FOTORELACJA

Łona, Webber & The Pimps - fotorelacja

Dwanaście lat temu jeden z polskich raperów zatytułował swój utwór „rap to nie zabawa już”. Parafrazując tytuł jego utworu, mogę śmiało rzec, że rap to świetna zabawa, jeżeli na scenie pojawiają się Łona i Webber w akompaniamencie rewelacyjnego The Pimps.
Sobota oficjalnie zaczęła się od 16:30 w katowickim Królestwie, gdzie spotkałem się z Łoną, Webberem i chłopakami z The Pimps, żeby z aparatem w ręku uwiecznić w przysłowiowych kilku kadrach próbę ich koncertu. Ta była wyjątkowa, wiesz dlaczego? Wyobraź sobie Łonę, który rapuje utwory Molesty i Paktofoniki przy tym wszystkim świetnie bawiąc się słowem. Brzmi niesamowicie? Zaufaj mi, tak właśnie było. Przy okazji Łona po raz kolejny pięknie burzy odwieczny stereotyp dotyczący hip-hopu. Udowodnia, że ten rodzaj muzyki to nie tylko dres, łysa głowa i rzucanie mięsem.
W międzyczasie o 18. wystartowałem piętro niżej na otwarcie katowickiego Intruz pop-up store. Czas mijał w mgnieniu oka, wskazówki zegarka wybiły 20:30, więc ponownie przemierzyłem schody w górę i przekroczyłem próg Królestwa. Chwila oddechu, łyk wody, oraz ogarnięcie sprzętu, żeby o 21.30 sfotografować prawdziwe „show” Panów ze Szczecina.
Twórczość Adama znam praktycznie od początku, kiedy to w grudniu 2001 roku na sklepowe półki zawitał „Koniec żartów”. Tak w ramach ciekawostki warto dodać, że już wtedy wyprodukował go Webber. Co do twórczości obu Panów to znam ją – jakże by inaczej – od ich „pierwszej” płyty, której kilka miesięcy temu „strzeliła” dekada. „Absurd i nonsens” po dziś umilają mi chwile spędzone w podróży, a „Gdańsk-Szczecin” i „Miej wątpliwość” mają jakąś dziwną właściwość, że włącza się przy nich auto-zapętlanie.
Jeżeli mowa o koncercie, to mimo że był on częścią trasy „Poza nawiasem”, to można było usłyszeć szeroki wachlarz brzmień, począwszy od „Nie ufajcie jarząbkowi” z albumu „Nic dziwnego” po „Ostatnią prostą”, którą można usłyszeć na albumie „nowOsiecka” (zobacz relację z koncertu) poświęconemu twórczości Agnieszki Osieckiej. Śmiało mogę stwierdzić, że każdy słuchacz Łony i Webbera był w tę sobotę w raju, bo można było usłyszeć więcej, niż zapewne wielu przypuszczało. Istny „come-back” do lat młodości. Niesamowite doświadczenie.
Chłopaki szaleli na scenie przez ponad 2 godziny. Podczas gdy normalny koncert po półtorej godziny dobiega ku końcowi, tutaj cała siódemka narzucała jeszcze większe tempo, a widownia szalała, zachowując się jakby była w naprawdę mocnym transie. Tak przy okazji, zastanawiam się, czy przypadkiem Panowie nie ukończyli jakichś kursów na „wodzireja”. To, co wyprawiali z widownią, było naprawdę obłędne! Stwierdzenie „zatańczą, jak im zagrasz” nabrało dosłownego znaczenia.
Z czystym sumieniem mogę przyznać, że koncert był jednym z najlepszych, w których do tej pory przyszło brać mi udział. Chcę powtórkę! Zresztą przesuń nieco niżej i przekonaj się o tym sam, ale zanim to zrobisz to mam do Ciebie jedną małą prośbę. Koniecznie odpal w tle „Ostatnią prostą”, która jest dla mnie prawdziwą poezją XXI wieku. Pani Osiecka byłaby dumna, gdyby usłyszała ten pięknie płynący z głośników bit i jeszcze piękniejsze słowa. Wiem to.

Trwa ładowanie zdjęć