FOTORELACJA

Brodka "Clashes Tour" w Katowicach - fotorelacja

Filharmonia Śląska od początku swego istnienia jest wzorowym przykładem miejsca kultury wyższej, w której najczęściej odbywają się koncerty muzyki klasycznej i poważnej. W poniedziałkowy wieczór było zdecydowanie inaczej. Kameralną salę przepełniły kontrasty, metafizyka i zmysłowość – Brodka wraz ze swoim nowym wydawnictwem pt. „Clashes” wprowadziła nas w świat posępnych, kościelnych organów przeplatających się z pełnym wigoru punk rockiem. Takie rzeczy nie zdarzają się zbyt często!
Mało kiedy w miejscach takich, jak filharmonia czy opera możemy doświadczyć równie wybuchowych mieszanek, jak chociażby powyższa. Jednakże, gdy tego typu wydarzenie ma już miejsce, to często przechodzi do historii, publiczność jest zachwycona i domaga się obowiązkowej powtórki. Świetnym przykładem może być, chociażby fakt, dotyczący ogromnego zainteresowania owym koncertem, gdzie w związku z błyskawicznie wyprzedanymi biletami utworzono specjalnie w tym samym dniu dodatkowy termin. Tym sposobem Brodka wystąpiła na katowickiej scenie w ciągu jednego dnia dwa razy z rzędu.
Warto również wspomnieć o podobnych wydarzeniach, które miały miejsce jakiś czas temu w ścianach „sąsiedniego” NOSPR-u, w końcu nie sposób zapomnieć o niesamowitym koncercie, jakim był – Miuosh/Jimek/NOSPR/Goście, czy chociażby o Wojtku Mazolewskim i jego projekcie pt. „Chaos pełen idei”. Niezmiernie cieszy mnie fakt, że również Filharmonia Śląska otworzyła się na tego typu niezależne projekty. Mocno wierzę w to, że będzie ich zdecydowanie więcej.
Osobiście uważam, że wczorajszy koncert był świetnym przykładem na to, że Brodce jest w „szufladkach” zdecydowanie niewygodnie i nie boi mieszać się gatunków, bawić instrumentami, oraz brzmieniem. Teksty z „Clashes” mówiące o namiętności, miłosnym szaleństwie, a także o kuszącej otchłani śmierci budowały stopniowo całą układankę. Wymagała ona od słuchacza czasu, gdyż nie zdradzała swoich walorów, a jedynie pozwoliła spojrzeć na garść rozsypanych elementów. Początkowo całość wszystkich zaskoczyła, wprowadziła ogromne zamieszanie i konsternację, lecz gdy tylko pierwsze puzzle układanki zaczęły do siebie pasować, oczom wszystkich ukazał się pełny obraz. To było niepowtarzalne doświadczenie!
Oczywiście powyższy koncert to nie tylko brzmienie, ale także strona wizualna, w którą zostało ono ubrane. Panujący półmrok, unoszący się w powietrzu dym i wszechobecny zapach kadziła, niesamowite wizualizacje, pozwoliły każdej z obecnych na sali osób przenieść się do innego wymiaru. Całość prezentowała się naprawdę pięknie.
Brawo Monika, brawo Good Taste Production – jesteście fenomenalni. To była czysta przyjemność móc uczestniczyć w tym wydarzeniu. Jestem zachwycony!

Trwa ładowanie zdjęć