RECENZJA

Cerebrum - Archangel

archangel

Współczesna scena metalowa - właściwie jej ekstremalne odmiany - pomimo zalewu miernych epigonów prosperuje całkiem nieźle. Szczególnie w muzyce black metalowej od kilku lat można zaobserwować intrygujące zjawiska, jak Negură Bunget, Wolves In The Throne Room czy Deathspell Omega, znacznie wybiegające poza zazwyczaj hermetyczne granice gatunku. W naszym kraju, scena metalowa jest głównie reprezentowana przez uznane na świecie kapele death metalowe - wymieniając oczywiste przykłady Behemotha, Vadera czy Decapitated. Rola thrash metalu jest zdecydowanie marginalizowana, sprowadzana do podziemia. Zresztą, biorąc pod uwagę poczynania tego dominującego niegdyś gatunku, jego dzisiejsza kondycja nie wygląda zbyt dobrze. Poza legendami, jak Metallica, Slayer czy Anthrax, którym udaje się wydać od czasu do czasu przyzwoite wydawnictwo, kultowe grupy rodzaju Death Angel powracają i prócz konkretnej dawki agresji i łojenia, nie prezentują nic co mogłoby wprowadzić trochę świeżości do skostniałego już gatunku. Ostatnim albumem, który przyjęto w prasie muzycznej jako dzieło wyróżniające się w thrash metalu to "The Blackening" Machine Head, datowane na 2007 rok.

Trudno się więc nie dziwić, że drugi album rzeszowskiej grupy Cerebrum, ukazujący się pięć lat po debiucie "Bloodred" nie wzbudził we mnie żadnej ekscytacji swoją ograną fuzją thrash-death metalowej estetyki, skierowanej głównie do słuchaczy odnajdujących się w tego rodzaju krzyżówkach. Przygniatanie miażdżącymi jak walec riffami, łamaniem karku zabójczym tempem czy "pieszczeniem" uszu słuchaczy wściekłym rykiem wokalisty powinny zadowolić tego, komu takie walory muzyczne nie są obce. Cerebrum, w większości utworów ze swojej płyty, pomimo zauważalnej mocy brzmienia i ciężkości, jawi się jako nie wyróżniająca się niczym szczególnym, monotonna kalka jazdy Nile, Vadera czy Exodusa (można sobie dodać dowolną nazwę). Pędzenie na złamanie karku od czasu do czasu jest urozmaicane zwolnieniami tempa, momentami przyzwoicie pomyślanymi solówkami czy niegłupim rozwiązaniem rytmicznym, ale nie sprawia to wrażenia czegoś, co już nie słyszeliśmy w wszelakich inkarnacjach. Godne zauważenia są wyjątki od reguły jak przytłaczający klimatem utwór "Rusty Blood", wprowadzający za sprawą pobrzmiewających w tle klawiszy element podniosłości czy "The Fallen Will Rise In A Sea Of Blood", którą można uznać w połowie za metalową balladę, zwieńczoną lekko przytłumioną, ale dobrze wpasowaną solówką.

Grupa świadomie stawia na blitzkrieg, co przekłada się na to, że płyta mija szybciej, aniżeli można było przypuszczać. Na koniec, w bonusowym ósmym utworze, Cerebrum składa hołd legendom nowej fali brytyjskiego metalu, Venom, coverując klasyczne "Countess Bathory". W nim wokal Gumy jest nieco bardziej czysty i zrozumiały niż zazwyczaj, udowadniając, że gdyby zluzował z wydawania dźwięków przypominających starego niedźwiedzia, wtedy muzyka Cerebrum zyskałaby na większej jakości. A tak, "Archangel" zadowoli raczej fanów thrash i death metalowej konwencji.
3/10

author

Kamil Dachnij

 14.11.2010  
Trwa ładowanie zdjęć