"Moją ambicją jest, aby nagrywać rzeczy, które mnie samemu będą się podobać..."

Ten tekst przeczytasz w ok. 7 minut
Moją ambicją jest, aby nagrywać rzeczy, które mnie samemu będą się podobać...
 fot. mat. prasowe

Rozmowa z Krzysztofem Napiórkowskim, polskim wokalistą, kompozytorem i producentem muzycznym, poświęcona jego karierze artystycznej oraz pracy nad nową płytą.

Pozwól, że zacznę naszą rozmowę od pytania dotyczącego początków Twojej kariery. Jesteś laureatem wielu nagród, w tym m.in. nagrody na Festiwalu Piosenki Artystycznej „Poetycka Dolina”, który odbył się w Warszawie w 2006 roku. Lista Twoich osiągnięć jest jednak znacznie dłuższa. Ciekaw jestem, kiedy narodziła się w Tobie ta miłość do muzyki - chęć poświęcenia się dla niej i potrzeba obcowania z nią na co dzień? Czy pamiętasz jeszcze swoje pierwsze nagrania?
Muzyką interesowałem się właściwie od małego dziecka, moja mama widziała, że interesuje się wszystkim, co wydaje z siebie dźwięki, toteż, jako małego jeszcze brzdąca zaprowadziła mnie na pierwszą lekcję fortepianu. Później zostało zakupione pianino i uczyłem się grać w szkole muzycznej. A pierwsze nagrania powstały w rodzinnym domu na kasetowy magnetofon i były to prawdopodobnie pieśni satyryczne poświęcone rodzeństwu (śmiech – przyp. red.).

REKLAMA
Tool News

Zawsze, gdy słucham Twojej muzyki, tekstów, które piszesz, zastanawiam się, jakie są Twoje inspiracje muzyczne? Jacy artyści odcisnęli swe piętno na prezentowanej przez Ciebie twórczości?
Pierwszą muzyką z jaką miałem kontakt w rodzinnym Rzeszowie była muzyka kościelna, klasyczna oraz ta, której słuchaliśmy wraz z braćmi na winylowych płytach - przeróżna, ale najczęściej dobra. Mam wrażenie, że wtedy nie wydawano aż tyle kiepskich produkcji, co dziś. Słuchałem również muzyki z bajek dla dzieci. Wtedy to było czymś, co dziś zastąpione jest telewizją. Natomiast później, jako nastolatek chłonąłem już całą muzykę, jaka była dla mnie dostępna. Przechodziłem różne okresy fascynacji, np. zespołami Queen, AC/DC. Później przyszedł czas na jazz. W szkole, już jako uczeń klasy organów prof. Klemensa Gudla, zapoznawałem się głównie z literaturą organową, gdzie dominowała muzyka J.S. Bacha.

Zapytałem o Twoje preferencje muzyczne, ponieważ mam wrażenie, iż swoim stylem odstajesz od obecnych tendencji panujących w polskim przemyśle muzycznym. Przypominasz mi, zapomnianego nieco Marca Cohna, autora słynnego utworu „Walking In Memphis”, który podobnie, jak Ty, czarował barwą swego głosu i przemyślanymi lirycznie utworami. Powiedz, jak określiłbyś gatunek granej przez siebie muzyki? Czy stawianie na ambitny przekaz nie jest dziś sztuką dla samej sztuki – niedocenianą formą artystycznego wyrazu?
Gram taką muzykę, bo sprawia mi to przyjemność, teksty dobieram również według subiektywnego klucza moich własnych fascynacji. Moją ambicją jest, aby nagrywać rzeczy, które mnie samemu będą się podobać, staram się nie robić nic na siłę, to wszystko przychodzi naturalnie. Zwyczajnie daję upust swojej wyobraźni i daję się ponieść muzyce. W mojej twórczości na pewno wyczuwalny jest wpływ muzyki klasycznej, ale i jazzu, polskiej muzyki ludowej i kościelnej.

Twój ostatni album „Drugi oddech” ukazał się w marcu 2012 roku. Jak scharakteryzowałbyś materiał zawarty na tym krążku? Komu poleciłbyś zapoznanie się z jego treścią?
Materiał „Drugiego oddechu” jest chyba dość zróżnicowany, ostatnio usłyszałem nawet opinię, że jest tam dwóch Krzysztofów - jeden liryczny, drugi rozrywkowy i chyba jest w tym trochę racji. Celowo korzystałem z tekstów Pawła Szydła i Wojciecha Kassa, aby właśnie ten materiał zróżnicować. Nie miałbym zresztą serca dręczyć słuchacza swoimi tekstami przez całą płytę (śmiech – przyp. red.). W ogóle lubię sięgać po teksty innych autorów, zwłaszcza, kiedy koncentrują się na zupełnie innej tematyce, której ja nie umiałbym tak sprawnie opisać.

Drugim singlem promującym wspomniane wydawnictwo był utwór „Wszystko gdzieś w nas”, który dość szybko zaskarbił sobie sympatię wielu słuchaczy. Stanowił on wyjątkowo trafny, poetycki opis otaczającej nas rzeczywistości. Jak brzmi przesłanie tego utworu? Co chciałeś przekazać za jego pośrednictwem?
Muszę powiedzieć, że skala interpretacji tego tekstu jest dość szeroka. Jedni widzą tam akceptację istniejącego porządku rzeczy, inni wręcz przeciwnie - jego krytykę. Gdy pisałem tę pieśń przechodziłem etap (chyba wciąż przechodzę), który nazywam „pogodną rezygnacją”, czyli jednak etap pewnej akceptacji porządku świata i zrozumienia, że tak naprawdę wszystko zależy od nas samych.

Jak przekonuje Twoja oficjalna witryna internetowa – www.krzysztofnapiorkowski.pl, rozpocząłeś już prace nad powstaniem kolejnego, czwartego w swoim dorobku artystycznym albumu studyjnego. Opowiedz proszę, jak przebiega proces nagrywania tej płyty? Czym będzie różniła się ona od Twoich poprzednich projektów?
Proces nagrywania nowego albumu przebiega standardowo, najpierw sekcja rytmiczna, potem fortepiany i pozostałe instrumenty, wokale. Tym razem natomiast wysoko postawiliśmy poprzeczkę jeśli chodzi o jakość brzmienia. Zarówno studio, pomieszczenia, instrumenty i mikrofony są najwyższej jakości i mam nadzieję, że będzie to słychać gdy już słuchacz włoży płytę do odtwarzacza i będzie mógł delektować się znakomitym brzmieniem fortepianu, gitary, perkusji, wokalu. Miałem przyjemność nagrywać na znakomitym instrumencie - Bösendorfer Imperial. Do tej pory jestem oczarowany jego brzmieniem. Na płycie pojawią się również goście, ale zanim nie skończymy nagrań, nie chciałbym zdradzać zbyt wielu szczegółów. Gdy wszystko będzie gotowe, będę się chwalił na lewo i prawo (śmiech – przyp. red.).

Miałeś przyjemność współpracować w przeszłości z wieloma znakomitymi artystami, jak choćby z Grzegorzem Turnauem, Kamilem Barańskim, czy niezwykle utalentowaną Joanną Kondrat. To bez wątpienia miłe, kiedy tak wielu znanych muzyków wspiera Cię podczas pracy w studio. Powiedz, tylko tak szczerze, czy wyobrażałeś sobie kiedykolwiek siebie w podobnej roli? Wiesz, jako artystę cenionego i słuchanego przez ludzi? Kogoś, kto być może wpływa na życie innych z pomocą dźwięków swojej muzyki?
Rzeczywiście, wiele osób mnie wspiera, to bardzo ważne, bo praca nad płytą bywa wyczerpująca. Często również dostaję informację, że to, co robię ma pozytywny wpływ na innych ludzi i to dość solidnie podnosi moje morale i pobudza do działania. Muszę też powiedzieć jasno, że gdyby nie pomoc kolegów, przyjaciół, wyprodukowanie płyty byłoby albo niemożliwe, albo trwałoby kilka lat i skończyło się pobytem w szpitalu (śmiech – przyp. red.). Dziękuję Bogu, że mogę pracować z takimi ludźmi i że mam tak znakomite możliwości do pracy. Sam też chętnie udzielam się na płytach innych wykonawców, jako chociażby autor słów, muzyki, wokalista, czy nawet instrumentalista…

Odnoszę wrażenie, że jesteś niebywale skromnym i skupionym na swojej pracy człowiekiem. Kimś, kto nie szuka rozgłosu za wszelką cenę. Kto nie stara się na siłę znaleźć w blasku fleszy. Ciekaw jestem, jak Ty postrzegasz sam siebie? Jaką osobą prywatnie jest Krzysztof Napiórkowski?
Prywatnie jestem dość spolegliwy, raczej da się ze mną wytrzymać. Wystarczy mnie nakarmić, dać kubek kawy i chodzę jak szwajcarski zegarek (śmiech – przyp. red.). W zeszłym roku dość często pojawiałem się w mediach w związku z promocją płyty „Drugi oddech”, teraz mam trochę więcej spokoju i mogę pracować nad nowym materiałem. W ogóle lubię sobie tak popracować w spokoju, nie spiesząc się. To daje mi dużą satysfakcję. Natomiast, jeśli będę miał już nową płytę w ręku, na pewno będę się częściej pokazywał. Póki co, nie widzę potrzeby zajmowania atencji odbiorcy.

Nasi rozmówcy, na pytanie o znaczenie muzyki w ich życiu, odpowiadają często, że jest ona czymś ważnym, integralną częścią ich egzystencji. Nie uczynię dziś zadość naszej tradycji i nie zapytam Cię o to, czym właściwie jest owa muzyka dla Ciebie. Spytam za to przewrotnie. Gdyby nie ona, czym zajmowałbyś się obecnie? Jakie są Twoje pasje, zainteresowania, rzeczy, które lubisz robić w wolnych chwilach?
Myślę, że bez muzyki mógłbym jakoś żyć, na szczęście nie muszę. Poza tym lubię podróżować, lubię też komputery, książki. Nie stronię również od dobrej kuchni i wina.

Na koniec powiedz proszę, jakie są Twoje plany na najbliższe miesiące? Co zaplanowałeś dla fanów swojej twórczości?
Najbliższe miesiące to praca nad nową płytą, ale również występy. W czasie wakacji i jesienią pojawię się z koncertami na kilku festiwalach. Będę też starał się trochę odpocząć - praca nad płytą jest dla mnie dość absorbująca. Mam nadzieję, że po wakacjach będę już mógł Państwu podać datę premiery nowego albumu i pewnie pojawi się pierwszy singiel.

Jestem Ci niezmiernie wdzięczny za poświęcony czas oraz za to, że zgodziłeś się porozmawiać z nami. Życzę Ci wielu przyszłych sukcesów oraz dużo radości i pogody ducha. Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję i pozdrawiam czytelników NetFan.pl.

Rozmawiał: Kamil Mroziński.

author

Kamil Mroziński

 24.05.2013   fot. mat. prasowe

Kali x Paluch - koncert promocyjny już 28 czerwca

Już w poniedziałek Olafur Arnalds na jedynym koncercie w Polsce!

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć