FOTORELACJA

Ive Mendes w Krakowie - fotorelacja

Jedną z gwiazd tegorocznej edycji Letniego Festiwalowego / ICE Jazz (impreza organizowana przez Cracovia Music Agency we współpracy miedzy innymi z krakowskim Centrum Kongresowym ICE) była brazylijska piękność Ive Mendes. Ive urodziła się w brazylijskim Ceres . W dzieciństwie uczyła się gry na pianinie, śpiewała w kościelnym chórze. Gdy w dorosłym życiu postanowiła "na poważnie" zająć się muzyką, wyjechała do Londynu, gdzie przy pomocy poznanego wcześniej producenta płyt Sade, Robina Millera, podpisała kontrakt płytowy z dużą wytwórnią i w ten sposób rozpoczęła się jej trwająca już od prawie 20 lat droga przez światowe estrady. Niskie, matowe brzmienie głosu Ive wraz oraz osoba producenta to konotacje, które sprawiły, że co bardziej leniwi intelektualnie krytycy muzyczni zaczęli nazywać Mendes "drugą Sade". Ale jak to pięknie skonstatował zapowiadający artystkę podczas krakowskiego koncertu Marcin Kydryński, Ive jest zdecydowanie bardziej "pierwszą Mendes niż drugą Sade". Trudno nie zgodzić się z opinią pana redaktora.

Artystka pojawiła się na scenie w towarzystwie sporego międzynarodowego zespołu. Basista z Anglii, perkusjonista z Portugalii, gitarzysta z Francji i kwartet smyczkowy z ... Polski. Gdzie jak gdzie, ale w muzyce wielokulturowość i mieszanie muzycznych tradycji ma z reguły dobre skutki. Ive wydała w sumie trzy płyty i chętnie sięgała do repertuaru z najnowszej " Bossa Romantica", ale na otwarcie była nieśmiertelna melodia "Girl from Ipanema", było "The look of love", pojawiły się "Killing me softly" z repertuaru Roberty Flack, "If you leave me now", "Besame mucho" czy największy hit Ive - "Natural high"... Fani artystki na "setlistę" nie mają prawa narzekać.

Ive wyglądała oczywiście zjawiskowo - bosa, uśmiechnięta w długiej, czarnej sukni świetnie nawiązywała kontakt z publicznością. Umówmy się, że olśniewająca uroda artystki nie przeszkadza - zwłaszcza męskiej części publiczności - w kontemplowaniu piosenek przez nią wykonywanych. Zresztą wracając do dowcipnej zapowiedzi Kydryńskiego - nasz niezmordowany propagator pięknej muzyki zauważył, że gdy płyty Ive dotarły do radiowej Siesty, męska część redakcji z przyjemnością odnotowała, że Ive oprócz tego, że świetnie śpiewa, to jeszcze chętnie fotografuje się w anturażu odpowiednim dla brazylijskiej aury - czyli w bikini, i w zasadzie to uprzyjemnia obcowanie z muzyką zawartą na krążkach w sposób niespodziewanie zaskakujący... ;).

Zespół grał świetnie, dobrze brzmiał, dobre nagłośnienie gwarantowało odbiór wszelakich smaczków aranżacyjnych. Jedyne do czego można by się "przyczepić" to to, że Ive "przegadała" koncert. Oczywiście artystka sama wie najlepiej jak poprowadzić muzyczną podróż, w którą na dwie godziny zabiera wiernych polskich fanów, niemniej jednak pomiędzy utworami snuła baaaardzo długie opowieści na tematy z życia (najczęściej swojego) wzięte, co oczywiście podobało sie jej "szalikowcom" i "ultrafanom", niemniej jednak będąc na koncercie tak grającego zespołu z tak śpiewającą pieśniarką po prostu żałowałem, że proporcje słowa mówionego i śpiewanego były tak ułożone - chciało się więcej muzyki po prostu tego wieczoru usłyszeć. Ale i tak wracając do wymienionych wyżej tytułów, które zabrzmiały tego wieczoru na scenie głównej sali krakowskiego ICE - nie ma co narzekać. To był piękny i smaczny muzycznie wieczór.

Po koncercie Ive znalazła czas i energię, żeby pojawić się w foyer centrum kongresowego i spotkać się z miłośnikami jej talentu, pozować do setek wspólnych zdjęć i udzielić dziesiątek autografów. To miłe, wszak nie każdy artysta znajduje w sobie siłę na takie spotkania po kolejnym (dzień wcześniej Ive śpiewała w Katowicach ) koncercie.

Prezentujemy galerię zdjęć z tego udanego wydarzenia.

Trwa ładowanie zdjęć