"Zadziałała chemia..."

Ten tekst przeczytasz w ok. 7 minut
Zadziałała chemia...
 fot. mat. prasowe sonymusic.pl

Rozmowa z Anną Józefiną Lubieniecką, wokalistką zespołu Varius Manx

"Chciałam więcej niż mogłam unieść / Gnało serce o krok przed rozumem" – śpiewasz w jednej z nowych piosenek. Uniesiesz taką odpowiedzialność jak objęcie posady wokalistki w Varius Manx?
Pierwszy krok to znać swoją wartość, drugi to po prostu słuchać i nie dać się zwariować. Uniosę to, przecież są w życiu trudniejsze sprawy. A jeśli będzie trzeba, zamknę drzwi i wyłączę internet (śmiech). Ale tak na poważnie to staram się nie podchodzić do tego jak do konkursu na najlepszą wokalistkę Varius Manx. Nie biorę w nim udziału.

REKLAMA
Tool News

Bierzesz, nawet jeśli o tym nie wiesz. Choćby na koncertach, wykonując utwory swoich poprzedniczek.
To prawda, to jest najgorsze. Lubię te piosenki, ale jestem narażona na komentarze: "O, Stankiewicz lepiej!" albo "Nie ma jak Lipnicka, stare dobre czasy". Dlatego bardzo się cieszę, że mamy już nową płytę i w tych utworach nie będę z nikim porównywana. Ale oczywiście na koncertach będę śpiewać również stare hity, bo wiem, że wszyscy ich potrzebują.

Które z poprzednich wcieleń Varius Manx jest ci najbliższe?
Lipnicka, tamte czasy. Kiedy powstał ten zespół miałam dwa lata, więc nie zamierzam udawać, że byłam fanką Varius Manx od samego początku. Chodziłam do gimnazjum, kiedy kolega nagrał mi jedną z ich płyt. To było "Emu". Kiedy usłyszałam "Tokyo" – odpłynęłam. Chcielibyśmy wrócić do tamtych czasów i jestem szczęśliwa, bo na nowej płycie chyba nam się to udało.

Jest pomiędzy wiekami różnica całego pokolenia. Nie utrudnia to komunikacji?
Oni mi bardzo ojcują (śmiech). Myślę sobie nawet, że to dobrze, że nie są młodzi, bo każdy ma swoją żonę, więc mam święty spokój (śmiech). Wiesz o czym mówię! Co do komunikacji - dla mnie wiek nie gra roli! Dla chłopców też! Tworzy się między nami przyjacielska więź. Jednak pod kątem pracy rzeczywiście czasem brakuje mi tych młodzieńczych porywów, zarywania nocy, szaleństwa, pomysłów i planów „za milion dolarów”, które i tak zwykle nie wypalają (śmiech)… Chłopcy wtedy studzą mnie: „Spokojnie, rzeczywistość jest taka i taka”. Są jednak starsi, mądrzejsi.

Podcinają ci skrzydła (śmiech)
Nie, że podcinają. Raczej pomagają mi postawić palec czy dwa na ziemi :) Ale to działa też w drugą stronę.

Że biorą pod uwagę twoje pomysły? Świadczy to chyba o dużym zaufaniu
Mają do mnie wielkie zaufanie i to jest piękne. Kiedy nagrywałam partie wokalne, wygoniłam chłopaków ze studia. Zapaliłam sobie świeczki, zamknęłam się, wzięłam mikrofon, ProToolsa i zaśpiewałam. Mam swoją wizję interpretacji i nie chcę, żeby mnie ktoś rozpraszał, żeby mówił: "Ale ja mam pomysł, jak to można inaczej zaśpiewać".

I dali się tak wygonić?
No, dali się. Tak ich już zdemoralizowałam (śmiech). Ale to jest naprawdę piękne, nawet to, że czasem sprowadzają mnie na ziemię. Najważniejsze jednak, że pozwalają mi się spełnić. To nie jest moja płyta solowa, jestem w zespole, a jednak znalazła się na tej płycie duża cząstka mnie.

Na przykład teksty.
Tak, napisałam kilka. Ale nie czuję się tekściarką. Nie chcę stawać do konkursu, np. z Nosowską czy Peszek. Boję się! One to prawdziwe zawodniczki! Ba, Nosowska jest moją Królową. Ale to, co napisałam – napisałam szczerze. To bardzo intymne rzeczy, niektórych nawet trochę się wstydzę.

Czy z różnicy wieku w zespole nie wynikają rozbieżności artystyczne? Oni do ciebie o jakichś bohaterach z lat 70-tych, a ty do nich o Radiohead?
Słuchają rzeczy, których ja nie znam albo nie lubię, ale jest kilka grup i wykonawców, którzy nas łączą. Na przykład Stina Nordenstam, Sigur Ros, Imogen Heap. Tylko czasem, kiedy im coś puszczam, na przykład odjazdy Björk, wychodzi, że jednak jesteśmy z nieco innych muzycznych światów. Ja na przykład uwielbiam elektronikę, oni niespecjalnie. Ale mam do ich upodobań muzycznych szacunek, w końcu to oni mają na koncie mnóstwo sukcesów, nie ja. I to nie ja ich zaprosiłam do współpracy, ale oni mnie. Znam swoje miejsce. Poza tym z wypadkowej różnych inspiracji powstaje fajna, wspólna rzecz… Nie wspomnę nawet o tym, że dali mi wprowadzić na płytę jedną moją kompozycję. To wielki przełom, nie pozwolili na to wcześniej żadnej z wokalistek.

