Granie zrodziło się z pasji słuchania...

Ten tekst przeczytasz w ok. 8 minut
Granie zrodziło się z pasji słuchania...
 fot. chilitoy.pl

Czy pamiętacie wydarzenie, które dało Wam na tyle do myślenia, że postanowiliście zamienić muzykowanie w gronie przyjaciół na bardziej profesjonalne granie?
Chyba było kilka takich wydarzeń. Pierwsze z nich to udany występ na SMAK-u 2007 w Myśliborzu i ciepłe słowa skierowane do nas przez Marka Piekarczyka i Andrzeja „e-molla” Kowalczyka. Drugie to zwycięstwo i Nagroda Publiczności w lokalnym Przeglądzie Kapel w Chrzanowie w 2008 roku. Trzecim, decydującym momentem był dzień, w którym producent nagrań Rafał Kossakowski puścił nam po raz pierwszy efekty naszej pracy w studio. Powiedzieliśmy wtedy coś w stylu „Hej, to my? Chyba żartujesz!”. Nie wiedzieliśmy do końca jak sprawdzi się elektronika w naszym brzmieniu, byliśmy pozytywnie zaskoczeni końcowym efektem i postanowiliśmy że nie zmarnujemy poświęconego na nagrania czasu. Skończyło się na tym, że pracowaliśmy dwa razy więcej, piosenki się zmieniały i dorastały, teraz jesteśmy z nich w pełni zadowoleni.

REKLAMA
Tool News

Jak należy rozumieć nazwę waszego zespołu. Czy kryje się za nią jakiś większy sens czy to porostu zlepek pasujących do siebie słów, który przypadł Wam do gustu podczas formowania się zespołu?
Z naszą nazwą wiąże się ciekawa historia. Po jednym z koncertów spędzaliśmy noc w hotelu, nazywaliśmy się wtedy inaczej. Mieliśmy po 19 lat i już sporo fantazji, postanowiliśmy po naśladować gwiazdy rocka i wyrzuciliśmy telewizor przez okno. Na penthouse nie było nas stać, więc telewizorek leciał tylko z pierwszego piętra. Piętnaście minut później usłyszeliśmy zza okna rytmiczne krzyki, brzmiało to jak „czyli co! czyli co!”. Wyjrzeliśmy przez okno a tam na ekranie wyrzuconego telewizora pulsował napis Chilitoy.

Podczas pracy na teledyskiem do piosenki “Do you remember me” współpracowaliście z profesjonalną ekipą realizacyjną. Oglądają relację z planu widać, że w jednej chwili z lokalnego zespołu musieliście przeobrazić się w prawdziwych artystów. Jak wspominacie pracę na planie teledysku i o jakie doświadczenia jesteście teraz bogatsi?
Ludzie na planie powiedzieli nam, żebyśmy zachowywali się jak na koncercie. Jasne było że nie musimy zwracać uwagi czy gramy dobre nuty, więc mogliśmy poszaleć jeszcze bardziej, gitary fruwały, cement unosił się w powietrzu, ogólnie czad! To co zapadło nam najbardziej w pamięć to chwila kiedy kończyliśmy dzień zdjęciowy. Zmęczeni jak diabli, jednak z poczuciem dobrze wykonanej roboty, do domu wracaliśmy uśmiechnięci, również cała ekipa była zadowolona z ujęć. Spodobał nam się plan filmowy i mamy nadzieję, że będziemy mieli okazję nagrać jeszcze kilka teledysków.

Skąd pomysł na realizację teledysku w tak niecodziennym miejscu jakim jest stara cementowania. Jej mroczne wnętrze, które oglądamy na klipie dodaje charakteru waszej muzyce. Czy to Wy byliście autorami tego oryginalnego pomysłu?
Na samą koncepcję teledysku nakierowała nas ekipa, na czele z szefową - Elwirą Talik. Powiedzieli prosto z mostu, że do tekstu pasuje im żeby Ada pomęczyła jakiegoś faceta, my rzuciliśmy pomysł że mogłoby to się dziać w starym, pustym basenie. Znaleźliśmy takie miejsce, jednak nie było tam warunków żeby rozstawić sprzęt – pozostając w klimacie industrial ekipa zaproponowała nam cementownię.

Po przesłuchaniu waszego singla nie potrafię jeszcze jednoznacznie określić stylistyki muzycznej w jakiej czujecie się najlepiej. Z pewnością bliżej Wam do brzmień i rozwiązań wywodzących się z brytyjskiej sceny rockowej. Podobno wraz z singlem “Do you remember me” nagraliście kilka innych kompozycji które zaprezentujecie nam jesienią. Czego może się spodziewać po tych nagraniach, będą one kontynuacją przygody z muzyką rockową? Czy macie w zanadrzu kolejne przebojowe i dynamiczne kompozycje?
Sami określamy naszą muzykę jako pop-rock, bardzo spodobała nam się opinia Michała Stachury - redaktora Akademickiego Radia Indeks z Zielonej Góry. Powiedział on, że pop-rock to nie ładna śpiewająca pani otoczona w teledysku panami, którzy starają się pokazać jak to szaleją z gitarami, choć wcale tego nie słychać – oni udowadniają że da się połączyć przesterowane gitary z melodyjną linią wokalu. Mamy nadzieję, że rzeczywiście nam się to udaje, bo taką właśnie konwencję – doprawioną jeszcze elektroniką – sobie wybraliśmy, w kolejnych numerach też będzie to słychać. Oczywiście nie zamykamy się, ostatnio sporo myślimy o akustycznym graniu, to może być ciekawy pomysł, jeśli tylko znajdziemy chwilę czasu.

Na polskiej scenie muzycznej jesteście tak naprawdę od bardzo niedawna i na razie możemy słuchać waszego pierwszego singla. Z pewnością myślicie o pełnowymiarowej płycie i kontrakcie z wytwórnią płytową czy w najbliższej przyszłości są na to realne szanse?
Pewnie każdy zespół o tym myśli i do tego dąży – my również. Nauczyliśmy się że jeśli chodzi o tak zwany show biznes wydarzenia potrafią toczyć się bardzo szybko i nieprzewidywalnie. Jednego dnia spokojnie wysyłaliśmy e-maile do mediów z informacją o naszym singlu, a dwa dni później staliśmy pod drzwiami studia TVP. Kto wie, być może jutro odezwie się do nas wydawca, a być może będziemy musieli pukać do drzwi przez dwa lata.

Jako najbardziej wyróżniający się element grupy Chilitoy bez wahania wymieniłbym charyzmatyczny tembr głosu wokalistki Ady. Tak charakterystycznego głosu nie słyszałem dość dawno, macie więc wielką szansę stworzyć rozpoznawalne brzmienie waszego zespołu.
Na pierwszej próbie mieliśmy dokładnie takie samo wrażenie. Jesteśmy świadomi, że Ada jest naszym największym atutem i wokół niej budujemy brzmienie i wizerunek zespołu. To taka nasza Kasia Nosowska. (śmiech przyp. red)

Jesteście młodymi ludźmi i z pewnością każdy z was wchodząc w świat show biznesu, często, nawet podświadomie zerka na innych artystów, których chce naśladować i iść podobną drogą. Czy moglibyście wymienić artystów, których szczególnie podziwiacie?
Jak widać Hey – za całokształt, mało jest w Polsce artystów, którzy ciągle wydają świetne, oryginalne płyty, oprócz Hey’a – Czesław Śpiewa – za rozróbę jaką zrobił na naszej rodzimej scenie z „Debiutem”. Głównym źródłem naszych inspiracji są jednak artyści z Wysp i zza oceanu. Ostatnio, zwłaszcza po niesamowitym koncercie w Krakowie, fascynujemy się zespołem 30 Seconds to Mars, wcześniej dużo podpatrywaliśmy też Garbage czy Jimmi Eat World. Na co dzień każdy z nas ma też swoje ulubione zespoły, oprócz wymienionych musimy wspomnieć o Oasis, Coldplay, Red Hot Chili Peppers, The Killers i The Veronicas. Granie zrodziło się z pasji słuchania, a wszystko co usłyszymy ma na nas jakiś wpływ, nie sposób więc wymienić wszystkich inspiracji.

Za Wami pierwsze występy na szklanym ekranie. Byliście gośćmi kilku popularnych programów telewizyjnych. Jak czuliście się grając przed kilkoma osobami w studio, jednocześnie mając świadomość, że ogląda Was znacznie większa grupa odbiorców przed telewizorami?
Byliśmy krótko po nagraniu teledysku, mieliśmy w pamięci jak zachowywać się przed kamerami, oczywiście był lekki dreszczyk, że to jednak transmisja na żywo.

Przyznam się Wam, że kiedy posłuchałem Waszego singla nuciłem go przez kilka kolejnych dni. Naprawdę łatwo wpada w ucho. Kiedy powstał pomysł na ten utwór i czy jest on efektem pracy całego zespołu, czy też któryś z członków grupy przyniósł na próbę już gotowy materiał?
Ta piosenka, jak i pozostałe nagrane razem z nią dojrzewała i zmieniała się od ponad 3 lat. Zmieniała się melodia, partie instrumentów, tekst, układ zwrotek, sami nie wiemy ilu różnych jej wersji słuchaliśmy. Jej narodziny miały miejsce na którejś z prób, odwiedził nas wspominany Rafał Kossakowski, krzyknął do Tomka, albo do Sławka „daj gitarę”, zagrał kilka nut i powiedział „popracujcie nad tym”. Wzięliśmy to na tapetę, dokomponowaliśmy kilka riffów, zaczęło się to układać w całość. Wszystkie nasze utwory powstają w podobny sposób, ktoś zagra coś fajnego, a potem dorabiamy do tego nogi, ręce i głowę.

Jesteście w takim wieku, że muzyka jest waszą wielką pasją lecz oprócz tego każdy z Was ma zapewne pozamuzyczne obowiązki. Czym więc zajmujecie się na co dzień poza próbami i koncertami zespołu?
Wszyscy studiujemy, Ada jest przyszłą farmaceutką, Tomek psychologiem, Sławek inżynierem budownictwa, a Krzysiek inżynierem chemikiem. No, chyba że akurat zostaniemy gwiazdami rocka, jednak nawet jeśli stałoby się to teraz każdy z nas chce skończyć studia. (śmiech przyp. red)

Promujecie swoją muzykę także w Internecie. Czy opowiadacie się jako zwolennicy czy przeciwnicy nowych technologii w promocji muzyki?
Oczywiście że jesteśmy jak najbardziej za Internetem. Trudno argumentować to stanowisko, bo samo wypisanie w punktach stwarzanych dzięki Internetowi możliwości zajęłoby pewnie słusznych rozmiarów książkę. Jeśli już o Internecie mowa zapraszamy na nasza stronę www.chilitoy.pl a także na nasze profile na Myspace i Facebook’u.

Na sam koniec, pytanie które mam nadzieję doskonale podsumuje naszą rozmowę. W kilku słowach: Czym jest dla Was muzyka?
Wcześniej padło słowo pasja, to chyba najlepsze określenie. Pasja słuchania muzyki i pasja grania trzyma nam gitary zawieszone na szyi i nie ma zamiaru ich stamtąd zdejmować.

Rozmawiał: Bartosz Domagała

author

Bartosz Domagała

 01.09.2010   fot. chilitoy.pl

Warszawski koncert Limp Bizkit wyprzedany!

The Australian Pink Floyd Show, ponownie powraca do Polski!

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć