Muzyka to sposób reakcji na wszystko co nas otacza...

Ten tekst przeczytasz w ok. 10 minut
Muzyka to sposób reakcji na wszystko co nas otacza...
 fot. sevenseconds.pl

Rozmowa z zespołem Carrion – Artystą maja NetFan.pl

Recenzując Waszą najnowszą płytę, duży zachwyt wzbudziło we mnie jej brzmienie, bliskie zagranicznym produkcjom. Kiedy słucham takich utworów jak “Jaki masz plan”, “Sołdat” czy “Dex” z głośników wydobywa się potężna ściana dźwięku. Opowiedzcie jak przebiegał proces produkcji materiału i czy korzystaliście przy tym z jakiś technicznych nowinek, które pozwoliły uzyskać taki efekt?
Fajnie, że się podoba – oznacza to, że udało nam się zrealizować jedno z naszych założeń. Muzyka to taka historia gdzie przez niedopracowanie czy „odpuszczenie” sobie brzmienia można położyć całą pracę. Bardzo nam zależało na tym aby jakościowo ten album nie odbiegał od rzeczy, które nas kręcą na co dzień. Musi być tzw. Pierdolnięcie (śmiech przyp.red). To daje dużo „powietrza” kawałkom i sprawia, że chce się posłuchać tego zawsze troszkę głośniej. Sam proces nagrywania płyty od wejścia Ptaka do studia do odebrania już gotowego „produktu” po masteringu trwał prawie rok… Było dużo potu, krwi, agresji a nawet czasem radości (śmiech przyp.red). Samo brzmienie to w dużej mierze zasługa Marcina Limka i Piotrka Matysiaka z K&K Studio w Radomiu u których nagrywaliśmy. To są kolesie, którzy doskonale wiedzą czego nam trzeba i jak wyciągnąć wszystko co najlepsze z tych paru nagranych dźwięków. W kwestii technicznej to ja nic nie powiem – nie moja działka. Nie do końca ogarniam (śmiech przyp.red).

REKLAMA
Tool News

Czy fakt, że sami postanowiliście kontrolować proces produkcji albumu, świadczy o Waszej wysokiej autonomii artystycznej i braku zgody na kompromisy, które mogły by w znacznym stopniu zatuszować to, co chcielibyście przekazać słuchaczom?
Autonomia to bardzo nam bliski wyraz. Chcemy mieć nad wszystkim kontrolę i do tego dążymy. Od pierwszej do ostatniej nutki, od pierwszego do ostatniego obrazka we wkładce. Sami wiedzieliśmy najlepiej co chcemy pokazać i jak ma to wyglądać. Producentami płyty są Vikol i VanCerz. Z racji ich przeciwstawnych dążeń muzycznych – z jednej strony moc a z drugiej przestrzenie, udało nam się dojść do pewnego rodzaju kompromisu i uzyskać brzmienie, które nas kręci. Ale my z tą autonomią idziemy jeszcze dalej… Wszystko co wiąże się z zespołem CARRION chcemy kontrolować albo mieć decydujące słowo w kwestiach kapeli dotyczących. Na całe szczęście wytwórnia, która nas wydaje – MJM Music PL zdecydowanie daje nam wolną rękę. Mamy z nimi świetny układ – każdy zajmuje się tym na czym się zna najlepiej.

Jedną z najświeższych dobrych dla Was wiadomości jest fakt, iż znaleźliście się pośród 30 zespołów, które mają szanse wystąpić na głównej scenie podczas festiwalu Woodstock 2010. Zapewne sukces ten cieszy i dodaje Wam motywacji do dalszej pracy i wiary w to co robicie?
Wiesz… Zagrać na Woodstock to jest coś co elektryzuje i niesamowicie kręci. Myślę, że 99,9% kapel marzy o tym żeby zagrać na tej imprezie. Ja pamiętam jak pierwszy raz w 1997 roku pojechałem do spodka na Metalmanię. To był inny świat. Niesamowite przeżycie. Pamiętam, że jak patrzyłem wtedy na Anathemę czy rodzime Moonlight i marzyłem, żeby na tym festiwalu zagrać. W 2008 roku to się udało – odebraliśmy telefon czy nie otworzylibyśmy festiwalu. Tak, takie rzeczy zdecydowanie motywują i dają dużo wiary w sens tego co się robi. Tak więc wracając do Woodstock – byłoby rewelacyjnie wejść na tamtejszą scenę.

