RECENZJA

MØ - No Mythologies to Follow

no_mythologies_to_follow

MØ - Buntowniczy pop.
MØ (Karen Marie Ørsted) to duńska wokalistka, która swoją karierę zaczynała publikując w sieci serię singli, pierwszy "Maiden" w 2012r. Niedawno ukazał się Jej debiutancki longplay "No Mythologies to follow".

Tytuł albumu nasuwa mi skojarzenie z postmodernizmem. Nawiązuje do paradoksu, jaki odnajdziemy w sztuce XXI wieku. Natłok inspiracji i obsesyjny eklektyzm powodują, że nijakość staje się wartością. MØ polemizuje z innymi artystami mainstreamu pisząc proste na pozór, lecz inteligentne teksty i krytykując zastany porządek. MØ to elektroniczny POP, który pretenduje do miana alternatywy. Mówi się, że artystka, zakochana w electro pop'ie, prezentuje brytyjską wersję R&B.

Album rozpoczyna piosenka "Fire Rides". Wbrew pozorom wcale nie mówi o miłości, lecz o dylematach istnienia ludzkiego. MO opowiada o tym, że każdy z osobna rozpływa się w masie, idzie za tłumem zapominając o własnym "ja". Artystka śpiewa o poszukiwaniu siebie w samotności. Od razu na myśl przychodzi wokal Lany Del Ray. Podobnie w utrzymanym w stylu retro "Never Wanna Know", czy elektronicznej i stonowanej "Dust is Gone". "Slow Love" to połączenie Kate Bush i ABBY. Słuchając albumu odnajdziemy wpływy takich artystów jak Grimes, Purity Ring, czy Florence Welch i Lykke Li. MØ to taki trochę bohater romantyczny XXI wieku. Opowiada o samotności, trochę o cierpieniu, lecz przy tym wzbudza empatię. Zaśpiewy w "XXX 88", czy "Walk This Way" wprowadzają powiew buntu. "XXX 88" to piosenka o przemijaniu, o tym, że życie nie jest słodkie. W "Walk This Way" MØ krytykuje dzisiejszą popkulturę. Sama artystka ma ciekawy wizerunek. Mimo że ociera się muzycznie o mainstream, nie jest słodką blondynką o krwistych ustach.

Powiedzieć o płycie MØ można wiele krytycznych słów, lecz tylko wtedy, gdy nie przyjrzymy się jej dłużej. Wystarczy przeanalizować teksty, wsłuchać się w muzykę i wpływy w niej obecne, a wówczas okaże sie, że jest to przemyślany i inteligentnie opakowany przekaz artystki. Sprytu MO nie zabrakło. Alternatywę ukryła w tekstach i buntowniczym wizerunku sprzedając ją w przystępnym opakowaniu, gdyż budzącym skojarzenia z innymi artystami. Wbrew pozorom to polemika z mainstreamem i popkulturą XXI wieku. MØ wykorzystując wszelkie chwyty POP'u próbuje zakraść się w umysły często pozbawionych refleksji słuchaczy. MØ mówi ich językiem. I to jest Jej siła. Siła skojarzeń.

Zastanawia mnie najbardziej singiel promujący wydawnictwo, czyli "Don't wanna dance". Tłumacze sobie podobieństwo z "Dance with somebody" Mando Diao, jako celową polemikę z owym utworem. Mam wrażenie, że MØ krytykuje swoje pokolenie, które ucieka od codzienności w szalone nocne, hedonistyczne eskapady.

Wokalistka ma bardzo wysoki i charakterystyczny glos. Momentami brzmi dojrzale i ciekawie, by za chwilę zabrzmieć bardzo infantylnie i dziecinnie. Trzeba przyznać jednak, że Artystka wie jak go używać.

MØ idealnie tworzy "alternatywę" mainstreamu. Wyczucie rynku? No cóż, życzę powodzenia, bo mainstream także potrzebuje wartościowych artystów. Miejmy nadzieję, że MØ do nich wkrótce dołączy. Być może piosenkarka okaże się niegrzeczną i niepokorną księżniczką electro-popu? Ja trzymam kciuki.

author

Olena Szczepaniak

 13.04.2014  
Trwa ładowanie zdjęć