Rozmowa z zespołem Poparzeni Kawą Trzy.
Zdaniem amerykańskiej poetki Anne Bradstreet „słodkie słowa są jak
miód, mogą nieco pokrzepić, ale ich nadmiar zapycha żołądek”. Zacznę
zatem od umiarkowanych pochwał, choć nie ukrywam, że jestem pod ogromnym
wrażeniem Waszych dokonań artystycznych. Gracie coraz więcej koncertów,
wystąpiliście na Przystanku Woodstock, Wasze utwory słychać w polskich
oraz zagranicznych rozgłośniach radiowych. To doprawdy imponujące,
zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę fakt,
że karierę muzyczną
rozpoczynaliście…w garażu na warszawskim Tarchominie. Kiedy dokładnie
miało to miejsce? Kto był inicjatorem powstania Poparzonych Kawą Trzy?
Błąd, nie rozpowszechniaj nieprawdy, bo to nie garaż, a przytulne,
ogrzewane miejsce prób z osobnym wejściem do WC, zajmujące parter domu u
Radarra. Jest to też studio nagrań pod nazwą King Stone Studio. Pierwsze
próby odbyły się tam w 2005 roku, kiedy to zeszli się muzycy dwóch
nieokreślonych jeszcze nazwą formacji. Pierwsza to: Roman Osica,
Krzysztof Zasada i Marian Hilla, wszyscy wtedy przypisani do stacji RMF
FM, a druga to: Wojciech Jagielski i Mariusz Gierszewski z Radia Zet. Za
jakiś czas, podczas koncertu dołączył do grupy Jacek Kret, a miesiąc
później (aby uduchowić zespół) organista kościelny Krzyś Tomaszewski. I
stało się, siedmiu wspaniałych, twór ochrzczony jako "Poparzeni Kawą
Trzy" zaczął zagłuszać ciszę tarchomińskiej idylli, w rytm ska rodem z
Leningradu.
Ciekaw jestem, jak opisalibyście styl, w jakim tworzycie nagrania? Bez
wątpienia bowiem nie łatwo jest przyporządkować go do jednego, konkretnego gatunku muzycznego. Czy ta różnorodność Waszych kompozycji,
to świadome działanie? Efekt kompromisu twórczego – chęci pogodzenia
indywidualnych zapatrywań muzycznych każdego z Was?
"Ska biesiadne" tak kiedyś trafnie nazwał nasz styl Krzysiek Skiba,
nam się spodobało i zostawiliśmy to sobie. To zupełne nowy gatunek
muzyczny, powiedzielibyśmy, że reformatorski.
Autorem większości tekstów, jakie usłyszeć możemy w wykonaniu
Poparzonych Kawą Trzy jest dziennikarz radiowy i telewizyjny Rafał
Bryndal. W jaki sposób rozpoczęła się Wasza wzajemna współpraca? Czy
rola Pana Rafała ogranicza się jedynie do opracowywania warstwy
lirycznej Waszych piosenek?
Od dawna Rafał zalewał nas swoimi tekstami błagając o muzykę (wiedział
do kogo trafić) Od samego początku powstania zespołu, od pierwszych
koncertów, jeździł za nami, często w przebraniu… On jest naszym wielkim
fanem. Utożsamia się z naszym niekonwencjonalnym podejściem do życia, ba
nawet się na nas wzoruje, a potem to opisuje i tak powstają piosenki… o
nas!!!
Jak wspomniałem, gracie wiele koncertów. Takie przedsięwzięcia wymagają
odpowiedniej koncentracji oraz właściwego przygotowania. Niejednokrotnie
jednak, nawet doświadczonym muzykom zdarzają się wpadki. Czy w
dotychczasowej karierze scenicznej przydarzyła Wam się artystyczna gafa,
którą do dziś wspominacie z uśmiechem? Jeśli tak, opowiedzcie o niej
proszę.
Taaa, Romek kiedyś przed koncertem wypalił kubańskie cygaro, prosto od
Fidela Castro i tak go zamuliło, że zapomniał wszystkie teksty… na
ratunek przyszedł znowu Fidel, nalał Romkowi szklankę rumu, którą Romek
wypił i mu się wszystko przypomniało. Kiedyś Jacek śpiewając „Panią
mecenas" zapomniał tekstu i zaśpiewał drugą zwrotkę dwa razy…
Wasz pierwszy studyjny album, o wdzięcznym tytule „Musculus Cremaster”
ukazał się w 2011 roku. Odnajdziemy na nim utwory pokroju osławionego
już „Kawałka do Tańca”, popularnego w Internecie „Jarosława Ka”, czy
otwierającej całość piosenki „Ochujałem”. Jak z perspektywy czasu
ocenilibyście swój debiut wydawniczy? Jakie były Wasze oczekiwania
związane z jego premierą?
Nie mieliśmy żadnych oczekiwań, płytę wydaliśmy, bo dopytywali się o
nią nasi fani na koncertach. Chcieliśmy sprzedać ją w ilości ponad
100.000 sztuk, ale właśnie tyle ściągnięto przez torrenty (co też nas
cieszy). Fakt ten zahamował zakup przez nas nowych samochodów, a
zamówione Rolls Royce czekają nadal w fabryce.
Dziś rekordy popularności bije Wasz następny przeboju, kawałek „Byłaś
dla mnie wszystkim”, pochodzący z drugiej płyty zespołu „Wezmę cię”,
wydanej w 2013 roku. Warstwa tekstowa wspomnianej piosenki
niejednokrotnie była już przedmiotem dyskusji publicznej, stąd chciałbym
zapytać o teledysk promujący nagranie. Czarne garnitury, piękny
krajobraz i…trumna. Skąd wziął się pomysł na taką właśnie fabułę? Kto
był reżyserem przedmiotowego klipu?
Tak ubrani występujemy już od ponad dwóch lat. Kiedyś graliśmy przed
zespołem „5-nizza" w warszawskiej Stodole i… po naszym wspólnym
koncercie, „5-nizza" rozpadła się, tak samo było z rosyjską supergrupą
„Leningrad". Po wspólnej trasie, „Leningrad" rozpadł się, (podobno Putin
chciał nam dać za to ordery) a ktoś nas nazwał grabarzami, stąd ta
trumna w teledysku. Reżyserem i scenarzystą jest nasz przyjaciel z
Krakowa, Piotrek „Biedronka" Biedroń. Natomiast Sergey Shnurov nie
wytrzymał presji, naszych wizyt u niego w domu, ciągłych smsów,
telefonów od nas (bo nie chcieliśmy tych orderów) i reaktywował
„Leningrad".
Poparzeni Kawą Trzy, jak sami przyznajecie, to zespół dziennikarzy,
których łączy wspólna pasja – miłość do muzyki. Bez wątpienia to właśnie
ona napędza Wasze działania. Sądzę, że nie bez znaczenia jest pytanie o
wpływ popularności na życie prywatne każdego z Was. Świat mediów od
dawna nie był dla Was enigmą, ale od pewnego czasu poznajecie go z tej
innej, pozbawionej intymności strony. Pisarz Wilson Mizner mawiał, że
„popularność wykańcza”. A jak to jest z Wami? Jak bardzo zmieniło się
Wasze życie od czasu pierwszej studyjnej płyty?
Wilson Mizner nie napisał kogo "popularność wykończa"??? Nie odczuwamy
presji popularności, podobno najbardziej rozpoznawalni jesteśmy w USA i
Rosji, ale na razie tam się nie wybieramy.
Kiedy mówiłem, że przygotowuję pytania do tego wywiadu, słyszałem
„uważaj, Ci goście to nieźli jajcarze”. Poczucie humoru i dystans do
samych siebie to jeden z elementów cechujących Wasz zespół. Zastanawiam
się jednak nad filozofią Waszego postępowania. Nad kierunkiem dalszego
rozwoju kariery muzycznej grupy. Kreowany przez Was wizerunek medialny,
każe wierzyć, że powyższe zagadnienie nie jest najważniejszym na liście
Waszych rozważań. Carpe diem zdaje się być Waszą myślą przewodnią. Czy
to prawda? Liczy się dla Was przede wszystkim „tu i teraz”? Radość z
życia i spełnianie marzeń?
Oczywiście, że spełniamy nasze marzenia, ale też marzenia tej
wielotysięcznej rzeszy fanów, która w naszej muzyce, tekstach Bryndala,
naszym zachowaniu znajduje to czego od lat szukała. Filozofia naszego
postępowania to mieszanka filozofii Fryderyka Nietzschego, buddyzmu i
filozofii grupy Monty Pythona, co łatwo można rozpoznać w naszym stylu
ubierania się.
Encyklopedyczna definicja pojęcia „muzyka” brzmi dość bezpłciowo. Jest
to bowiem „sztuka, której tworzywem są percypowane przez ludzi dźwięki,
wytwarzane przez nich głosem i/lub za pomocą instrumentów muzycznych”. A
jak Wy opisalibyście w/w termin? Czym jest dla Was muzyka?
Muzyka to próby, to koncerty, to nagrania, to jest to co nam w duszy
gra...
Na zakończenie, powiedzcie proszę, jakie jest Wasze największe muzyczne
marzenie?
Wystąpić w programie „Szansa na sukces".
Bardzo dziękuję za poświęcony czas. Jestem Wam za to niezmiernie
wdzięczny. W imieniu swoim oraz całej Redakcji portalu NetFan.pl życzę
wielu sukcesów oraz szczęścia w życiu. Pozdrawiam serdecznie.
Dziękujemy, fakturę wyślemy w osobnym mailu, a teraz pozdrawiamy
wszystkich, którzy dali się wciągnąć w czytanie Portalu NetFan.pl. Do zobaczenia na koncertach.
Rozmawiał: Kamil Mroziński