Droga do sławy: Billy Joel (część 2)

droga_do_slawy_billy_joel_(czesc_2)

W poprzedniej części naszej opowieści dotarliśmy do roku 1985, kiedy to na półkach sklepowych ukazał się album „Greatest Hits Vol. 1 and 2”, zakupiony przez niemal 20 milionów słuchaczy. Naturalną koleją rzeczy stało się więc wydanie następnej studyjnej płyty, gdyż niesłabnąca popularność Billego zwiększała jego znaczenie w oczach włodarzy Columbia Records. Nie dziwi zatem fakt, iż premiera 10 w dorobku artysty krążka nastąpiła zaledwie rok po sukcesie wspomnianej wyżej kompilacji. Album „The Bridge” pojawił się w lipcu 1986r.


Najnowsze dzieło Joela zaskoczyło wielu fanów. Znany ze swoich ballad i rock 'n' rollowych klimatów, tym razem odszedł nieco od prezentowanej dotychczas twórczości. Pewnym syndromem zmiany była obecność samego Raya Charlesa, który zaśpiewał wraz z Billym w utworze „Baby Grand”. Zamiłowanie do innych gatunków muzycznych, zaakcentowane wyraźnie w kilku z piosenek zamieszczonych na płycie, wpłynęło niewątpliwie na jej późniejszy odbiór. Album, choć nie równy w swej formie, doczekał się kilku znanych po dziś dzień hitów. Rockowy „A Matter Of Trust” (3 pozycja w notowaniach listy Billboard Hot 100; to właśnie w tym utworze Billy sięga po gitarę elektryczną), bądź okraszony obecnością Cyndi Lauper „Code Of Silence”, nadal cieszą uszy wiernych wielbicieli artysty. Gdy dodamy do tego takie piosenki jak choćby „Modern Woman” lub „Temptation”, to wynik miliona sprzedanych egzemplarzy zdaje się być znacznie poniżej możliwości „The Bridge”. Publika wybrała jednak inaczej, toteż mimo ogromnych nadziei, Billy przełknął gorzką pigułkę.

Aby poprawić własne samopoczucie, postanowił poszukać szczęścia poza granicami Stanów. Poleciał do Europy, lecz od tej innej, wyjątkowo kontrowersyjnej strony. Pojawił się bowiem w Związku Radzieckim, by w 1987r. zagrać dla tamtejszej publiczności. Sześć występów w dwóch największych miastach ówczesnej Rosji (Moskwa i Leningrad) to dość dużo jak na przybysza z kraju wrogiego komunizmowi. Zabawa podczas koncertów była przednia. Widownia szalała, a w raz z nią przedstawiciele Partii Komunistycznej oraz innych organów władzy państwowej, którzy starali się robić wszystko, aby radzieccy obywatele nie przesadzili zbytnio w okazywaniu swych uczuć (co bardziej rozbawionych występem, zabierano po cichu w bliżej nieznane miejsca). I choć takich incydentów nie brakowało, wyprawę Billego można uznać za udaną.
Chcąc pochwalić się swoim nowym sukcesem, Joel wydał płytę CD z zapisem tego niebywałego wówczas osiągnięcia, zatytułowaną „Концерт” („Concert”). Krążek sprzedał się w milionowym nakładzie i...mimo wszystko nie zaskarbił sobie sympatii krytyków oraz zwolenników muzyka. Niektórzy twierdzili nawet, iż był to jeden ze słabszych jego występów. Czy rzeczywiście? Ciężko ocenić, choć negatywne opinie nie wydają się pozbawione sensu.

Billy ani myślał o odpoczynku. W 1989r. zaprezentował swoje nowe, i zdaniem znawców, ostatnie wielkie dzieło – album „Storm Front”. Listy przebojów ponownie oszalały na punkcie nagrań Billego, a fani tłumnie ruszyli do sklepów. Cztery platyny w Stanach, platynowa płyta w Wielkiej Brytanii i złota w Japonii to dowód powrotu Joela do wielkiej formy. Zabrakło tylko nagród (w postaci następnych statuetek Grammy), lecz sam fakt tak licznego zainteresowania krążkiem stał się wystarczający dla jego twórcy.
Pierwszym singlem promującym „Storm Front” został utwór „We Didn't Start the Fire”, który niemal natychmiast wspiął się na pierwszą lokatę listy Billboard Hot 100. Na 6 zaś znalazła się piosenka „I Go to Extremes”. Inne nie poradziły sobie aż tak dobrze, jednak kilka z nich zapisało się na stałe w annałach przemysłu muzycznego. Dość wspomnieć o pomysłowym „The Downeaster 'Alexa'”, otwierającym album „That's Not Her Style” oraz opartym na „rosyjskich doświadczenia” utworze „Leningrad”, piosenki pokroju „Shameless” bądź „State of Grace” również zachwycały swą zawartością. „Storm Front” okazał się więc „strzałem w dziesiątkę” i przyczynił do kolejnego pamiętnego wydarzenia z udziałem bohatera tego artykułu. W 1990r. Billy, jako pierwszy wykonawca w historii, zagrał na nowojorskim stadionie Yankee (należącym do bejsbolowej drużyny New York Yankees), podczas dwóch wyprzedanych w całości koncertów. Występ zarejestrowano na taśmie, dzięki czemu ukazał się on na kasecie VHS, a z czasem także w formacie DVD. Król Joel powrócił w imponującym stylu i chyba nikt nie spodziewał się wtedy, że „Storm Front” to przedostatni z jego albumów. Billy żegnał się bowiem ze słuchaczami, choć oni z całą pewnością nie mieli na to ochoty.

„River of Dreams” to 12 studyjna i zarazem ostatnia płyta Billego. Wydana 10 sierpnia 1993r. została gorąco przyjęta przez wszystkich entuzjastów talentu Joela. W Ameryce zakupiło ją 5 milionów słuchaczy, zaś w Szwajcarii oraz Japonii przyznano jej status platynowej. Dopisała także Kanada, gdzie „River of Dreams” uhonorowano potrójną platyną, jak również Wielka Brytania, w której album nazwano „złotym”. Najgłośniejszym utworem zamieszczonym na krążku okazała się tytułowa piosenka „The River of Dreams”, okupująca czołowe miejsca w notowaniach światowych list przebojów. Billy wyruszył w trasę promującą wydawnictwo, którą zakończył koncertem w niemieckim Frankfurcie (uwiecznionym przez obecne tego wieczoru kamery). Autorką okładki albumu była Christie Brinkley, od 1985r. żona Billego Joela. Owocem ich małżeństwa stała się córka - Alexa Ray Joel, która przyszła na świat 1 stycznia 1986r. Christie nie była zresztą jedyną damą w życiu naszego bohatera. W 1973r. poślubił on swoją ówczesną menadżerkę Elizabeth Weber, z którą rozstał się 9 lat później. Podobny los spotkał jego drugie małżeństwo.
W sierpniu 1994r. Billy i Christie wzięli rozwód, choć do dziś pozostają przyjaciółmi.

Przez następne 5 lat Joel zniknął z pierwszych stron gazet. Koncertował co prawda w ramach wspólnej trasy „Face To Face” z udziałem Eltona Johna, lecz nie tworzył już żadnych nowych nagrań, które przypominałyby o jego istnieniu. Gdy okazało się więc, że wystąpi podczas noworocznej imprezy, jaką zaplanowano na 31 grudnia 1999r. w słynnej Madison Square Garden, zainteresowanie jego osobą ponownie wzrosło. Billy bawił publiczność przez 4 godziny, kończąc występ grubo po północy. Wydarzenie to transmitowano na żywo, a płyta z zapisem koncertu ukazała się 2 maja 2000r. (zatytułowano ją „2000 Years: The Millennium Concert”).
W 2001r. na półkach sklepów muzycznych ponownie zagościł album Joela. Mylą się jednak Ci, którzy sądzą, że był to kolejny krążek zawierający utwory śpiewane. „Fantasies & Delusions” (bo o nim mowa) to zestawienie napisanych przez Billego kompozycji, których wykonawcą został Richard Joo – słynny pianista. Płyta znalazła swoich odbiorców i własne, wysokie miejsce na listach przebojów (oczywiście, tych z muzyką klasyczną). W tym samym roku Billy wystąpił także podczas koncertu „America: A Tribute to Heroes”, poświęconego ofiarom oraz wszystkim ratownikom, którzy ryzykowali swe życie w czasie tragicznych wydarzeń z 11 września. Jedną z piosenek zaśpiewanych tego wieczoru przez Joela był utwór „Your Song” w duecie z Eltonem Johnem.

Najwyższy czas na parę słów o życiu osobistym artysty. Jak już wiemy, samotny od 1994r. (przynajmniej oficjalnie), nie wytrwał w tym stanie zbyt długo (choć 10 lat to nie mały okres). 2 października 2004r. Billy poślubił 23-letnią wówczas Katie Lee (sam liczył sobie 55 lat). Sytuacja o tyle niezręczna, iż wspomniana przeze mnie wcześniej córka artysty - Alexa Ray była wtedy ledwie 5 lat młodsza od panny młodej. Wszystko stało się więc dość skomplikowane, ale wygląda na to, że dwie najukochańsze kobiety w życiu Joela potrafią się jakoś porozumieć. By nikt nie pomyślał jednak, że Billy to „kryształowy człowiek”, warto nadmienić, iż przez pewien czas borykał się z problemami alkoholowymi. W 2002r. trafił bowiem do szpitala Silver Hill, by poddać się tam kuracji odwykowej. Podobnie w 2005r., gdzie w Betty Ford Center (z tego samego powodu) spędził 30 dni. Obecnie, artysta porzucił wszelkiego rodzaju napoje zawierające alkohol i cieszy się dość dobrym zdrowiem. Zatem, kryzys ma już chyba za sobą.

„My Lives” to przesympatyczny box, wydany w 2005r., którego cena w naszym kraju przeraża nawet takich zapaleńców jak ja. Jest to bowiem drogie i ekskluzywne wydawnictwo, zawierające 4 płyty CD oraz krążek DVD, na których oprócz niepublikowanych wcześniej nagrań Billego, odnajdziemy również koncert z Frankfurtu, który zamykał trasę promującą album „River Of Dreams”. Warto go mieć w swojej kolekcji, aczkolwiek wiąże się to z kosztami przekraczającymi „marne” 199 zł. Listę zamieszczonych tu utworów układał ponoć sam Joel. Premiera „My Lives” stała się pretekstem do zorganizowania amerykańskiego tournée, w czasie którego Billy zaprezentował wszystkie największe przeboje. Owocem tego wydarzenia został dwupłytowy album „12 Gardens Live”, prezentujący zapis koncertu do jakiego doszło w Madison Square Garden w 2006r.
Stany to jednak nie wszystko. Rozochocony artysta wyruszył także do Wielkiej Brytanii, Włoch, Australii, Japonii, RPA, a nawet na Hawaje, zaś 4 lutego 2007r. wykonał hymn państwowy podczas finałów Super Bowl (okrzyknięto go tym samym, pierwszym wykonawcą, który dostąpił tego zaszczytu aż dwukrotnie).
27 lutego 2007r. Billy wreszcie się przebudził. Wtedy to bowiem fani artysty usłyszeli piosenkę, którą napisał i wykonał w całości. Utwór „All My Life”, przekonał wszystkich niedowiarków, że Joel wciąż wie jak tworzyć nagrania. Udowodnił to po raz drugi, w grudniu tego samego roku, kiedy to zaprezentowano publicznie „Christmas in Fallujah” – piosenkę napisaną przez Billego i zaśpiewaną przez młodego Cassa Dillona. Zabarwiony politycznie utwór, poświęcono żołnierzom walczącym w Iraku i Afganistanie. W taki oto sposób zbliżamy się do końca tego artykułu.

Billy Joel koncertuje do dziś i nic nie wskazuje na to, by miał kiedykolwiek przestać (wznowił nawet trasę koncertową z gatunku „Face To Face” wraz z kolegą po fachu Sir Eltonem Johnem) . Kto wie? Być może powróci niebawem z nowym, premierowym albumem, który raz jeszcze wyniesie go na szczyty list przebojów. Cuda się zdarzają, a w przypadku Billego należy w nie wierzyć. Ten charyzmatyczny i utalentowany artysta nie powiedział ostatniego słowa, dlatego błędem byłoby skreślanie go zbyt wcześnie. Zachęcam wszystkich do zapoznania się z jego twórczością, gdyż w mojej ocenie jest tego warta. Gorąco polecam.

author

Kamil Mroziński

 10.12.2010

Droga do sławy: Billy Joel (część 1)

„Kiedy jesteś kim jesteś” – rewolucjonista Gil Scott-Heron

Trwa ładowanie zdjęć