Małgorzata Ostrowska: "Gramy!"

Ten tekst przeczytasz w ok. 7 minut
Małgorzata Ostrowska: Gramy!
 fot. J.Gulczyński ostrowska.pl

Małgorzata Ostrowska wydała swoją pierwszą, solową koncertową płytę. Artystka udowadnia, że wciąż jest posiadaczką jednego z najlepszych i najbardziej oryginalnych głosów w Polsce i wciąż niewiele jest w Polsce rockowych kobiecych wokali, które mogłyby z nią konkurować. Do płyty CD został dołączony album DVD nagrany w trójkowym studiu im. Agnieszki Osieckiej. W koncertach wzięli udział specjalni goście: Piotr Cugowski, Marek Jackowski, Maciej Sobczak i Robert "Litza" Friedrich. Małgorzata tym albumem nie tyle podsumowuje swoja ponad 30-letnią karierę, co rozpoczyna nowy etap. Jaki? Z pewnością niebanalny – jak cała jej dotychczasowa kariera.

Najnowszy, dwupłytowy koncertowy album (CD + DVD) to swoisty przekrój twojej trzydziestoletniej kariery... Czy "GRAMY!" można traktować jako jubileuszowy krążek?
Trochę tak to wypadło, choć nie miałam tego w zamiarach. W zasadzie zwrócili mi na to uwagę przyjaciele, którzy obserwują mnie od lat i mają taki dystans archiwisty. Ja jakoś nie mam do tego głowy. Faktem jest, że ten koncert Trójkowy, który jest jednym z trzech zarejestrowanych na potrzeby tej płyty, zagrałam dokładnie w trzydziestolecie pierwszej edycji Listy Przebojów Trójki, gdzie debiutowała piosenka DROGA PANI Z TV, która nagrałam jeszcze z Lombardem...

REKLAMA
Tool News

Ale po koncercie w Trójce, zarejestrowaliście jeszcze dwa inne koncerty...
Koncert w Trójce prawie w całości ukaże się na DVD. To fajna sala, z koncertowymi tradycjami, gdzie przed laty, nagrywałam ważną dla mnie z powodów absolutnie nie komercyjnych płytę "555555" z zespołem Basspace... Mam po prostu sentyment do tej sali. Ale my dziś grywamy także, a może głównie w innych miejscach. Namawiano nas i chcieliśmy zagrać bardziej akustycznie, ale okazało się, że jednak skończyliśmy normalnie, elektrycznie, bo tak nas poniosły emocje. No i w efekcie wyszedł koncert... taki wyważony, a ja zdecydowanie wolę klimaty ekstremalne. Dlatego nagraliśmy jeszcze dwa kompletnie inne koncerty. W Puszczykowie to koncert plenerowy – zupełnie inna przestrzeń, energia, akustyka. Najbardziej niecodzienny jednak był chyba koncert w Radiu Merkury, gdzie w studio zmieściło się jedynie dwadzieścia kilka osób. Nazwałam go Koncertem Minimalnym, ale atmosfera była niesamowita, maksymalnie rodzinna.

Po wydaniu Twojej płyty "Słowa", obiecywałaś rychłą kontynuację tamtego studyjnego materiału. Tymczasem minęło 5 lat i otrzymujemy koncertowy album. Co wpłynęło na to zawirowanie?
Oczywiście próbowałam, powstał nawet bardzo duży materiał na nową studyjną płytę. Ale cos było z nim nie tak, czegoś brakowało, a ja nie chciałam wydawać płyty tylko po to, żeby odhaczyć kolejną pozycję na swojej liście. Niektóre z tych piosenek weszły do koncertowego materiału, niektóre znalazły się na tej płycie (Dzika mięta czy Gorzkie morze) a jeszcze inne czekają sobie w szufladzie na lepsze czasy. Może nadejdą. (śmiech przyp.red)

Co zadecydowało, że właśnie te, a nie inne piosenki znalazły się na tym albumie? Jaki był klucz?
To wycinek naszego aktualnego "koncertowego" życia. Zarejestrowaliśmy głównie to co gramy obecnie na koncertach, czyli stare przeboje z czasów Lombardu tj. "Droga pani z TV" czy "Taniec pingwina na szkle" oraz te nowsze z moich solowych płyt "Lawa" czy "Słowa", a także takie, które znają tylko bywalcy naszych kornetów: "Zazdrość", "Gorzkie morze". Plus dwie zupełnie nowe kompozycje: "Po niebieskim niebie" i "Gdy pada deszcz".

Na płytach jednak zabrakło kilku największych przebojów z czasów twojej współpracy z grupa Lombard m.in. kultowej "Szklanej pogody". Podobno nie zgodził się na wydanie ich na tej płycie, twój dawny kolega z Lombardu - Grzegorz Stróżniak. To prawda?
Rzeczywiście, taka jest prawda. Grzegorz Stróżniak przejął od ZAiKSu nadzór nad swoimi kompozycjami i osobiście wydaje zgodę na ich rejestrowanie. Oczywiście, zwróciłam się do niego o taką zgodę, ale jej nie otrzymałam. Dotyczy to zresztą także Lombardowych piosenek z moimi tekstami, jak "Gołębi puch", "Mam dość" czy "Adriatyk". Trochę to dziwne. Ale na brak starych piosenek na tej płycie fani nie mogą narzekać, bo przecież nie wszystkie przeboje Lombardu to kompozycje Grzegorza! Są więc na tej płycie "Taniec pingwina", "Pani z TV", "Mister of America" czy wyproszona przez fanów "Meluzyna". A na resztę starych piosenek zapraszamy na koncerty, bo na nich nadal gramy te pozostałe "starocie".

Na płytach znaleźli się dość nieoczekiwani goście, m.in. Marek Jackowski, który napisał dla ciebie bardzo przebojowy numer "Po niebieskim niebie". Jak doszło do tej współpracy ikon danego Maanamu i dawnego Lombardu?
To był przypadek. Spotkaliśmy się z Markiem w USA na koncertach w ramach Projektu Grechuta. Oboje zostaliśmy zaproszeni do tych koncertów przez grupę Plateau. I gdzieś między Nowym Jorkiem a Chicago powstał pomysł wspólnego napisania piosenki. Potem przegadaliśmy wiele godzin na Skypie (Marek mieszka we Włoszech). Wirtualnie też odbyliśmy pierwsze próby. I tak powstała piosenka "PO NIEBIESKIM NIEBIE".

Do waszej dwójki dołączył jeszcze Leszek Biolik (ex-Republika), kolejna ikona lat 80. To on wyprodukował utwór "Po niebieskim niebie". Ten powrót do współpracy z muzykami kojarzonymi z latami ’80, to taki świadomy zabieg?
Oczywiście, że świadomy. Wszyscy troje tkwimy korzeniami w tamtym okresie i to jest fajne, cenimy to. Dosyć długo szukałam producenta, głównie wśród nowego pokolenia. Jednak wszystkie "produkcje" wydawały mi się nie pasujące do tej piosenki. Wtedy wpadłam na pomysł żeby zwrócić się z tym do Leszka Biolika. Od dawna podobało mi się to, co robi, bo w wyprodukowanych przez niego piosenkach słychać muzykę i myślenie lat 80, a jednocześnie najnowsze trendy w muzyce.

Kolejni goście na twojej płycie to Piotr Cugowski i Maciej Sobczak. Co oni w sobie mają takiego szczególnego, że to właśnie ich zaprosiłaś do współpracy?
Zawsze miałam słabość do męskich wokali. (śmiech przyp.red). A Piotrek i Maciek to ekstremalnie inne, ale cudowne głosy i emocje, których nadal w Polsce nie ma w nadmiarze. Piotrek gra na moich rockowych emocjach, a Maciek sięga gdzieś do najgłębszych pokładów kobiecości. Teraz, jak to próbuję nazwać, to widzę, że ten dobór, to jest coś w rodzaju projekcji mojej ekstremalnie niejednorodnej osobowości. (śmiech przyp.red)

A co w tym gronie robi Robert "Litza" Friedrich?
A z Robertem znamy się od wielu lat, przyjaźnimy, mieszkamy kilka ulic od siebie. Troszkę to wyszło spontanicznie, bo graliśmy na tym samym koncercie, a muzyka to taka otwarta przestrzeń i... chyba po prostu się lubimy. (śmiech przyp.red)

Duet z Maciejem Sobczakiem to drugi singiel promujący twój album. Utwór pt. "Gdy pada deszcz..." to właściwie swoisty cover utworu grupy Hot Water, tylko z nowym, polskim tekstem. Co spowodowało, że sięgnęłaś właśnie po ten utwór?
Rzeczywiście, to lekko zapomniany utwór. Na koncercie, kiedy go zagraliśmy okazało się, że brzmi jakoś ... magicznie. W dodatku okazało się, że bardzo wiele osób po prostu nie znało oryginału. A taki utwór nie powinien być zapomniany... Miałam wiele wątpliwości czy należy dopisać polski tekst, czy zostawić go w oryginale, dlatego w radiach pojawi się singiel polskojęzyczny, a na płycie będą dwie jeszcze inne wersje.

Dwa nowe single to też trochę inne, łagodniejsze oblicze Małgorzaty Ostrowskiej. Czy to miałaś na myśli mówiąc, że na nowej płycie będzie ta sama Małgorzata Ostrowska, tylko ubrana w nowe dźwięki?
Trochę tak. Wiesz, ja mam w repertuarze całe mnóstwo takich pięknych, spokojnych utworów i ciągły problem ze śpiewaniem ich na koncertach. Koncerty rządzą się innymi prawami, mają zawsze inne tempo i energię, i najczęściej nie ma zbyt wiele miejsca na takie piosenki. A ponieważ płyty, nawet koncertowej słucha się jednak w bardziej intymnych warunkach, dlatego spróbowałam wykorzystać taką okazję.

Masz jeden z najbardziej rozpoznawalnych głosów w Polsce, na swoim koncie wiele niezwykłych nagród, w Sopocie otrzymałaś "Bursztynowego słowika" (1999) za całokształt działalności, a w Opolu (2007), odcisnęłaś swoje dłonie w słynnej już Alei Gwiazd. Czy Małgorzata Ostrowska osiągnęła już wszystko o czym marzyła?
Absolutnie nie. Chyba będę musiała wywiązać się z tej obietnicy nowej, studyjnej płyty. (śmiech przyp.red)

Materiał opublikowany dzięki uprzejmości serwisu ostrowska.pl

author

Sebastian Płatek

Redaktor naczelny
 redakcja@netfan.pl

 22.10.2012   ostrowska.pl   fot. J.Gulczyński

"Barcelona" grupy Pectus podbija serca słuchaczy!

Marika i Spokoarmia: "Momenty" już na rynku!

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć