"Wkroczyłem w świat muzyki wcześniej niż gdybym ukończył college..."

Ten tekst przeczytasz w ok. 7 minut
Wkroczyłem w świat muzyki wcześniej niż gdybym ukończył college...
 fot. mat. prasowe

Rozmowa z Charlie Robisonem, amerykańskim piosenkarzem i autorem tekstów, poświęcona jego dotychczasowej karierze scenicznej.

Zanim przejdziemy do tematu Twojej ostatniej płyty, zatytułowanej „High Life”, chciałbym zapytać Cię o…futbol. Uczęszczałeś bowiem do Southwest Texas State University, gdzie przyznano Ci stypendia sportowe dla zawodników grających w futbol amerykański i baseball, ale po trzech latach opuściłeś uczelnię z uwagi na kontuzję kolana. Jak wynika z moich informacji, byłeś graczem futbolu amerykańskiego przez semestr. Następnie przeniosłeś się do Dallas, w ślad za Twoim bratem Bruce’m, który występował wówczas w koszykarskiej drużynie Trinity Valley Junior College. Reszta jest już historią. Ciekaw jestem, jak wspominasz tamten czas – moment, w którym podjąłeś decyzję o porzuceniu kariery sportowca? Czy nie miałeś wrażenia, że Twój świat rozpada się na kawałki? Musiałeś poszukać nowego sposobu na życie…
Nie, właściwie to nie myślałem w ten sposób. W czasach szkoły podstawowej oraz średniej grywałem w zespołach muzycznych brata. Miało to miejsce m.in. podczas przerw w sezonie. Wkroczyłem w świat muzyki wcześniej niż gdybym ukończył college. Zatem nie, nie odczuwałem tego w taki sposób.

REKLAMA
Judas Priest News

Rozpocząłeś swoją przygodę z muzyką, jako perkusista. Grałeś w „garażowym zespole” brata w Banderze – siedzibie hrabstwa Bandera County w stanie Teksas. Miało to miejsce zanim otrzymałeś stypendia, o których wspominałem. Zdaje się więc, że muzyka towarzyszy Ci niemal od samego początku. Twój brat Bruce i Twoja siostra Robyn także zostali piosenkarzami. Powiedz, jakiej muzyki słuchałeś, jako nastolatek?
Dorastając słuchałem wszystkich gatunków muzycznych. Uwielbiałem naturalnie Willie Nelsona, Douga Sahma, Jacksona Browne’a, Toma Waitsa – głównie tekściarzy, ale słuchałem także heavy metalu, muzyki różnego typu. Wciąż tak robię. Lubię muzykę od A do Z, z wyjątkiem muzyki country. Dokładnie współczesnej odmiany tego gatunku.

Twój pierwszy solowy krążek ukazał się w 1996 roku. Jego tytuł brzmiał „Bandera”. Bez wątpienia, był to początek Twojej długiej muzycznej kariery. Wspomnianym albumem zwróciłeś na siebie uwagę wytwórni Warner Bros. Niestety, nie wszystko potoczyło się tak, jak powinno. Podpisałeś umowę z Warnerem, po czym zostałeś zwolniony. Bez wyjaśnień, bez rozmów - zwyczajnie, dziś jesteś, jutro Cię nie ma. Jaki był powód takiej decyzji z ich strony? Słyszałem, że nie spodobał im się album, jaki dla nich nagrałeś. To prawda?
Cóż, w sumie nie była to dla mnie żadna niespodzianka. Stale podkreślałem swoją niezależność artystyczną, podczas gdy ich zdaniem powinienem zamierzać w innym kierunku. Mieliśmy burzę mózgów niemal cały czas, stąd nie byłem zaskoczony. Nagrali wiadomość na mojej automatycznej sekretarce, dziś nazywamy to wiadomością głosową, w której poinformowali mnie, że nasza znajomość dobiegła końca. Ostatecznie jednak po raz kolejny wyświadczyli mi przysługę, ponieważ mogłem powrócić na właściwe tory. Tworzyć muzykę, jaką już wcześniej tworzyłem i to bez konieczności toczenia kolejnych wojen. Nie czułem się zbyt komfortowo w Warner Bros., podobnie, jak oni nie czuli się dobrze ze mną, dlatego też zupełnie nie byłem zaskoczony.

Opowiedz mi teraz o „High Life” – Twoim ostatnim albumie, który ukazał się 1 października 2013 roku. To Twój pierwszy solowy projekt po 4-letniej przerwie. Jak długo trwały prace nad powstaniem tej płyty? Jakie były Twoje oczekiwania związane z jej premierą?
Nigdy nie miałem jakiś szczególnych oczekiwań, kiedy nagrywałem dany album. Zwyczajnie tworzę utwory takie, jakie chcę. Oczekuję więc, że przy odrobinie szczęścia całość spodoba się nie tylko mnie, ale także innym ludziom. Nie mam złudzeń, że mój krążek trafi na szczyty list przebojów, nie po to zresztą to robię. Liczę na to, że zarówno nowi, jak i dawni fani polubią obecną twórczość. To utrzymuję moją karierę w ruchu. Ludzie chcą słuchać moich występów na żywo. Jest to też powód, dla którego ja i inni artyści z Teksasu tworzymy nagrania w ten sposób. Po to, by piosenki odtwarzać podczas koncertu. Istnieć, jako „żywe zespoły”.

Twój poprzedni album „Beautiful Day” (2009) był nieco depresyjny. W 2008 roku, po 9 latach małżeństwa, rozwiodłeś się ze swoją ówczesną żoną, piosenkarką Emily Robison,. To zrozumiałe, że temat samotności i smutku dominował w większości piosenek na tej płycie. A jak to wygląda w przypadku „High Life”? Jak opisałbyś ten krążek? Pytam, ponieważ mam wrażenie, że to dla Ciebie nowy początek – rodzaj wytchnienia po wszystkim, czego doświadczyłeś wcześniej.
Zgadza się. „Beautiful Day” stanowiło płytę, na której opowiedziałem o tym, co działo się w tamtym czasie. Sprawa rozwodowa miała miejsce w momencie nagrywania albumu, stąd jego ładunek emocjonalny. Na swym nowym krążku chciałem zrobić coś zupełnie innego. Nagrać płytę dla zabawy. To jak powrót do szkoły średniej, granie piosenek, które lubisz, przy których miło spędzasz czas. Wybierasz kilka z nich po to, by zagrać je na scenie. Jak więc wspomniałem, chciałem stworzyć album wolny od nadmiaru emocji, powagi. Faktycznie, chodziło o zabawę.

Może nie powinienem o to pytać, ale chciałbym, abyś powiedział nam nieco więcej na temat utworu „Out Of These Blues”, pochodzącego z Twojej ostatniej płyty. Napisała go Twoja była żona w czasach, gdy Wasz związek przechodził kryzys. To piosenka o Tobie. Co sprawiło, że zdecydowałeś się umieścić ją na „High Life”? Złe wspomnienia nie powróciły?
Nie, szczerzę mówiąc nie powróciły do mnie żadne złe wspomnienia podczas nagrywania, czy śpiewania tej piosenki. To po prostu świetny utwór, który uwielbiam. Fakt, że napisała go dla mnie nie ma większego znaczenia. To mógłby być ktokolwiek inny. Zwyczajnie podoba mi się ten tekst za każdym razem, gdy go śpiewam. Myślę wówczas w pierwszej osobie, ale to nie budzi we mnie jakichkolwiek złych wspomnień. Rozwód i wszystko, co się z tym wiąże jest już przeszłością. To była fajna znajomość. Tak jak mówiłem, to świetna piosenka. Dobra do wykonywania.

Jak sądzisz, co jest najważniejszą rzeczą potrzebną, by osiągnąć sukces w branży muzycznej? Pytam o Twoje osobiste doświadczenia. Jak brzmi Twoje artystyczne motto, które towarzyszy Ci od początku kariery?
Myślę, że moim mottem jest nieposiadanie żadnego. Tak, czy inaczej tworząc nagrania stawiasz się pod ścianą. Przy odrobinie szczęścia za każdym razem robisz coś innego, rozwijasz się. Masz wówczas możliwość podtrzymywania swojej kariery, tak jak w moim przypadku. Utrzymania tego podniecenia, tego samego uczucia, które towarzyszy Ci odkąd zacząłeś. Nie mam więc motta, poza takim, by robić to, co sprawia nam przyjemność. Nie zastanawiaj się, co inni myślą na ten temat. Twórz muzykę, która da Ci radość.

Jakie są Twoje plany na przyszłość? Co zaplanowałeś na najbliższe miesiące?
W przypadku kariery takiej, jak moja niczego w zasadzie nie planujesz. Nagrywasz płyty, które lubisz, grasz je podczas występów, aż poczujesz, że masz ich dość i czas na nagranie nowego albumu. Potem powtarzasz ten cykl. Robisz to tak długo, jak długo sprawia Ci to przyjemność. Ja mam trójkę dzieci, uwielbiam być częścią ich życia. Jest to więc, jak żonglerka – robisz to najlepiej, jak umiesz, by Twoja kariera miała się dobrze. By Twoje życie rodzinne nie ucierpiało, byś był świetnym tatą. Zatem co do planów…Tak, jak ktoś powiedział kiedyś – Bóg je przygotowuje, to jego ulubiony dowcip. Nie planuję niczego, zwłaszcza w kontekście muzyki.

Na koniec, powiedz proszę, jakie jest Twoje najmilsze wspomnienie związane z muzyką? Coś, do czego często wracasz pamięcią wspominając minione lata?
Kiedy mówimy o fajnych wspomnieniach, zawsze wiele z nich wysuwa się na przód. Gdy pniesz się po szczeblach kariery, wszędzie pełno jest szczególików. Naszą muzykę określamy mianem teksańskiej, czy jakkolwiek ją nazwiesz. W każdym razie, kiedy poproszono mnie o zaśpiewanie po raz pierwszy „Austin City Limits” było to dla mnie fajnym doświadczeniem.

Dziękuję, że znalazłeś dla nas czas i zgodziłeś się na ten wywiad. To była prawdziwa przyjemność dla mnie. Życzę Ci wielu przyszłych sukcesów, dużo zdrowia oraz radości z życia. Pozdrawiam.

Rozmawiał: Kamil Mroziński

author

Kamil Mroziński

 11.02.2014   fot. mat. prasowe

Szymon Wydra & Carpe Diem: Premiera nowego singla i teledysku!

Kasia Wilk wystąpi przed Deep Purple!

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć