Piotr Karpienia: "Mój świat"

Ten tekst przeczytasz w ok. 6 minut
Piotr Karpienia: Mój świat
 fot. Sony Music sonymusic.pl

Najpierw było pianino, które dostał od rodziców. Ale największą miłością  była gitara. Bez niej nie wychodzi z domu.

„W dobie wokalistów, którzy bardziej martwią się o lakier do paznokci, ty jesteś dla mnie przedstawicielem starej szkoły męskiego wokalu” - powiedziała o tobie Agnieszka Chylińska.
Może dlatego, że wychowałem się na dobrej muzyce. Pamiętam jak zacząłem uczyć się grać na gitarze, miałem wtedy trzynaście lat. MTV była jeszcze normalną stacją muzyczną i puszczała dobrą muzykę - Pearl Jam, Nirvana, U2. Oczywiście wizerunek ma znaczenie, ale musi być spójny z tym, co artysta wykonuje. Przeszedłem i przez etap malowania paznokci na czarno, ale wtedy zafascynowany byłem inną muzyką, szybką, gitarową.

Gdzie nauczyłeś się śpiewać?
Chyba w domu. Miałem siedem lat, jak rodzice kupili mi od znajomych pianino. Jasnobrązowa Legnica przyjechała dużą ciężarówką, a potem widziałem przez okno, jak kilku panów wniosło ją do domu. I tak zacząłem sobie plumkać pojedyncze dźwięki. A potem śpiewać.

REKLAMA
30 Seconds To Mars News

Marzyłeś o pianinie?
Chyba bardziej moja mama. Może uważała, że w każdym porządnym domu powinno być pianino (śmiech). A może kiedy zauważyła, że coś tam sobie podśpiewuję, pomyślała: „A może coś z niego wyrośnie?” Moi rodzice są muzykalni, oboje śpiewają, tata gra na gitarze. W domu zawsze słuchaliśmy muzyki, zamiast oglądać telewizję. Pamiętam jak rodzice wrzucali czarne winylowe płyty Lady Pank, Pink Floyd, pamiętam charakterystyczne okładki The Wall i Dark Side Of The Moon.

I posłali cię do szkoły muzycznej?
To była prawdziwa męka grać te wszystkie nudne etiudy. Wolałem klipy, które zaczęły pojawiać się w telewizji. Zamiast ćwiczyć gamy, uczyłem się ze słuchu utworów z list przebojów. Potem zakochałem się w gitarze. To było totalne uzależnienie. Wracałem ze szkoły, brałem gitarę do ręki i siedziałem do rana.

A kto cię nauczył śpiewać?
Właściwie jestem samoukiem, pewnie dlatego nie jestem tak dobry technicznie, jakbym chciał. Miałem kilka krótkich lekcji przy okazji programu „You’re a Star” w Irlandii. Zajęcia wokalne prowadził Troy Antunes, basista, który grał z Justinem Timberlakiem. Potem wziąłem kilka lekcji u innych nauczycieli, ale nie chcieli nic zmieniać w moim głosie. Mówili tylko: „Nie wiem co ci powiedzieć. Śpiewaj, za kilka lat sam zaczniesz rozumieć jak to wszystko działa”.

Kto pierwszy zauważył, że masz talent ?
Do tej pory nie uważam, że śpiewam dobrze. Po raz pierwszy dostrzegli mnie chłopaki z zespołu „Same Nazwiska”. Pewnego dnia, byłem wtedy przed maturą, zaproponowali mi, żebym był u nich wokalistą, słyszeli mnie wcześniej na szkolnych akademiach (śmiech).

Po maturze poszedłeś na politechnikę. To miało być wyjście awaryjne?
Wszyscy powtarzali: „Z muzyki chleba mieć nie będziesz”. Dlatego skończyłem budownictwo.

Zbudowałeś coś?
W sumie te studia mi się przydały. Kiedy w 2004 r. Zespół się rozpadł, wyjechałem do Irlandii i pracowałem jako inżynier kontroli jakości. A w weekendy śpiewałem w pubach. To ulubione miejsce Irlandczyków.

A jak znalazłeś się w irlandzkim „Idolu”?
Pewnego dnia zobaczyłem w telewizji, że są przesłuchania do programu, wziąłem gitarę i pojechałem na drugi koniec Irlandii. Chyba się spodobałem, doszedłem do finałowej piętnastki.

Co ci dał ten program?
Dodał mi pewności siebie. No i poznałem fajnych ludzi.

Nie chciałeś nagrać tam płyty?
Nikt mi tego nie zaproponował. Poza tym miałem już dość Irlandii, mentalności tamtych ludzi, pogody. Wróciłem do Polski, ale bez pomysłu na życie. Niespodziewanie pojawił się Witek Cisło. Zadzwonił i zaproponował nagranie płyty. Przesłał mi kilka kompozycji, zaśpiewałem, chyba mu się spodobało, bo w efekcie razem ją nagraliśmy.

Skąd się wziąłeś w „Mam talent”?
Grałem właśnie z zespołem koncert w Białymstoku, kiedy usłyszałem, że jest casting. Pomyślałem: „Kurczę, a może pójdę? Może się czegoś nauczę?”

Nie bałeś się oceny jurorów?
Najbardziej bałem się tego, że dam plamę i zobaczy to cała Polska. Ale gdy wyszedłem na scenę, strach po prostu zniknął.

Co rodzina na to, że nie będziesz inżynierem?
Mama jeszcze niedawno mówiła, żebym normalnie poszedł do pracy, ale już chyba zrozumiała, że muzyki nie da mi się wybić z głowy. Rodzice bardzo mnie wspierają, śledzą wszystko, co wokół mnie się dzieje.

Żona nie jest zazdrosna o muzykę, fanki?
Wiedziała, co chcę robić w życiu jeszcze zanim się pobraliśmy. Znamy się od podstawówki, chodziłem do klasy z jej siostrą. To dziwna historia, bo nigdy mnie nie lubiła. Po latach jednak coś zaiskrzyło między nami. Rok temu się wzięliśmy ślub.

W finale programu Robert Kozyra powiedział, że nie może się już doczekać twojej płyty.
To dla mnie wielki komplement. Mam nadzieję, że spodoba mu się ta płyta.

Szybko się z nią uwinąłeś.
To tylko tak wygląda. Pracujemy nad nią z Witkiem już prawie dwa lata. Cieszę się, że do współpracy udało się namówić znakomitego tekściarza, Jacka Cygana. Klika tekstów wyszło też spod mojego pióra.

Trudno jest skomponować fajny kawałek?
Żeby muzyka powstała w mojej głowie, muszę mieć jakiś klimat, skojarzenie, zapach, wspomnienie sytuacji sprzed lat, czasem kolor. Choć kilka kompozycji powstało z wieczornego siedzenia z Witkiem na kanapie przy drinku i gitarze.

A słowa?
Słowa są potem. Siadam, zamykam oczy i próbuję sobie stworzyć jakąś historię.

To twoje historie?
Nie wszystkie. Niestety, miałem spokojne życie, nic się w nim takiego nie działo, całymi dniami grałem na gitarze, to moje życie. Dzisiaj stałem się obserwatorem życia, które toczy się dookoła mnie.

Dlaczego twoje piosenki są takie smutne?
Chyba sam taki jestem.

Skąd masz ten smutek w sobie?
Może po babce Rosjance? Ludzie ze Wschodu obciążeni są taką melancholią. Uwielbiam rosyjskie romanse, szczypią za serce. Może to wzrusza ta porywająca melodia i następstwo akordów, a może ten rytm surowy, niczym niewymuszony.

Co cię trzyma w pionie, dlaczego nie uderza ci woda sodowa do głowy?
Przecież tak naprawdę to ja jeszcze nic nie zrobiłem. Zaśpiewałem trzy nieswoje dwuminutowe fragmenty piosenek – tak do tego podchodzę. Jeszcze nic nie pokazałem. Nie mam nawet czego świętować (śmiech).

Twój przepis na sukces?
Trzeba w niego bardzo wierzyć.

Materiał: Sony Music Poland

author

Sebastian Płatek

Redaktor naczelny
 redakcja@netfan.pl

 26.05.2012   sonymusic.pl   fot. Sony Music

Już dziś finał 57. Konkursu Piosenki Eurowizji

Step Records Festiwal już 29 czerwca w Opolu!

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć