie z żywą historią muzyki, szkoda tylko, że stosunkowo mało mieszkańców Bochni docenia to, co im serwują organizatorzy tych koncertów. Cóż - pozostaje nadzieja, że następne imprezy znów przyciągną większe audytorium, a plany są zachęcające - już w lipcu w Bochni pojawi się Ritchie Kotzen! A oprócz tego w tym sezonie wysąpią też muzycy legendarnego Saxon'u, więc zachęcamy do śledzenia informacji o kolejnych koncertach Bochnia Rocks i bukowania terminów w kalendarzu.

Przedstawiamy relację z wydarzenia.

Trwa ładowanie zdjęć