FOTORELACJA

Gaba Kulka w Rialcie - fotorelacja

Gaba Kulka i kameralna posiadówka przy lampce wina, zamiast skakania wśród młodzieży i przepychania się, żeby tylko dotrzeć do fosy? To dopiero zaskoczenie, zważywszy na fakt, że ostatnimi czasy koncerty, na których głównie bywam i publikuję z nich zdjęcia, to koncerty hip-hopowe. Tak właściwie nie ma co się temu dziwić, bo w większości przy tego typu dźwiękach spędziłem swoje młodzieńcze lata. Napisałem w „większości”, bo jednak nie zawsze tak było.

Ludzie przychodzą i odchodzą, czas mija, a gusta w pewnym stopniu ewoluują i rozwijają się, tym bardziej, gdy masz możliwość obracać się w gronie osób, które są całkowicie oddane swojej pasji, niezależnie od tego, czy jest to fotografia, szeroko pojęta sztuka, czy sport.

Wiem jedno, temu wszystkiemu praktycznie od zawsze towarzyszy muzyka, która jest nieodłącznym elementem naszego życia. To ona motywuje nas do działania, napędza, albo pozwala zwolnić i „wrzucić na totalny chillout”. Tak właśnie wyglądał piątkowy wieczór w katowickimRialto”, gdzie bez pośpiechu przy lampce wina, a dodatkowo w bardzo kameralnej atmosferze mogliśmy przenieść się do innego wymiaru.

Przepiękne miejsce, niesamowite światło, cudowne brzmienie instrumentów, a przede wszystkim głos, którym przez ponad półtorej godziny czarowała Gaba Kulka obecnych na miejscu słuchaczy, spowodowały, że poczułem się niczym w kilku scenach rodem z filmów Davida Lyncha. Przed oczami przeplatały mi się na przemian sceny z „Blue Velvet”, „Twin Peaks”, „Mulholland Drive”, czy „Inland Empire”. Jedyną różnicą było to, że zamiast zakłopotania na twarzy, jak w przypadku głównych bohaterów powyższych produkcji, na mojej nieustająco rysował się uśmiech przeplatający z pozytywnym zaskoczeniem.

Gaba Kulka, oczarowała wszystkich obecnych swoją charyzmą i ogromnym talentem wokalnym. Utwory z płyty „The Escapist” opowiadające o ucieczce i fascynacji, a także o miejscach, w których ściera się ze sobą świat wyobraźni i twarda rzeczywistość przeplatały się na przemian z mocniejszymi, bardziej elektrycznymi utworami z nowej płyty „Kruche”, na którym nawet delikatne ballady opowiadają raczej o zmierzchu cywilizacji, niż o sprawach sercowych, a koniec świata i jego bardziej osobista, miniaturowa wersja – śmierć i zapomnienie – są powracającym motywem. (źr. MP)

Piosenki z rockowymi odezwami, które zagrzewają do walki z despotami, opiewającymi miłość wbrew entropii i wiarą w siłę, która tkwi z pozornej słabości, sprawiły, że każdy z nas pragnął, żeby ten wieczór trwał, jak najdłużej. Jednakże jak doskonale wiemy, wszystko ma swój początek i koniec. Mnie pozostaje podzielić się z Wami gotowym materiałem z piątkowego wieczoru i wyczekiwać na kolejne spotkanie z Gabą Kulką wierząc, że nastąpi ono jak najszybciej. Podsumowując, mogę rzec tylko jedno – było magicznie!

PS. Swoją drogą, jeżeli chcielibyście usłyszeć najlepszy cover „American Valhalla”, który w oryginale wykonuje Iggy Pop, to koniecznie wybierzcie się na koncert Gaby! To było niesamowite i nieustannie chodzi mi po głowie. ;-)

Trwa ładowanie zdjęć