Słuchając Waszego nowego albumu, nie łatwo doszukać się tam instrumentalnych partii solowych, stawiacie raczej na ogólne brzmienie całości niż na jej poszczególne elementy poprzez co Wasze utwory są równe jakościowo. Czy jest to jakaś zasada jaką wszyscy się kierujecie aby uzyskać jak najlepszy ostateczny efekt?
Lemmy z Motorhead powiedział kiedyś, że sztuka grania muzyki to sztuka odejmowania dźwięków a nie ich dodawania (śmiech przyp.red). Strasznie lubię tą sentencję. Nie trzeba w każdym numerze chyba pokazywać, że zna się wszystkie skale i że umie się zagrać na 5/4? Zawsze staramy się pamiętać o tym, że gramy, jakby na to nie patrzeć piosenki a nie jakieś „wyścigówki” czy solowe popisy.

Bardzo odważnym krokiem okazało się zaproszenie do współpracy nad singlowym utworem “Nie bez wiary” czołowego polskiego oboisty Tytusa Wojnowicza. Jego obecność w tym utworze okazała się nieoceniona w wyniku czego powstał niesłychanie świeży stylistyczny mariaż. Skąd pomysł na właśnie takie muzyczne spotkanie?
Chcieliśmy mieć kogoś w tym numerze, długo rozmawialiśmy kogo by tu zaprosić. Myśleliśmy o wokalistkach, wokalistach i innych instrumentalistach. Jak Andrzej Wojciechowski z MJM dowiedział się, że chcemy kogoś zaprosić od razu powiedział o Tytusie. Vikol jest fanem jego dokonań więc jak się okazało, że jest szansa na taką współpracę to nie było się nad czym zastanawiać. Tytus to świetny facet. Idealnie się wpasował, nie przesadził, nie poszedł za skromnie. Wszystko jak należy. Poza tym prywatnie jest bardzo normalnym gościem. Mógłbym z nim spokojnie pojechać w trasę i jeśli miałby ochotę to wypilibyśmy pewnie morze wódki (śmiech przyp.red).

Teksty wielu Waszych kompozycji traktujące o współczesnym świecie, egzystencjalnych problemach i częstym zwątpieniu w sens naszego ziemskiego istnienia. Ciężko mi w nich odnaleźć odrobinę pozytywnego myślenia. Poprzez większość z nich wyrażacie swój bunt i brak akceptacji dla tego co obecnie dzieje się wokół nas. Czy naprawdę przyszło nam żyć w takich przerażających czasach?
Teksty faktycznie nie mówią o najmilszych rzeczach, ale nie widzę powodu dlaczego miałbym śpiewać o kwiatkach i letniej bryzie… Nie są to w tym momencie rzeczy, które na mnie silnie oddziaływają. Natomiast agresja, skurwysyństwo i wszystkie tego typu historie poruszają gdzieś głęboko we mnie jakąś strunę, która każe mi o tym krzyczeć, buntować się przeciwko takiemu stanu rzeczy. Wiele jest historii na świecie, które mi się nie mieszczą w głowie. Przeczytałem kiedyś, że podczas II WŚ były oddziały wojsk rosyjskich, które musiały iść cały czas do przodu, nie można im było się cofnąć, bo z tyłu, za nimi szli inni żołnierze, którzy mieli rozkaz strzelać do każdego kto zrobi choćby krok do tyłu. Długo nie mogłem w to uwierzyć… Stąd się wziął tekst do „Sołdat”. Takich zdarzeń jest mnóstwo i wydaje mi się, że trzeba o tym mówić aby się już nigdy nie powtórzyły. Ale żeby nie zabrzmiało to tak jakbyśmy chcieli zmieniać świat… Takiej ambicji nie mamy. Jeszcze wiele najpierw w sobie najpierw trzeba naprawić. A co do czasów w jakich żyjemy to wydaje mi się, że wszystkie czasy są równie przerażające (śmiech przyp.red).

Wasz album jest wyjątkowo długi jak na dzisiejsze normy. Bliżej mu do idei koncept albumu i w zasadzie takim można by go nazwać. Jaka główna idea, myśl, przekonanie towarzyszyło Wam podczas pracy nad tekstami i muzyką?
Album trwa dokładnie 66 minut i 6 sekund. Czy to długo? Nie wiem. Na pewno można o nim powiedzieć, że El Meddah to album koncepcyjny. Tu wszystko od muzy, przez teksty i oprawę graficzną dotyczy jednej historii. Ślepej wiary w nie do końca słuszne ideały – i całego zła jakie to dla nas niesie. El Meddah to kłamca mamiący swoim urokiem, cudami i obietnicami. To taki oszust w każdym z nas, maska pod którą kryjemy swoje własne strachy. Dla mnie to trochę zebranie wszystkich obłudnych historii, które gdzieś się o mnie otarły i sprowadzenie ich do wspólnego mianownika.

Podczas trasy koncertowej Eska Rock Tour 2010 występowaliście w roli supportu zespołu IRA. Jak sprawdziliście się w tej roli, zapewne praca z muzykami z takim stażem wzbogaciła Was o nowe doświadczenia i umiejętności ?
Założeniem tej trasy było, że jadą dwa zespoły. Nie czuliśmy się jak suport (śmiech przyp.red). Ale trzeba znać swoje miejsce w szeregu i patrzeć na to przez pryzmat osiągnięć. Ira to zespół na którym się wychowywaliśmy. Jak miałem 12 lat kupiłem w kiosku ich pierwszą kasetę (śmiech przyp.red). To był power! Dorastałem razem z tym bandem a teraz mam przyjemność dzielić z nimi scenę. To bardzo dużo daje. Nabiera się sporo pewności w swoje „dokonania”. Można podpatrzeć jak to robią starzy wyjadacze i coś przemycić z tego dla siebie. Poza tym to normalni goście do picia i bicia (śmiech przyp.red). Dużo się działo na tej trasie oj dużo…

Bardzo ważnym elementem aranżacji waszych utworów na albumie “El Meddah” stały się instrumenty klawiszowe, które wypełniając przestrzeń harmoniczną i tworzą zjawiskowo brzmiące faktury. Łączycie więc tradycyjną koncepcją zespołu rockowego, z tym co daje nam nowoczesność. Czy Waszym zdaniem w takich rozwiązaniach należy szukać pomysłu na świeże brzmienie nieco przewidywalnej już muzyki rockowej?
A czy muzyka w ogóle musi być nieprzewidywalna? Nie mnie oceniać gdzie należy szukać rozwiązań. Każdy powinien robić tak jak mu podpowiada serducho czy czego tam słucha (śmiech przyp.red). U nas klawisz rzeczywiście jest bardzo ważną częścią brzmienia. Tak jak wspomniałeś, dodaje wiele przestrzeni ale i melodii. Czasem ma złagodzić a czasem przypierdolić. VanCerz to taki kameleon, który zawsze znajdzie miejsce dla siebie.

Mieliście już wiele okazji aby zaprezentować premierowy materiał fanom w wersji koncertowej. Z jakimi reakcjami najczęściej się spotykaliście?
Generalnie jesteśmy bardzo zadowoleni z reakcji. Najczęściej padają niecenzuralne słowa (śmiech przyp.red), oczywiście w pozytywnym sensie. Przychodzą ludziska i na równi bawią się przy nowych jak i starych kompozycjach.

Duże koncerny fonograficzny traktują artystów grających muzykę rockową z prawdziwego zdarzenia co najmniej obojętnie. Czy Waszym zdaniem jest więc szansa, aby na polskim rynku fonograficznym muzyka taka funkcjonowała na porządku dziennym, czy też nadal będzie ona określana mianem niszowej.
Na całym świecie rock `n roll to również dobry biznes. Trasy sprzedają się na równi z produkcjami Madonny czy Justina Timberlake`a. Myślę, że i do nas niebawem zawita ten stan rzeczy. Tak jak to mieliśmy już w latach `90. Teraz mainstream to Dance i Hip-Hop ale historia kołem się toczy. Z drugiej strony trzeba by się zastanowić czy to, że rock to muza niszowa to znowu taka tragedia, przecież w takim wypadku na koncerty przychodzą w większości ci naprawdę oddani i wierni słuchacze. Nie wiem czy nie lepiej mieć na koncercie 300 osób śpiewających numery niż 3000 pijących tylko browara (śmiech przyp.red).

Wasza muzyka jest wynikiem tego co przez słuchał każdy z Was. Z pewnością różne były Wasze muzyczne drogie, lecz czy moglibyście wymienić kilku artystów, zespołów, którzy rzucili nas was nieodwracalny urok i których dorobek w znacznym stopniu ukształtował dzisiejsze brzmienie zespołu Carrion?
Ojjjjjjjjjjjjjj... Temat rzeka. Każdy z nas słucha trochę innej muzy. Niekiedy jednak część z tych rzeczy gdzieś się zazębia. Mogę wymienić to co miało chyba na nas największy wpływ… Sepultura, Korn, Hunter, Vader, Suicidal Tendencies, Anathema, Alice in Chains Toto… Ale i na pewno Andrzej Zaucha czy Edyta Geppert. Na tym skończę (śmiech przyp.red).

Na sam koniec, pytanie które mam nadzieję doskonale podsumuje naszą rozmowę. W kilku słowach: Czym jest dla Was muzyka?
Muzyka to sposób reakcji na wszystko co nas otacza. To taki nasz malutki wkład w puzzle wszechświata (śmiech przyp.red).

Dziękuję za rozmowę. Życzę kolejnych sukcesów i przebojów
Pozdrawiam!

Rozmawiał Bartosz Domagała

author

Sebastian Płatek

Redaktor naczelny
 redakcja@netfan.pl

 03.05.2010   fot. sevenseconds.pl

Susan Boyle: niecodzienny duet

Vaya Con Dios i Ania Kostrzewska na jednej scenie!

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć