"Szczerość to wierność swoim upodobaniom..."

Ten tekst przeczytasz w ok. 6 minut
Szczerość to wierność swoim upodobaniom...
 fot. Fot.Kama Czudowska Katalogartystyczny.pl

Rozmowa z Dorotą Miśkiewicz z okazji wydania nowej płyty "Ale".

Słuchając płyty “Ale” tylko utwierdzam się w przekonaniu, że od wszystkich Pani albumów bije szczerość i prawda, czyli coś co pozwala mi uwierzyć w to co słyszę. To dar czy umiejętność, którą artysta może wypracować?
Cieszą mnie Pana słowa, to dla mnie ważny komplement. Szczerość to wierność swoim upodobaniom, ale też umiejętność przekazania emocji i wewnętrznego świata duchowego. Nad każdym darem można pracować, a więc nad tym też.

REKLAMA
Tool News

“Nucę i gwiżdżę sobie” piosenki z Pani najnowszego albumu już od pierwszego przesłuchania. Na początku serdecznie gratuluję kolejnej wyjątkowej płyty.
Dziekuję!

Piosenek, które znalazły się na najnowszej płycie słucha się z wielką przyjemnością. Jednak nie są one oczywiste i banalne. Zatem istnieje złoty środek i można napisać wartościową kompozycję, która po prostu spodoba się wszystkim?
Nie ma takiej rzeczy, która by się wszystkim podobała. Na tym polega piękna różnorodność świata. Już dawno przestałam liczyć na to, że moja muzyka trafi w gusta wszystkich.

Od pewnego czasu kroczy Pani swoją artystyczną ścieżką, która skrupulatnie realizowana jest na kolejnych wydawnictwach. Mam wrażenie, że najnowszy album “Ale” w dużej mierze stylistycznie koresponduje z poprzednią płytą “Caminho”.
Zakładałam, że "Ale" będzie kontynuacją "Caminho". Jednak w czasie pracy mocno odeszliśmy od tej koncepcji. Zaczęliśmy szukać nowych brzmień, tworzyliśmy instrumenty ze sprzętów domowych, pojawiła się elektronika, ja wyciągnęłam skrzypce, ograniczyliśmy użycie bębnów i basu. I nagle okazało się, że nasze inspiracje sięgają dalej niż się spodziewaliśmy. Choć wciąż słychać moje brazylijskie upodobania, to płyta jest ciekawsza brzmieniowo.

W warstwie muzycznej płyta “Ale” to album akustyczny, nawiązujący do stylistyki retro, momentami bardzo intymny. Urzekająco brzmi tu każdy dźwięk instrumentu i każda wyśpiewana fraza. Czy trudno było osiągnąć takie szlachetne brzmienie podczas realizacji płyty?
Nad produkcją czuwaliśmy we trójkę: Bogdan Kondracki, Marek Napiórkowski i ja. Dla mnie ta płyta jest połączeniem świata retro ze współczesnoscią. Bogdan ma w swoim studio, poza nowoczesnymi sprzętami, kilka starych mikrofonów, ktore mogą dać wrażenie retro, a z drugiej strony to właśnie on zaproponował organiczną elektronikę. Marek wraz ze mną napisał całą muzykę, więc nasze piosenki nieco definiują styl płyty. Również jego gitary są specyficzne, bo w ramach poszukiwań zagrał na instrumentach akustycznych, elektrycznych, na mandolinie, gitarze rezofonicznej i piccolo... Same gitary nagrywaliśmy w trzech róźnych studiach, potem wibrafon nagrywany w Gdańsku, sekcja rytmiczna jeszcze gdzie indziej. Na koniec wylądowaliśmy na mixach w niepołomickim studio Preisnera, a potem jeszcze master u Andrzeja Smolika. Owszem, jak widać, dbaliśmy o brzmienie.

Praktycznie stałem elementem każdej z płyt stają się damsko- męskie duety wokalne. I tym razem słuchacze otrzymali taki miły drobiazg w postaci utworu “W komórce”. Czego odrobina prawdzie męskiej muzyki Wojciecha Waglewskiego dodała do tej kobiecej płyty?
Dodała na pewno szorstkosci, co było właśnie moim zamiarem! Szorstkość, nieco dystansu i nonszalancji! Tak jak duety damsko-męskie są zawsze na moich płytach, tak duet z kobietą nieczęsto mi się zdarza. Tym razem odważyłam się zaśpiewać z największą divą polskiej piosenki - Ewą Bem. Po latach znajomości udało nam się zarejestrować piosenkę nieco nawiązującą do zespołu Bemibek i ich chóralnego śpiewania. Jestem szczęściarą, bo do tej pory uwieczniłam na swoich płytach duety z absolutnie wybitnymi wokalistami: Grzegorzem Turnauem, Grzegorzem Markowskim, Kubą Badachem, a teraz Wojciechem Waglewskim i Ewą Bem!

Długo trzeba było czekać, aby na polskim rynku muzycznym ukazała się płyta na której dobra muzyka idzie w parze z pięknym słowem. Moim faworytem pozostaje piosenka “Tuńczyk”, gdzie słowne zabawy przywodzą na myśl dokonania Jeremiego Przybory. Jak pracuje Pani na swoimi tekstami?
Ten tekst przyszedł do mnie dosć spontanicznie. Wiedziałam, że chcę napisać piosenkę o jedzeniu, padło na sushi! Podobnie powstał "Świerk" - po prostu poczułam, że to musi być o pięknie przyrody. Wiedziałam też, że "Jasności nie mam" musi być czymś w rodzaju medytacji. Najprościej jednak pisze mi się o jakiejś nieokreślonej tęsknocie, którą w piosenkach najłatwiej jest zamienić w tekst miłosny bez happy-endu. Lubię pisać teksty, stąd kilka utworów mojego autorstwa. Jednak najbardziej doceniam obecność na płycie innych genialnych autorów: Wojciecha Młynarskiego, Bogdana Loebla, Wojciecha Waglewskiego, Grzegorza Turnaua i Michała Rusinka.

Czy tytuł albumu to taka wskazówka dla słuchacza, że zawsze jest jakieś “ale” i nic nie jest nigdy do końca czarne lub białe? Czy w prywatnym życiu również często z Pani ust pada słowo “ale”?
Tak, zawsze widzę jakieś "ale" i lubię je! Dzięki temu nie patrzę jednostronnie. Słuchaczowi nie daję wskazówek, raczej pokazuję mój punkt widzenia.

Płyta “Ale” do kolejny dowód na to jak ważną postacią w Pani artystycznej karierze jest Grzegorz Turnau. Mimo, iż poza warstwą tekstową nie występuje osobiście na tej płycie to miał wkład w jej tworzenie. Proszę opowiedzieć nam o tym jaką rolę tym razem odegrał ten niezwykle inspirujący artysta.
Bez niego nie miałabym tytułu płyty i tytułowego tekstu. Nie byłoby duetu z Ewą Bem, gdyby nie tekst Grzegorza! W pewnym sensie uczestniczył też w powstawaniu całości, odsłuchiwał kolejne wersje piosenek od najbardziej wstępnych wersji demo jeszcze bez tekstów po ostatecznie już dopieszczone. Przyznaję, jest to bardzo inspirujący artysta!

“Samba z Kalendarza” to chyba najbardziej latynoski utwór na najnowszym albumie, ale mam także piękną bossa nove, będącą hołdem dla brazylijskiego mistrza tego gatunku Ivana Linsa. Nawiązania do world music były także obecne na poprzedniej płycie. Czy podobnie jak Anna Maria Jopek zapragnęła Pani przemycić odrobinę brazylijskiego słońca do swojej muzyki?
Moje brazylijskie fascynacje nie są nowością. Płyta "Caminho" z 2008 roku była ich wyrazem, do jej produkcji zaprosiłam perkusjonistę z Sao Paolo, sam tytuł w języku portugalskim również dość jednoznacznie określa charakter całości. Fascynacja muzyką afrykańską też jest nieco słyszalna w moich piosenkach. Najbardziej widocznym dowodem tej sympatii jest duet z Cesarią Evorą oraz niedawno wydana na rynku włoskim piosenka "Sodade" (po włosku "So Gia"), którą wykonuję z wybitnym pianistą jazzowym - Stefano Bollanim. Zaskoczeniem dla mnie samej stał się duet z Marcinem Wyrostkiem w piosence "Jovano Jovanke" (po polsku "Anna Joanna"), ktorą nagraliśmy na składankę Yugopolis2. Nigdy nie interesowalam się muzyką macedońską, ale ta piosenka mnie urzekła, stąd nagły romans z Bałkanami.

Jak zwykle na Pani autorskich płytach niesłychanie imponująco brzmią wszystkie partie wokalne, które czasami tworzą wielowarstwowe, skomplikowane faktury. Tym razem zaś nowością są dźwięki shakera oraz udu naśladowane ludzkim głosem. Jak Pani to wszystko robi?
Faktycznie, w ramach poszukiwań brzmieniowych spróbowałam zabawić się nie tylko instrumentami ale i głosem. Najważniejsze jest to, że przy "Ale" wspomogli mnie wspaniali fachowcy w swych dziedzinach. Samej by mi się nie udało!

Dziękuje za rozmowę

Rozmawiał: Bartosz Domagała

Wywiad udostępniony dzięki uprzejmości portalu Katalogartystyczny.pl


author

Bartosz Domagała

 03.07.2012   Katalogartystyczny.pl   fot. Fot.Kama Czudowska

Glenn Frey - słynny założyciel The Eagles i zdobywca aż 6-ciu statuetek Grammy, powraca z nową solową płytą "After Hours

Nabiha: "More Cracks"- PREMIERA już 31 lipca!

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć