RECENZJA

Helless - Wysysacze

wysysacze

Absolutnie najgorszym zjawiskiem w muzyce jest wtórność, ciągłe odgrzewanie kotleta i powielanie tych samych motywów. Płyt z pogranicza hard rocka i metalu o tematyce walki z systemem, który ogłupia ludzi było co najmniej miliard. Dlatego tak bardzo ucieszyłem się, gdy dostałem do recenzji EP-kę zespołu Helless zatytuowaną Wysysany. To najbardziej wtórny materiał, jaki można sobie wyobrazić.

Pod koniec ubiegłego roku kwartet z Polic zaprezentował światu swój mini album, na który złożyło się 5 utworów. EP-kę otwiera Intro De Mark. Nie widzę sensu umieszczania instrumentalnego wstępu (na dodatek słabego i nużącego) do raptem czterech kawałków. Pierwszy „normalny” kawałek to GMOrderca. Pierwsza moja konotacja to Sweet Noise z okresu Czasu ludzi cienia. Specjalnie odświeżyłem sobie ten album Glacy i spółki. Główny riff z GMOrdercy brzmi jak przyspieszony motyw z utworu N.U.E.R.H.A. Następne tracki z Wysysanego nie mają zbyt wiele wspólnego ze słowami oryginalność, świeżość, polot czy finezja. Przewodni patent z utworu Rewolucja to najmniej rewolucyjna rzecz jaką wymyślono od czasu, gdy Chuck Berry wpadł na to, że gitara to najbardziej czadowy instrument na świecie. Wpływy Illusion są tak ewidentne, że Lipa może śmiało upominać się o tamtiemy za współautorstwo tej EP-ki. Z kolei motyw zamykający utwór tytułowy to jawna kopia z Hatebreeda. Jedynie HipnoTV wydawał mi się w miarę oryginalny. Jednak między odsłuchami Wysysanego postanowiłem odświeżyć sobie ostatnie dzieło Stray From The Path – Anonymous, co nie wpłynęło korzystnie na moją ocenę unikatowości kawałka Helless.

Warstwa tekstowa także nie rozpieszcza. Wyświechtane frazesy o systemie, który rzekomo nas kontroluje – ile można pisać o tym samym? Gdyby jeszcze wierszowanki napisane przez Lessa Paula (wokalistę Helless) odznaczały się wybitną elokwencją albo zaskakującą grą słów... niestety tak nie jest. Odbioru nie ułatwia do bólu standardowy wokal Lessa, do którego można przypiąć etykietkę „standardowy głos hardrockowy”.

Brawa dla panów z Helless, że chce im się grać. Że nie spędzają wolnego czasu na oglądaniu M jak miłość i innych telewizyjnych bambetli. Niestety życie to nie festyn parafialny, gdzie każdy mały smyk dostaje piękny kotylion za udział w wyścigu w workach po ziemniakach. W tej chwili tworzy się za dużo muzyki, żeby zachwycać się tym, co grane było już dwie dekady temu. Wysysany znajdzie pewnie swoich fanów. EP-ka brzmi całkiem przyzwoicie, a kompozycje są spójne. Niestety wtórność tego materiału jest dla mnie nie do przejścia. Panowie pamiętajcie: inspiracje - jak najbardziej, zżyzanie – nigdy!

5/10

Autor: sebwitulski

 12.06.2014  
Trwa ładowanie zdjęć