FOTORELACJA

Steve'n'Seagulls zagrali w Krakowie - fotorelacja

Sympatyczna kompania z Finlandii święcąca od kilku lat triumfy na Youtube i innych portalach przeróbkami heavymetalowych przebojów dotarła w końcu do naszego kraju. Pierwszym z przystanków był krakowski klub Kwadrat, gdzie wesoła gromada pojawiła się 15 grudnia 2017 roku.

Podczas otwierającego koncert supportu w wykonaniu rzeszowskiego The Freeborn Brothers klub świecił jeszcze pustkami, co wobec informacji o wyprzedanym wrocławskim koncercie Seagullsów (nazajutrz po Krakowie) powodowało pewną konsternację. Nie do końca rozumiem fakt, że ludzie kupując bilet na koncert rezygnują z posłuchania "koncertowych otwieraczy". Zwłaszcza, że czasy, gdy w roli supportu umiejscawiano początkujące zespoły z lokalnego osiedlowego domu kultury odeszły do słusznie zapomnianej przeszłości, i dziś z reguły są to fajne bandy, zaakceptowane przez headlinera i proponujące fajną jakość. Tak było i w tym wypadku - chłopaki z Rzeszowa pokazali, że mają pomysł na siebie, na scenie odnajdują się bez niepotrzebnych kompleksów i emanują fajną energią. Na szczęście podczas ich setu klub stopniowo wypełniał się publicznością, i gdy Seagullsi opuścili stoisko z "merchem", by po krótkiej przerwie technicznej wybiec na scenę, w klubie była już całkiem spora grupa melomanów.

Steve'n'Seagulls pomysł na siebie mają stosunkowo prosty i niezbyt nowatorski. W końcu przed nimi grali podobnie np. Hayseed Dixie. Krótko mówiąc, panowie z północy Europy wzięli na warsztat evergreeny ciężkiego rocka i wykorzystując głównie tradycyjne, akustyczne instrumentarium wykonują je w stylu amerykańskiego południa. Numery Iron Maiden, AC/DC, Guns'n'Roses czy The Offspring zagrane i wyśpiewane w stylu country, green grass, western, folk z odrobiną bluesa i rockabilly w tle - to przepis na koncertowy sukces. Bardzo dobre umiejętności instrumentalne wszystkich muzyków, staranne aranże, praca włożona w zgranie kapeli, repertuar który wszyscy znają i mogą tłumnie odśpiewywać bez konieczności wcześniejszego zapoznania się z dwoma wydanymi do tej pory płytami Seagullsów - to po prostu musi się udać. A jak do tego dodamy świetną energię i potężną porcję poczucia humoru i dystansu do samych siebie - otrzymujemy piękną dawkę muzyczno-wizualnych witamin, jakże potrzebnych w zimowym czasie.

Fajne brzmienie, wspomniana biegłość w obsłudze instrumentów (uwagę moją zwrócili przede wszystkim oczywiście znakomity kontrabasista Pukki i multiinstrumentalista Hiltunen występujący w gustownych ogrodniczkach i nakryciu na głowę wykonanym z jakiegoś martwego zwierzęcia) i fajnie dobrany repertuar od pierwszych taktów poderwały zebraną ludzkość do wspólnej zabawy. I właśnie o to chodzi - podczas występów takich wesołych "kowerbandów" nie chodzi o sztukę najwyższą w swojej subtelności i dotknięcie muzycznego absolutu, ale po prostu o fun i radość z uczestnictwa w folkowej potańcówce. Krakowska publiczność się nie ociągała i od pierwszego "Over the hills" (znanego wcześniej choćby z wykonania nieodżałowanego Gary Moore'a) aż po kończące koncert długaśne "Born to be wild" z psychodelicznymi partiami solowymi w trakcie, wspólnym śpiewom i pląsom nie było końca.

Organizatorem polskich koncertów S'n'S był Knockout Production. Prezentujemy fotorelację z tego uroczego koncertu.

tekst: Sobiesław Pawlikowski zdjęcia: Ada Kopeć-Pawlikowska

Trwa ładowanie zdjęć