Jak tego dokonałaś? Tupiąc?
Trochę tak (śmiech). Skarżyłam się Robertowi, że nie mogę się wyrazić, a tak bardzo chciałabym przemycić do Varius Manx dużą część mnie… W końcu powiedział: "Dobrze, zrobimy to, żebyś czuła się w zespole jak najlepiej". Napisałam tę piosenkę trzy lata temu, kiedy nagrywałam demo na swoją solową płytę i myślałam, że podbije nią cały świat. Wszystkie piosenki wylądowały w końcu w szufladzie, ale widocznie na jedną z nich przyszedł czas!

Czy to prawda, że jeszcze niedawno z ogoloną na łyso głową imprezowałaś gdzieś na kieleckim osiedlu? (śmiech) Ogoliłam głowę po nieudanym farbowaniu włosów, a potem płakałam! Więc aż takim rockendrolem nie jestem! Rzeczywiście wychowywałam się na ciekawym osiedlu, gdzie piwnice, dachy bloków i garaże były naszymi miejscami spotkań. Ale dzisiaj przenieśliśmy się już do klubu (śmiech). Mam jednak tego świadomość, że muszę przystopować z imprezowaniem, że wiele się teraz w moim życiu zmieni.

Jak wygląda droga z takiej "piwnicy" do studia Varius Manx?
W gimnazjum trafiłam do klasy artystycznej i moja wychowawczyni, pani Anna Wileczek, była nauczycielką z pasją. Szukała jakichś castingów, jeśli ktoś nie chodził do teatru, miał obniżoną ocenę z zachowania… Kiedyś powiedziała mi: "Ania, jedź do Warszawy, bo jest casting do 'Romea i Julii' Józefowicza i Stokłosy". Pojechałam z mamą i przechodziłam z etapu na etap, a potem wylądowałam na dwumiesięcznych warsztatach, aż w końcu musiałam przeprowadzić się do Warszawy. Potem była "Szansa na sukces" i wiedziałam już, że to jest to. Że jednak śpiewanie.

Jednak? To był jakiś plan B?
Wszystko! Chirurg, zakonnica, policjantka, reżyser filmowy, fotograf, aktorka, weterynarz i wiele, wiele innych. Chirurga skreśliłam po tym, jak mojemu wujkowi wystrzeliła petarda w dłoni, a ja prawie zemdlałam na ten widok… No, ale teraz jest już tylko śpiewanie. Pomogła mi to zrozumieć również książka Paulo Coelho: że trzeba wypełniać własną legendę, że nie należy się bać iść własną drogą, że kiedy czegoś mocno pragniesz, cały wszechświat ci sprzyja. Uwierzyłam w te słowa.

Długo w Teatrze Buffo nie pośpiewałaś, prawda?
Szybko mi podziękowali, pan Janusz mnie zwolnił. Wiem, że łatwo się ze mną nie pracuje. Żeby pójść na kompromis muszę czasem poskromić w sobie prawdziwą burzę. Byłam buntowniczką, poszukiwaczem i choć to wciąż we mnie zostało, chyba trochę łagodnieję… Wtedy odezwali się z "Szansy na sukces". Robili program wielkanocny z Rubikiem i któraś z dziewcząt się rozchorowała. Musiałam się szybko nauczyć "Psalmu dla Ciebie". Przygotowałam się, zaśpiewałam i dwa tygodnie później zadzwonił Piotrek i zapytał, czy nie chciałabym z nim pracować? Byłam zachwycona. Ale z całym szacunkiem dla Piotrusia i moich przyjaciół z tamtej ekipy, w pewnym momencie poczułam, że czas iść dalej.

No i zamieniłaś tego sympatycznego Rubika na groźnego Jansona.
Wcale tak nie jest! Robert jest taki kochany… Chyba jeszcze nikt nie wierzył we mnie tak jak on! Sprawia wrażenie niedźwiedzia, ale w środku jest misiem. Jest dobry i kruchy, ale jest introwertykiem i nie przed każdym się otwiera. Ale przyznaję, że bałam się pierwszego spotkania. Tymczasem natychmiast go polubiłam, chemia zadziałała od pierwszej chwili. Poza tym, pokazałam mu wtedy zdjęcie mojego psa, Chihuahua – i okazało się, że on też ma Chihuahuę, ale sunię.

A więc przeznaczenie.
(śmiech) Powiedzieliśmy sobie, że nawet jeśli nie dojdzie do współpracy, to nasze psy muszą się spotkać. Okazało się jednak, że zaśpiewam w Varius Manx i robię to najlepiej, jak potrafię. Staramy się, żeby to, co robimy coś znaczyło, żeby po nas zostało. Robert powiedział kiedyś, że to, co gramy może jest sztuką przez małe "s", ale jednak sztuką – i tego się trzymam.

P&C 2011 Sony Music Entertainment Poland

author

Sebastian Płatek

Redaktor naczelny
 redakcja@netfan.pl

 26.03.2011   sonymusic.pl   fot. mat. prasowe

"Zderzenie dwóch żywiołów..."

Wołosi i Lasoniowie zdobywcami Grand Prix 2011 za najlepsze folkowe nagranie Europy

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć