RECENZJA

LIL Ironies - LIL Ironies

lil_ironies


LiL Ironies debiutują na scenie alternatywnej albumem bardzo eklektycznym, na płycie znajdziemy 9 oryginalnych kompozycji. Muzycy w wysublimowany sposób łączą silnie elektroniczne brzmienia z dźwiękami akustycznych instrumentów i czarnym głosem Kinty.

Album promuje singiel pt. "New Energy".

LiL Ironies to czterech muzyków: Kinta – wokal, Sagan – perkusja, Kacper – gitara, instrumenty klawiszowe i Hamed – kontrabas. Pieniądze na zrealizowanie projektu muzycy zdobyli m.in. dzięki zaangażowaniu fanów.

Proponuję na początek znaleźć punkt odniesienia. Niedawno miałam przyjemność pisać o innym wydawnictwie -"Beyonce". Płyty muzycznie są dość minimalistyczne i kobiece w warstwie tekstowej. LiL Ironies tak jak Beyonce prowadzi nas labiryntem uczuć, skomplikowanych pragnień, specyficznego chaosu, pokazuje mroczny, kobiecy świat.

Muzykę „Małych Ironii” nazwałabym psychodeliczną i niepokojącą. Kompozycje są zdecydowanie minimalistyczne dźwiękowo, ale bardzo rytmiczne. Aranżacja głównie opiera się na przetwarzanym dźwiękowo basie, instrumentach i efektach perkusyjnych oraz skomplikowanym melodycznie wokalu Kinty. Niesamowicie, aż do przesady zmienne nastroje muzyki i nieprzewidywalna harmonia - to LiL Ironies. Kreatywności muzykom na pewno nie zabrakło. Na płycie usłyszymy takie instrumenty jak kontrabas i fortepian ("Mirror”), a harmoniczne dysonanse potęgują mroczny klimat. Muzyka, wbrew temu, co mówią artyści, moim zdaniem jest jak najbardziej doaranżowana. Natomiast sam koncept jest niestandardowy - utwory mają swobodną i nieklasyczną formę. Są pozlepiane z różnych klocków, czasem odmiennych stylistycznie np. „No one knows where”, ale wciąż tworzących jedną całość. Schizofreniczne "Let's pretend", pierwotne "Frozen Rose" z szeptem i krzykiem, są nośnikiem niesamowitych emocji. Na płycie usłyszymy elementy dubstep'u, breakbeat'u, czy drum'n'bass ( m.in. "Don't Stop", "Fuzzy Images"). Minimalizm silnie zaznaczony jest w „In a sleep” i „Hear me sayin’”.

Muszę poświęcić kilka zdań samej Kincie. Dziewczyna w bardzo kreatywny sposób posłużyła się swoim instrumentem. Wykorzystując całe ogromne spektrum technik, przy okazji pokazała swoją ciekawą muzykalność. W breakbeat'owym "New Energy" kojarzy mi się z Adele i "Skyfall" innym razem w "Mirror" w końcowej wokalizie słyszę Ella Eyre i Amy Winehouse. W "Fuzzy Images” Kinta sprawia wrażenie, jakby śpiewała od niechcenia, ale paradoksalnie słychać ogromną świadomość artystyczną - efekt jest bardzo przyjemny dla ucha. Jedyne, do czego subiektywnie mogę mieć zastrzeżenie to czasem zbyt skomplikowane melodie, co daje wrażenie przesady. Łatwo popaść w skrajność, jeśli jest się ambitnym.

Kto wie, może LiL Ironies wyznaczą nowe trendy? Z pewnością są na czasie brzmieniowo. Wyraźnie słychać, że muzycy znaleźli własną drogę i mają na swoją muzykę pomysł. W tym pozornym chaosie jest porządek. Czy mają szanse na sukces? Czas pokaże, a każdy niech ocenia według własnego gustu! Ja zachęcam do zapoznania się z tym zjawiskiem.

Płyta już dostępna do odsłuchu na http://lilironies.bandcamp.com/, zamawiać można tu: https://www.facebook.com/lil.ironies

author

Olena Szczepaniak

 16.03.2014  
Trwa ładowanie zdjęć