FOTORELACJA

Dire Straits Symfonicznie w Krakowie - fotorelacja

Jeśli pan Mark Knopfler miałby pomysł, żeby swoje kompozycje nagrać w wersji orkiestrowej, to uprzejmie Go informuję, że nic łatwiejszego. Nie musi szukać aranżera i wykonawców, wystarczy że zadzwoni do Krzysztofa Herdzina i zaangażuje współpracujących z nim muzyków. Mam wrażenie, że gdyby pan Mark usiadł w jesienny wieczór 7 listopada 2016 w sali koncertowej krakowskiego centrum kongresowego ICE, uśmiechałby się z zadowoleniem słuchając tego, co z jego repertuarem zrobili polscy wykonawcy.

Orkiestra wzmocniona naszymi jazzowymi muzykami z czołowych miejsc wszelakich rankingów zjechała pod Wawel, żeby zaprezentować utwory Knopflera, przede wszystkim najpopularniejsze hity z czasów Dire straits, ale nie tylko - sięgnięto również po kompozycje z solowych płyt mistrza. Dziś to już nikogo nie zaskakuje, gdy ktoś bierze się za orkiestrowe wykonanie znanych utworów popularnego wykonawcy, tego typu projektów są już dziesiątki jesli nie setki. Tym razem nasz znakomity kompozytor, aranżer i pianista Krzysztof Herdzin wziął się za rzeczy pewnie obecnie nie najbardziej komercyjne, natomiast dowcipnie zapowiadając kolejne "kamienie milowe w historii muzyki" podkreślał, że to co robią z materiałem skomponowanym przez Knopflera to nie proste "kowerowanie". I wypada w pełni przyznać rację sprawcy zamieszania. Pomysłowe, świetnie brzmiące aranżacje w wykonaniu orkiestry symfonicznej i jazzrockowego składu niewątpliwie spodobały się publiczności. Na pewno nie można było odnieść wrażenia, że nasi wybitni instrumentaliści próbują ścigać się z oryginałem ani tez nie starają się sztucznie udziwnić aranży, żeby tylko zaskoczyć widzów i koniecznie zagrać to inaczej niż zaplanowal to pan Mark. kapitalne smaczki aranżacyjne w wykonaniu "poważniejszej" części muzyków obecnych na scenie ukazały w pełni muzykalność i pomysłowość Herdzina, a także szacunek i sympatię z jakimi podchodzi do kompozycji Knopflera. Nie da się ukryć, ze Kuba Badach warsztatowo jest o niebo lepszym wokalistą, niż frontman Dire Straits, jednocześnie można się obawiać, czy nasz śpiewak nie "prześpiewa" znanych numerów nieodzownie kojarzących się z charakterystycznym, chropowatym śpiewem Marka Knopflera, będącym chwilami bardziej melorecytacją niż wokalem. Mnie osobiście bardzo podobało się, jak Kuba podszedł do tego materiału. Oczywiście każdy miłośnik knopflera w oryginale ma wdrukowane w uszy pierwowzory takich pomnikowych numerów jak "Brothers in Arms" czy "Private investigation", i nawet słyszałem w kuluarach jakieś narzekanie, że "ani Badach nie śpiewał jak Knopfler, ani Napiórkowski nie grał na gitarze w stylu pana Marka". I dobrze, bo jak pamiętamy, Herdzinowi nie o to chodziło, żeby skopiować brzmienie Dire Straits i dopisać do nich jakieś smyki, tylko podejść do tego materiału w sposób twórczy, przecedzić przez wrażliwość i umiejętności naszych instrumentalistów i pokazać te kompozycje od trochę innej strony. Nie chcę byc posądzany o jakis "hurraoptymizm", ale uważam, że zamysł osiągnięto w 100 procentach. Napiórkowski kiedy trzeba było, gral tematy w sposób bliski pierwowzorowi, ale kilka razy podczas tego wieczoru dal upust swoim szatańskim umiejętnościom. Cudna sekcja rytmiczna, czyli basista Robert Kubiszyn i bębniarz Paweł Dobrowolski znakomicie zapewniała motorykę koncertu. Zaczęło się podobnie, jak się skończyło - Sultani swingu wprowadzli zgromadzonych melomanów w nastrój wieczoru. A potem było już tylko lepiej. "Romeo and Juliet", "Sailing to Philadelphia", "Your latest trick", "Money For Nothing"... Oczywiście miałem lekkie obawy, czy monumentalny "Brothers in arms" zabrzmi dobrze w wersji innej, niż oryginalna, ale moje obawy okazały się niepotrzebne - było dobrze. Niczego nie brakowało, niczego nie było za dużo. Można by się jedynie przyczepić, że chwilami (choćby w "Money for nothing" brakowało mocniejszego, rockowego pazura ale wracamy tu do wstępnych założeń Herdzina - nie chodziło o proste skopiowanie oryginałów. Najważniejsze, że dało się odczuć, że granie tego repertuaru sprawia muzykom przyjemność, że dobrze się czują na scenie, że nie brakuje w tym wszystkim poczucia humoru - takie zresztą były zapowiedzi Herdzina, który oprócz opracowania całości i dyrygowania tudzież dośpiewywania Badachowi chórków zajął się dowcipną konferansjerką. Ale też kilkakrotnie zwracał uwagę na literackie wartości w tekstach Knopflera, które swoją formą i poetyckością często wyrastają ponad rockową przeciętność.

Bardzo udany koncert. Warto wybrać się na ten koncert i posłuchać tych nieśmiertelnych kompozycji w zaskakujących często wersjach.

Trwa ładowanie zdjęć