Legendarny mówca

legendarny_mowca

Jedną z pasji towarzyszących mi w dzieciństwie było zamiłowanie do dinozaurów i wiążącej się z nimi tematyki. Tyranozaury, stegozaury, megalozaury, wszystkie one bliskie były memu, jakby na to nie patrzeć, młodemu wówczas sercu i stanowiły źródło fascynacji oraz odwiecznej tajemnicy istnienia. Z biegiem lat naiwne marzenie poznania choćby jednego z nich znacznie wyblakło (cóż...stałem się realistą), a miejsce tych nietypowych jak na nasze czasy stworzeń, zajęły inne, równie ciekawe gatunki. Są to tzw. „dinozaury przemysłu muzycznego”, a zwłaszcza jeden, który przykuł moją, podzielną skądinąd, uwagę. Nastąpiło to do tego stopnia, że po dziś dzień twórczość opisywanego tu artysty jest nieodzownym elementem mego muzycznego menu. Zatem, bez zbędnej dłużyzny, przedstawiam sylwetkę jedynego w swoim rodzaju, „Ojca chrzestnego muzyki rap” – Gila Scotta-Herona!


A jak to spytacie? Od kiedy to muzyka rap ma swego „ojca chrzestnego” i w jaki sposób jest nim ktoś o kim w Polsce mało kto słyszał? Otóż spieszę wyjaśnić, że zanim Grandmaster Flash sięgnął po gramofon, a Beastie Boys odkryli, że „biali też mogą”, istniał już człowiek, który słowo uczynił bronią do walki z systemem oraz wredną amerykańską biurokracją. Tym wojownikiem był wspomniany we wstępie Gil, wykonawca obdarzony niebywałym talentem, który zaprezentował się światu jako mówca i artysta jazzowy, wywierający istotny wpływ na współczesnych twórców muzyki rap. Jego poematy i stricte polityczne utwory tyleż samo cieszyły, co skłaniały do refleksji nad rzeczywistością dnia codziennego, stanowiąc oręż w rękach najbiedniejszych mas społeczeństwa. Szczerość, miłość do bliźniego oraz nieodparta potrzeba działania, to tylko niektóre z cech charakteryzujących Scotta-Herona. Przez ponad 30 lat swojej kariery jest więc chodzącą legendą świata muzyki, choć nie da się ukryć, że jego sukces komercyjny nie może konkurować z osiągnięciami obecnych sław show-biznesu.

Urodzony 1 kwietnia 1949r. w Chicago w stanie Illinois, jako syn Gilesa "Gila" Herona – pierwszego czarnoskórego piłkarza w barwach Celtic Glasgow, Gil Scott-Heron od dawna interesował się muzyką. Jeszcze w czasach studiów na Uniwersytecie Lincolna stworzył swój pierwszy muzyczny projekt, w postaci zespołu „Black & Blues” (w jego skład wchodził wieloletni kompan artysty, pianista i producent Brian Jackson). Oprócz tego napisał zbiór nowel, zatytułowany „The Vulture”, który wydano oficjalnie w 1970r. W tym samym czasie również ukazała się debiutancka płyta Gila – „Small Talk at 125th and Lenox”, zawierająca 14 utworów przepełnionych rewolucyjnymi hasłami i wpływem takich mówców jak Malcolm X czy Huey Newton (współzałożyciel oraz lider „Czarnych Panter”). Prawdziwym sukcesem okazał się jednak, wydany rok później, drugi album muzyka, o nazwie „Pieces of a Man”, który dzięki piosenkom pokroju „Save The Children”, „Home Is Where The Hatred Is” oraz szlagierowemu „The Revolution Will Not Be Televised”, pozwolił pozyskać Scottowi rzeszę oddanych przez lata fanów.

Nie inaczej było w przypadku późniejszych płyt artysty. Krążki „Winter in America” (1974), „Midnight Band: The First Minute of a New Day” (1975), „From South Africa to South Carolina”(1975), bądź nagrany pod szyldem Arista Records – „Bridges” (1977), ugruntowały jego pozycję i przekonały niezdecydowanych dotąd recenzentów. Ostatnim studyjnym albumem Gila była płyta „Spirits”, której premiera odbyła się w 1994r. To właśnie na niej odnajdziemy słynny poemat „Message to the Messengers”, adresowany do wszystkich współczesnych raperów, w którym Heron przypomina im jak wielką ponoszą odpowiedzialność za słowa wypowiadane w utworach. Na uwagę zasługuje także trzyczęściowa (i wyjątkowo biograficzna) piosenka „The Other Side”, obrazująca cierpienie człowieka trawionego przez nałogi, które niszczą jego dotychczasowe życie.

Podobnie było niestety także i w przypadku Gila. Mimo wielu zalet swojej natury, muzyk miał jedną podstawową wadę – uzależnienie od narkotyków. To doprowadziło do wielu konfliktów z prawem (m.in. ucieczki z zakładu leczenia uzależnień, co zaowocowało odsiadką w więzieniu) oraz wyraźnego pogorszenia stanu zdrowia. W 2006r. Scott-Heron ujawnił bowiem, że jest nosicielem wirusa HIV. Szokujące wyznanie artysty nie wpłynęło co prawda na odbiór głoszonego przez niego przesłania, ale mocno zachwiało pozycją jaką zajmował przez lata. Niestrudzony koncertuje jednak do dziś, a jeden z jego ostatnich, głośniejszych występów odbył się 20 stycznia 2008r. w ramach obchodów „Dnia Martina Luthera Kinga”.

Ciężko więc mówić o muzycznym upadku tego wyjątkowego aktywisty, który poprzez muzykę wyrażał swoje najgłębsze i najbardziej intymne przemyślenia. Choć daleki od ideału w życiu prywatnym, stał się symbolem „potęgi słowa”, której siłę poznają dziś wszyscy czynni (i zaangażowani społecznie) muzycy. „Ojciec chrzestny rapu” nadal ma wiele do zaoferowania, o czym świadczy coraz to młodsza widownia obecna na jego koncertach. Warto zatem sięgnąć po twórczość Gila Scotta-Herona, bo choć ta krótka charakterystyka nie oddaje pełni jego talentu, pokazuje jak istotnym ogniwem był, jest i zapewne będzie w historii muzyki na świecie.

author

Kamil Mroziński

 10.11.2009

Polska studnia muzyczna z brudną wodą

Droga do sławy: Billy Joel (część 1)

Trwa ładowanie zdjęć